W cyfrowej pułapce społecznej

instytutsprawobywatelskich.pl 4 godzin temu

Współcześnie narasta przekonanie, iż z rozwojem technologii cyfrowych, a zwłaszcza mediów społecznościowych, coś poszło nie tak. Jeszcze dekadę temu często wyrażano nadzieję, iż media te sprzyjają demokratycznej partycypacji, a głównym problemem było wykluczenie cyfrowe, czyli brak dostępu do sieci. Dzisiaj widzimy, iż w cyfrowym infozgiełku łatwo nami manipulować. Czujemy, iż telefon to nasza trzecia ręka, bez której nie da się już normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Martwimy się o nasze dzieci – widzimy, jak pogorszyła się ich kondycja psychiczna i fizyczna. Winę coraz częściej przypisujemy ekranom.

W środowisku naukowym nie ma zgody co do tego, iż spadek kondycji młodzieży to wina ekranów. Trwa też spór o to, jak zakwalifikować problematyczne korzystanie z Internetu i telefonu.

Nie wydaje się, żeby w najbliższym czasie do klasyfikacji chorób trafiła taka jednostka jak uzależnienie cyfrowe – i bardzo dobrze! Obawiam się, iż dopełniłoby to procesu medykalizacji zjawiska, które w istocie ma charakter społeczny i polityczny, a nie chorobowy.

Taki proces medykalizacji był widoczny choćby w przypadku ADHD. Oczywiście, to zaburzenie w pewnej relatywnie wąskiej kategorii przypadków powinno być leczone i przepracowane w terapii, zbyt łatwo jednak przechodzi się nad społecznymi przyczynami zachowań kryjących się za tym akronimem. Łatwo zapomnieć, iż w pewnym sensie ADHD zostało „społecznie skonstruowane”[1]. Jest między innymi efektem „ukrzesłowienia”, czyli unieruchomienia dzieci w szkole i przed ekranami, spadku aktywności fizycznej, przebodźcowania oraz pewnego modelu socjalizacji, który promuje „grzeczność”, rozumianą często jako brak aktywności charakterystycznych dla dzieci (bieganie, krzyk, zawody itp.).

Gdyby uznać, iż szkodliwe nadużywanie telefonu jest po prostu rodzajem uzależnienia, a więc problemem medycznym, ryzykujemy, iż w poszukiwaniu rozwiązań ograniczymy się do leków i terapii. Tymczasem, przyczyny – i rozwiązania – są złożone.

Wśród przyczyn można wymienić m.in. zanik miejsc swobodnej zabawy, spowodowany zmianą struktury osadniczej w wyniku wzrostu liczby samochodów. Dedykowana autom infrastruktura (drogi, parkingi) „pożera” przestrzenie zielone oraz miejsca nieformalnej zabawy dzieci, izoluje ludzi od siebie. Generuje też większy hałas, który negatywnie wpływa na poziom koncentracji i wywołuje stres. Symptomatyczna jest wypowiedź 15-latków, którzy wzięli udział w wywiadach fokusowych, przeprowadzonych na potrzeby „smartfonowego” projektu, którym kieruję:

Respondent 1: Jak ja nie mam telefonu, to siedzę w domu.

Respondent 2: Nie, [bez telefonu – przyp. SB] choćby nie mam możliwości, żeby wyjść do szkoły, to jest jedno. Ale tak ze znajomymi to nie ma szans, iż ja będę bez telefonu. choćby nie ma jak się umówić.

Respondent 3: Nie ma jak się umówić. Nie ma na przykład, powiedzmy, bilet, pieniądze. Wszystko jest w telefonie.

Drugą przyczyną jest cyfryzacja edukacji. Składa się na nią między innymi tak zwany edutech, a więc technologie cyfrowe w roli narzędzi nauczania i uczenia się.

Wprowadzaniu do klas i szkół takich rozwiązań jak e-dziennik, tablice interaktywne czy laptopy w Polsce nie towarzyszy refleksja nad ubocznymi skutkami tych działań.

