Życie to skomplikowana sprawa. Nie zawsze składa się z jasnych chwil. Często nadchodzą czarne dni, które trzeba przezwyciężyć z godnością i podnieść głowę wysoko.
Czasem wydaje się nam, iż nie damy rady pokonać jakiejś sytuacji. Jednak praktyka pokazuje, iż Bóg nie daje nam prób, których nie jesteśmy w stanie wytrzymać. Każda sytuacja, z którą się mierzymy, pojawia się w naszym życiu nieprzypadkowo.
Dziś opowiem historię Anny. To kobieta o silnym i niezłomnym charakterze. Ma trójkę dzieci i opiekuje się 92-letnią babcią. Mimo licznych obowiązków znajdowała czas, by cieszyć się życiem.
„Moje życie było beztroskie i pełne radości” – zaczyna swoją historię Anna. „Poznałam Pawła. Zakochałam się po uszy. On również traktował mnie z czułością. Po pół roku wzięliśmy ślub. Byłam przekonana, iż to mężczyzna mojego życia. Szłam do ołtarza pewna, iż spędzę z nim resztę swoich dni. Jak bardzo się myliłam!
Paweł nie był przyzwyczajony do życia w rodzinie. Był strasznym egoistą. Gotów na wszystko, by zaspokoić swoje potrzeby i dumę. Nie przejmował się pracą – to ja musiałam pracować na dwóch, czasem trzech etatach, żeby utrzymać rodzinę. A Paweł… bawił się. Wydawał wszystkie pieniądze w piwiarniach, na mecze i wypady na ryby.”
„Dlaczego to znosiłaś?” – zapytałam.
„Chyba ten głupi stereotyp pełnej rodziny mnie powstrzymywał. Przecież to ojciec moich dzieci. Jak miałyby bez niego rosnąć? Mam dwóch chłopców, a oni potrzebują ojca. Ale prawdę mówiąc, Paweł wcale się dziećmi nie interesował. Cała odpowiedzialność za nie spadła na moje barki. Babcia pomagała mi, ile mogła, ale z czasem wiek dał się jej we znaki, a zdrowie zaczęło szwankować. Potrzebowała opieki, zamiast pomagać. Jak mogłam ją zostawić w potrzebie?
Paweł tego nie wytrzymał. Postanowił się ze mną rozwieść i domagał się części mieszkania. Na szczęście cały majątek przed ślubem przepisałam na siebie. Paweł praktycznie się do niego nie dołożył, więc nie miałam z nim czego dzielić.”
„A później? Pomagał w wychowywaniu dzieci? Spotykał się z nimi?” – spytałam.
Anna uśmiechnęła się smutno i odpowiedziała:
„Nie. We wszystkim pomagała mi moja jedyna córka, Kasia. Odbierała braci z przedszkola, potem ze szkoły. Odrabiała z nimi lekcje, karmiła babcię, zajmowała się domem. Po roku na mojej starej pracy było coraz gorzej, musiałam szukać nowej.
Jedyną pracą, jaką udało mi się znaleźć, była posada zmywaczki naczyń w restauracji niedaleko domu. Nie miałam wyjścia, potrzebowałam pieniędzy. Pewnego dnia przynieśli mi na zmywak talerze z resztkami jedzenia. Nie jadłam nic od dwóch dni. Na jednym z talerzy leżał spory kawałek mięsa.
Nie mogłam pozwolić, by coś takiego wylądowało w śmieciach. Ludzie tracą rozum, płacąc za jedzenie, którego choćby nie jedzą! Zjadłam ten kawałek w okamgnieniu. Wtedy zaczęłam przynosić dzieciom jedzenie do domu. Gromadziłam jednorazowe pojemniki, pakowałam resztki i zanosiłam je do domu. Podgrzewałam, a one smakowały jak świeże. Smacznie i za darmo. Wiem, iż wielu mnie za to potępi, ale nie miałam innego wyjścia.
Dzięki temu prawie nie wydawałam pieniędzy na jedzenie, a z pensji mogłam kupić dzieciom ubrania i buty. Ale jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze.
Plotki o tym dotarły do mojego szefa. Bałam się, iż mnie zwolni. Z drżeniem serca czekałam na rozmowę z nim. Ale kiedy mnie wezwał do gabinetu, usłyszałam coś zupełnie niespodziewanego. Okazało się, iż to człowiek o wielkim sercu. Przy każdej dostawie produktów odkładał coś dla mnie, żebym mogła karmić swoje dzieci. Dzięki niemu jedliśmy dobrze jak nigdy.
Miesiąc później zaproponował mi kurs dla administratorów. Z euforią się zgodziłam. Tak zostałam administratorką jego restauracji, a potem całej sieci.
Dziś z przerażeniem wspominam tamte głodne dni. Teraz mogę sobie pozwolić na wszystko, czego zapragnę. Dzieci dorosły, zdobyły dobre wykształcenie i pomagają mi. O Pawle nigdy więcej nie słyszałam i nie chcę słyszeć. Jestem mu wdzięczna tylko za trójkę wspaniałych dzieci i za to, iż nauczyłam się być silna.”