W jeden z pochmurnych wieczorów, przeglądając stare rzeczy w rodzinnym domu, Kinga natknęła się na rozmowę, która przewróciła jej życie do góry nogami. Siedziała w swoim pokoju, gdy z kuchni dobiegł ją pełen niepokoju głos matki:
— Kinga, może jednak wrócisz do niego? Dlaczego wszystko rzuciłaś i wyjechałaś?
— Mamo, mówiłam już, iż to chwilowe — odparła zmęczonym głosem. — Najemcy niedługo się wyprowadzą z mieszkania dziadka w Poznaniu, wtedy się tam wprowadzę. Nie chcę wam zawadzać.
— Tak to przecież nie wygląda, Kinga? — głos matki drżał. — Żyliście z Krzysiem, wszystko było dobrze. Nie pił, nie włóczył się. Czego jeszcze chcesz? Nauczcie się dogadywać, nie pierwszy rok razem!
Kinga gorzko się uśmiechnęła, patrząc przez okno, za którym mżył deszcz. Czuła, iż w środku narasta burza. Jak wytłumaczyć matce, iż jej małżeństwo było jak życie pod lupą obcych oczu?
— Mamo, nie wiesz, jak wyglądało moje życie przez te wszystkie lata — zaczęła, a jej głos zadrżał od powstrzymywanych emocji. — Zamykasz zasłony na noc? W sypialni jesteś tylko z tatą czy z całym osiedlem? A jeżeli chcecie czegoś prywatnego, to wszyscy o tym wiedzą? Nie? U nas było dokładnie tak! Żyłam jak w akwarium — każdy mój krok, każdy oddech był na widoku. Nie zdziwiłabym się, gdyby cała dzielnica wiedziała, jaki kolor ma moja bielizna, albo… — zawahała się — czym zajmowaliśmy się z Krzysiem nocą. I to dla ciebie normalne?
Matka milczała, zszokowana. Kinga nie mogła przestać:
— Wiesz, kto o wszystkim rozpowiada? Mój mąż! Ten sam, od którego wyszłam i do którego nie wrócę. Nie umie trzymać języka za zębami! Proszę: „Krzysiu, tylko między nami”, a godzinę później wszyscy już wiedzą. Patrzy na mnie niewinnie i mówi: „Przecież mówiłem po cichu, co w tym złego?” — Kinga zacisnęła pięści. — Ostatnio urządził awanturę, krzyczał, iż tak już ma, iż mama nie ze złości, tylko się martwi. Po co, powiedz, jego matce wiedzieć, w który dzień planowaliśmy poczęcie dziecka?!
Matka przyłożyła dłoń do ust.
— Tak, mamo, właśnie tak było! — Kinga prawie krzyczała. — Dzwoni jego matka i pyta, jak poszło, martwi się o wnuki. choćby chodziła do jakichś zielarek, podsuwała mi zioła przez Krzysia, żeby mi je wsypywał do herbaty! To była ostatnia kropla. Nie mogę tak żyć! Idę ulicą, a ludzie się uśmiechają, jakby wiedzieli, co robiliśmy wczoraj. Mam już paranoję! Jego matka dzwoni i troskliwie pyta, czy stoję na głowie po… no, wiesz. Nie mam już siły!
Kinga zamilkła, ciężko oddychając. Matka patrzyła na nią z przerażeniem, nie wiedząc, co powiedzieć.
— A niespodzianki? — ciągnęła Kinga ciszej. — Nie da się zrobić niespodzianki. On wszystko wygada! Kupi mi prezent, a ja już od miesięcy wiem od sąsiadki, co wybrał. Fajny, tak, nie pije, nie pali, pracowity. Ale ten jego język… Nie zniosę tego, mamo.
Ojciec, zwykle cichy, nagle włączył się do rozmowy:
— Daj dziewczynie spokój! — rzekł stanowczo. — jeżeli mówi, iż nie może, to nie może. Kto ją wesprze, jeżeli nie my? Mieszkaj, córko, dopóki trzeba.
Obrócił się do Kingi, łagodniejąc:
— Znałem takich jak twój Krzyś. Na budowie miałem kolegę, przezywali go Gadatliwy. Żadnej tajemnicy mu nie powierzyłeś — zaraz się rozniesie. Mówił, iż cała jego rodzina taka, po ojcu odziedziczył. Może i kłamał, kto go tam wie. Ale życie z takim to męka.
Kinga wdzięcznie skinęła głową i wróciła do swojego pokoju. Kochała to przytulne mieszkanie, urządzone z ciepłem i troską. Ale życie z Krzysiem, którego gadatliwość niszczyła każdą prywatność, było nie do zniesienia.
Zapukano do drzwi. Matka weszła, nerwowo poprawiając fartuch.
— Kinga, naprawdę się rozwiedziesz?
— Mamo, daj mi pomyśleć — westchnęła. — Ale pewnie tak. On się nie zmieni.
— A jeżeli jednak się poprawi? — zapytała z nadzieją matka.
— Nie poprawi się — odcięła Kinga. — Myślisz, iż mi łatwo?
Matka wyszła, a Kinga położyła się na łóżku i puściła łzy. Nie spodziewała się, iż jej małżeństwo z Krzysiem, tak uroczym, solidnym i dobrym na pierwszy rzut oka, skończy się właśnie tak. Już przed ślubem były znaki ostrzegawcze: kiedyś spali na działce, a potem wszystkie sąsiadki zaczęły się do niej uśmiechać, witać i mówić czule. Teściowa zaś kiedyś rzuciła, iż „dzisiejsze dziewczyny to hulanki”, ale Kinga to „dobra, porządna”. Choć w gniewnej kłótni wyjawiła, iż wiedziała o jej niewinności jeszcze przed ślubem.
— Powiedziałeś swojej matce?! — wrzasnęła wtedy Kinga.
— No i co? Była taka szczęśliwa! — odpowiedział Krzyś, nie rozumiejąc jej złości.
Był to punkt przełomowy. Kinga zrozumiała, iż więcej nie wytrzyma.
Minęły trzy miesiące. Kinga przeprowadziła się do innej dzielnicy Poznania, z dala od domu, by zacząć od nowa. Nie spodziewała się tu spotkać Krzysia.
— Cześć, Kinga — stał przed blokiem, niepewnie przestępując z nogi na nogę.
— Cześć — odparła chłodno.
— Pogadamy?
— Włączysz dyktafon? — zażartowała z goryczą. — Żeby potem wszystko słowo w słowo powtórzyć?
Krzyś poczerwieniał.
— Właśnie chciałem przeprosić. Zrozumiałem, Kinga. Koniec z głupotami. Bez ciebie źle mi. Już nie będę taki.
— Mnie też bez ciebie źle — przyznała, ale dodała: — Ale wybrałeś swoją drogę. jeżeli nie umiesz milczeć, to koniec.
— Złożyłaś pozew? — spytał cicho.
— Tak.
— Masz kogoś?
— Nikogo — odparła krótko. — Ale może kiedyś będzie. I on, w przeciwieństwie do ciebie, będzie milczał o naszych sprawach. Idź już, Krzyśu.
Odwróciła się i odeszła, czując, jak serce ściska się z bólu. Cały wieczór czekała na telefony od teściowej, znajomW nocy śniła, iż Krzyś stał pod jej oknem, ale gdy spojrzała w dół, zamiast niego zobaczyła swoje odbicie, uśmiechające się tajemniczo zza szyby.