W dniu mojego ślubu miałam ochotę uciec. Patrzyłam na Dymitra — ja miałam 20 lat, on 35. Nie potrafiłam sobie wyobrazić życia z mężczyzną, którego nie kochałam. Zgodziłam się wyjść za niego za mąż tylko dlatego, iż moi rodzice tak chcieli. Żyło nam się dobrze, niczego mi nie brakowało, ale szczęśliwa… szczęśliwa nigdy się nie czułam

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Mam dziś 40 lat i jestem przekonana, iż moi rodzice zniszczyli mi życie. Od dziecka starałam się być grzeczną i posłuszną córką. Nigdy nie sprawiałam kłopotów, byłam wzorową uczennicą, żeby mogli być ze mnie dumni.

Potem poszłam na studia — oczywiście na kierunek, który wybrali dla mnie rodzice. Nie miałam chłopaka, całe dnie spędzałam na nauce. Kiedy byłam na piątym roku, rodzice uznali, iż czas na ślub. Mama znalazła mi choćby narzeczonego — syna znajomych. Wszystko załatwili beze mnie.

Dymitr był ode mnie o 15 lat starszy. Miał własne mieszkanie w centrum, samochód i piękny dom pod miastem. Był już wtedy odnoszącym sukcesy przedsiębiorcą. Rodzice naciskali, więc się zgodziłam. Choć nie czułam do niego żadnej miłości.

Pamiętam ten dzień. Stałam w sukni ślubnej, patrzyłam na niego i miałam ochotę uciec. Myślałam: „Jak ja przeżyję z nim całe życie?”. Ale rodzice przekonywali, iż miłość to nie wszystko. Że liczy się stabilność, bezpieczeństwo, warunki do życia.

Zgodziłam się. Dymitr traktował mnie dobrze, nosiłam drogie ubrania, jeździliśmy razem po świecie. Po półtora roku urodziłam nasze pierwsze dziecko, potem — drugie. Wszystko było… poprawne. Spokojne. Ciche. Przez wiele lat nie zadawałam sobie pytań o uczucia. Myślałam, iż tak wygląda małżeństwo.

Kiedy dzieci podrosły, wróciłam do pracy i wtedy zobaczyłam inne życie. Spotkałam ciekawych ludzi, charyzmatycznych mężczyzn. Zaczęłam czuć rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Dziś mam 40 lat i zrozumiałam straszną prawdę: nigdy nie byłam zakochana. Nie przeżyłam prawdziwego uczucia. Do mojego męża nie czuję absolutnie nic. Jest mi zupełnie obojętny. Mieszkamy razem jak sąsiedzi.

Mamy dzieci, mamy pieniądze. Ale nic poza tym. Żadnych emocji. Żadnej bliskości.

Zdecydowałam się porozmawiać z mamą. Chciałam podzielić się tym, co czuję. Naiwnie liczyłam na zrozumienie. A ona powiedziała tylko:

— Przestań wymyślać i zacznij doceniać to, co masz. Masz wszystko! Po co ci ta „miłość”? Myślisz, iż byłabyś szczęśliwa z jakimś biednym robotnikiem? choćby nie próbuj tak myśleć. Masz dom, masz pieniądze, zdrowe dzieci. Czego ci jeszcze brakuje?

Po tej rozmowie wyszłam na spacer. Usiadłam na ławce w parku, przy stawie. I wyobraziłam sobie inne życie. Że jednak wyszłam za tego biednego, ale kochanego mężczyznę. Że było nam ciężko, może czasem brakowało pieniędzy. Ale byliśmy razem. Kochaliśmy się. Nasze dzieci nie miałyby luksusowych zabawek ani zagranicznych wakacji. Ale widziałyby miłość między rodzicami. To byłby najpiękniejszy prezent.

A Dymitr? Dziś ciągle w pracy. Czasem dzieci nie widzą go całymi tygodniami. choćby weekendów nie spędzamy razem.

Nic już nie zmienię. Jest za późno. Ale boli świadomość, iż przeżyłam życie nie tak, jak chciałam. Że tyle lat byłam z człowiekiem, którego nie kocham. Co mi pozostaje? Tylko znosić to dalej i żyć tak, jak żyję.

Idź do oryginalnego materiału