Dziś już widzimy, iż wprowadzenie e-dzienników wprawdzie bardzo usprawnia przepływ informacji pomiędzy szkołą, rodzicami i uczniami, ale za cenę oduczenia uczniów odpowiedzialności za pilnowanie zadań domowych czy samodzielne zapisywanie lub – tak, tak! – zapamiętywanie informacji. Oto ilustrująca ten proces wypowiedź nastolatka z Torunia:

Jestem w szkole, skąd mam wiedzieć, jakie mam lekcje, jak nie spojrzę w dziennik?

Wiemy już też, iż inwestycja w tablice interaktywne okazała się chybiona – w badaniach brytyjskich nie wykazano żadnego pozytywnego wpływu ich wykorzystania na wyniki nauczania[2]. Ponieważ zaś kosztują one niemałe pieniądze, środków tych brakuje na inne, sprawdzone metody podnoszenia poziomu nauczania, jak choćby wzrost nauczycielskich pensji.

Piszemy o Ludziach, a nie o władzy

Pokazujemy prawdę o przyczynach, nie o skutkach. Jesteśmy Twoim głosem. Wspieraj niezależność!

Przekaż darowiznę i stań się naszym współwydawcą

Inwazji technologii cyfrowych w szkole towarzyszy analogiczna inwazja w życiu domowym. Dziś rodzinna logistyka wydaje się niemożliwa bez telefonu. Dominującym modelem rodzicielstwa staje się dziś helikopterowe rodzicielstwo nadzoru. Ponownie oddaję głos jednemu z moich nastoletnich respondentów:

No mama to by mnie zaszlachtowała jakbym się z nią nie skontaktował 2x w ciągu dnia. Dajmy na to dobry przykład tego tygodnia spóźniłem się na lekcję 5 minut, bo musiałem coś załatwić tam z salą od WF-u, i od razu doszła do mnie wiadomość po 2 minutach, iż czemu mam spóźnienie, […] gdzie jesteś, czy sobie żarty robię. (FGI nr 10 uczniowie, Radom)[3].

Tak więc, różne siły i potrzeby najpierw przymuszają dzieci do posiadania telefonów. Jest to przymus zewnętrzny, który jednak z upływem czasu zostaje uwewnętrzniony. Symptomatyczne jest pytanie, jakie zadał nam jeden z ankietowanych nastolatków z Radomia:

A jakby się szkoła paliła, to jak do kogo mamy zadzwonić?

Nauczył się, iż w sytuacji kryzysowej, jak i zresztą w każdej innej, ratunku można szukać jedynie w telefonie. A przecież w szkole są dorośli, nauczyciele, dyrekcja, systemy przeciwpożarowe, a w państwie efektywnie funkcjonuje straż pożarna i cały aparat ochrony ludności. Jest też własny rozum i doświadczenie, wynikające m.in. ze szkoleń. Taka niesamodzielność, fatalizm i bierność są zinternalizowane, wyuczone, wytresowane przez nadmierny kontakt ze światem wirtualnym.

Stawiam tu tezę, iż zamiast w kategorii uzależnienia warto o naszej relacji ze telefonami i innymi urządzeniami cyfrowymi myśleć raczej w kategoriach tzw. pułapki społecznej. Nie jesteśmy bowiem cyfrowymi narkomanami; jesteśmy raczej cyfrowymi zakładnikami[4].

Wpadliśmy w cyfrową pułapkę społeczną.

Pułapka społeczna to sytuacja, w której „nawet jeżeli osoba jest w pełni świadoma szkód, jakie korzystanie z danego produktu jej wyrządza, może racjonalnie zdecydować się na dalsze korzystanie, ponieważ bycie jedyną osobą, która zeń nie korzysta, pozostało bardziej kosztowne w sytuacji, gdy wszyscy inni to robią” (Bursztyn, Handel, Jimenez i Roth, 2023)[5].

