Kiedyś miałem kilka wiosen
i czarowny, mały świat.
Różnorodny, tak ciekawy,
że aż wyrósł ze mnie chwat.
Wnet znalazłem, w lato życia,
co najlepsze – miłość swą.
Jej owocem – kwiat rozkwitły,
dodał barwy naszym dniom.
W czas dojrzały zbiory były,
nieobfite, jednak swe.
Długo świat był nam przychylny,
bez tragedii, dzień za dniem.
Kiedy jesień zapukała…
Trudno, taki ludzki los –
w ciężkiej chwili wsparcie wspomnień
sił dodało, by znieść cios.
Lat upływu nie powstrzymam,
czas nam w przyszłość strzałę śle,
jednak wiele mam w zamyśle
jeszcze zrobić. Żale precz!
Sursum corda! Mam dość siły,
krew nie stygnie, ciągle wrze,
by opóźnić przyjście zimy…
tak przedłużam z życiem grę.