Upominek z nutą wyrzutu: jak teściowa postanowiła popsuć urodziny

newsempire24.com 2 dni temu

Wszystko zaczęło się od urodzin Kingi, które miały być idealne. Cały dzień spędziła w kuchni, krzątając się między patelniami a garnkami, bo przecież goście mieli przyjść: rodzice, przyjaciółki i oczywiście teściowa – Barbara Stanisława. Atmosfera była ciepła, prawie rodzinna, aż do momentu, gdy teściowa postanowiła zabrać głos.

– Kochana synowa! – zaczęła Barbara Stanisława z wymuszoną uprzejmością. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! A z tej wyjątkowej okazji mam dla ciebie coś specjalnego… – Podsunęła Kingi kopertę.

Kinga otworzyła ją z uśmiechem, ale gdy zobaczyła zawartość, zrobiła się blada jak ściana. W środku był bon na kurs gotowania.

– Może w końcu nauczysz się przygotowywać porządne obiady – ciągnęła teściowa lodowatym tonem. – Żeby w przyszłym roku nie było wstydu przed gośćmi.

Zapanowała cisza, a Kinga stała jak skamieniała.

– Naprawdę? choćby w moje urodziny nie potrafiła się pani powstrzymać?

– Uspokój się – wtrącił się Wojtek. – Porozmawiam z mamą.

Wyprowadził Barbarę Stanisławę do kuchni. Co tam dokładnie się działo – nie wiadomo, ale teściowa wyszła wkrótce, zabierając ze sobą nieszczęsny bon. Przy stole panowała niezręczna atmosfera, ale z czasem goście odzyskali humor. Popłynęły toasty: za zdrowie, za miłość, za cierpliwość…

Kiedy większość już się rozeszła, zostały tylko przyjaciółki. Urodzinowy nastrój dawno minął.

– Kinga, naprawdę tak źle gotujesz? – spytała Ola.

– No co ty, nie jestem mistrzynią patelni, ale jakoś nikt jeszcze nie otruł się moją zupą – odparła Kinga z przekąsem. – Teściowa po prostu uważa, iż jeżeli nie gotuje jej synek, to znaczy, iż jest źle.

– A w ogóle próbowała twoich dań? – zdziwiła się Marta.

– Rzadko. Zwykle jest już uprzedzona, iż będzie nieapetycznie.

I wtedy narodził się plan. Kinga postanowiła przeprowadzić mały eksperyment i udowodnić, iż problem tkwi w uprzedzeniach, a nie w jej kulinarnych umiejętnościach.

Dogadali się z Wojtkiem – on przygotował potrawy, a Kinga podała je jako swoje. Gdy teściowa przyszła w odwiedziny, od razu rzuciła się do krytyki, ale widok zastawionego stołu trochę ją zaskoczył: rosół, pieczeń, sałatki, przystawki. choćby się uśmiechnęła.

– No cóż… – mruknęła. – Widzę, iż ten kurs jednak coś dał.

Zaczęła jeść. choćby niechętnie pochwaliła.

– Widać postępy. Oczywiście, do poziomu mojego Wojtusia jeszcze ci daleko, ale przynajmniej pieniądze się nie zmarnowały.

Wtedy Wojtek wyciągnął telefon, włączył nagranie i postawił przed matką.

Na ekranie widać było… jego samego, przy kuchence, przygotowującego te same dania.

– Mamo, mam dość twoich docinków pod adresem Kingi. Właśnie zjadłaś obiad, który ugotowałem ja. jeżeli ci smakowało, to znaczy, iż problem nie leży po jej stronie. Od dziś twoje uwagi na temat jej gotowania są nieważne.

Barbara Stanisława zrobiła się biała.

– To ona ciebie podpuszcza! Tak ciebie nie wychowałam!

– Mamo, koniec. To ty sama odsuwasz się ode mnie.

Dumnie wstała i wyszła, trzaskając drzwiami.

Minęły miesiące. Teściowa nie dzwoniła, nie pisała. Wojtek też nie szukał kontaktu. W końcu jednak zrozumiała, iż traci syna. Zadzwoniła, przeprosiła. Z Kingą jakoś się dogadywali, choć od czasu do czasu jadowita uwaga jeszcze się wymsknęła – ale rzadziej. Kinga nauczyła się to ignorować. Dla świętego spokoju.

Bo choćby najtwardsze mury upadają, gdy prawda staje się zbyt oczywista.

Idź do oryginalnego materiału