Leonardo Bursztyn ze współpracownikami zbadali to zjawisko w kontekście mediów cyfrowych. Odkryli, po pierwsze, iż badanym studentom trzeba byłoby zapłacić pewną kwotę, żeby zechcieli zrezygnować na miesiąc z korzystania z TikToka i Instagrama (odpowiednio: średnio 59 i 47 dolarów). Odkryli także, iż respondenci byliby także skłonni sami zapłacić pewną kwotę pieniędzy za to, by oprócz nich z korzystania z TikToka i Instagrama zrezygnowali także inni studenci w ich otoczeniu (odpowiednio: średnio 28 i 10 dolarów). Co najciekawsze jednak, ci studenci, którzy sami nie korzystają z tych aplikacji, byliby gotowi zapłacić wyższe kwoty (odpowiednio: średnio 67 i 39 dolarów), aby nikt w ogóle z tych mediów nie korzystał.

Pomyślmy: media społecznościowe to takie produkty, które są przez wielu oceniane wprawdzie jako wartościowe, ale jednocześnie bylibyśmy skłonni zapłacić za to, by wrócić do świata, w którym ich nie ma!

Pokazuje to, jak poważny jest koszt pozostawania poza obiegiem mediów cyfrowych. Pokazuje też, iż wielu z nas chętnie wyrwałoby się z pułapki nadmiernego korzystania z aplikacji i urządzeń cyfrowych, gdyby dało się to zrobić razem z innymi ludźmi. Nie musielibyśmy wtedy za wyjście z cyfrowej pułapki słono zapłacić utratą kontaktów społecznych.

Nie ma zatem indywidualnych rozwiązań systemowego problemu negatywnych skutków korzystania z technologii cyfrowych.

Skuteczne wyjście z pułapki społecznej wymaga skoordynowanych działań zbiorowych, w tym przypadku – na poziomie całego społeczeństwa. Właśnie temu służą regulacje prawne. W przeszłości dzięki mądrym regulacjom ludziom udawało się wydobywać z różnych pułapek społecznych. Udało się na przykład przymusić przemysł spożywczy do rezygnacji ze stosowania tłuszczów trans; przemysł samochodowy – do wprowadzenia pasów bezpieczeństwa. Ciekawie opisuje to prof. Gaia Bernstein w książce pt. Unwired: gaining control over addictive technologies (2023)[6].

Nie ma więc powodu, byśmy w cyfrowej pułapce społecznej mieli utkwić na zawsze. Czas się z niej wreszcie wydobyć!

Przypisy:

[1] Zob. M. Wróblewski (2018), Medykalizacja nadpobudliwości. Od globalnego standardu do peryferyjnych praktyk, Kraków: Universitas.

[2] S. E. Higgins (2010) ’The impact of interactive whiteboards on classroom interaction and learning in primary schools in the UK.’, [w:] Interactive whiteboards for education: theory, research and practice. Hershey, Pa: IGI Global, ss. 86-101, [odczyt: 5.12.2025]

[3] Cytowane badania zrealizowano w ramach projektu pt. “Zmiany cywilizacyjne w młode pokolenie, finansowanego ze środków budżetu państwa”, przyznanych przez Ministra Edukacji i Nauki w ramach Programu „Nauka dla Społeczeństwa II” (nr NdS-II/SP/0497/2023/01).

[4] Rozwijam tu tezę pokrótce zasygnalizowaną w felietonie pt. Inne telefony i media społecznościowe są możliwe, opublikowanym przez „Rzeczpospolitą” dn. 19 marca 2024, [odczyt: 5.12.2025].

[5] Zob. L. Bursztyn, B. R. Handel, R. Jimenez & C. Roth (2023) When Product Markets Become Collective Traps: The Case of Social Media, National Bureau of Economic Research, Working Paper 3177, [odczyt: 5.12.2025] Przystępne streszczenie tej publikacji: zob. L. Bursztyn, [odczyt: 5.12.2025]

[6] G. Bernstein (2023), Unwired: gaining control over addictive technologies, Cambridge, Cambridge University Press.

Idź do oryginalnego materiału