Dnia 6 lipca 2024 odbyła się nasza kolejna wyprawa do Litworowego Kotła. Udział w niej wzięli Arnold Jakubczyk, Mateusz Lubecki, Michał Wróbel oraz silnie reprezentowany Zakład Meteorologii i Klimatologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w osobach: prof. dr hab Leszek Kolendowicz, dr Bartosz Czernecki oraz dr Marek Półrolniczak.
Celem wyprawy była wymiana dotychczasowego, mocno zniszczonego masztu drewnianego na porządny maszt aluminiowy, na który wreszcie uzyskaliśmy zgodę TPN. Dodatkowym celem wyprawy było ponowne uruchomienie danych online, których stacja nie nadawała od końcówki kwietnia. O samym dojściu do Kotła nie ma się co rozpisywać, standardowa droga czerwonym szlakiem z Kir, a następnie trawers Twardej Kopy ścieżką do jaskiń, przejście przez morenę Mułowego Kotła, Machajówkę, skąd zeszliśmy do Litworowego Kotła.
Cel nr 1 udało się zrealizować w 100%, głównie za sprawą Arnolda, który zaprojektował i złożył maszt oraz wykonał większość prac ziemnych na miejscu. Nowy maszt ma regulowaną wysokość dzięki temu, iż składa się z 3 profili aluminiowych każdego kolejnego o mniejszej średnicy, przez co można swobodnie je wsuwać i wysuwać z siebie, a następnie przytwierdzać śrubami. w tej chwili osłona znajduje się na wysokości 2,1 m, natomiast maksymalna wysokość, na której może być osłona po rozsunięciu to ok. 4 m, co pozwoli uniknąć zasypania przez śnieg w zimę (do Litworowego Kotła są nawiewane spore ilości śniegu z grani, grubość pokrywy może często przekraczać tam 3 m).
Maszt został wkopany na głębokość aż 1 m pod ziemię, a o jego stabilność dba krzyżak zasypany pod ziemią. Całość wygląda bardzo stabilnie i profesjonalnie, taki słup z pewnością jest gotowy na stawienie czoła ciężkim warunkom panującym w Kotle.
Celu nr 2 nie udało się zrealizować, gdyż cała elektronika przestała działać i nie było możliwości naprawy tego na miejscu. Przytoczę tutaj opis Mateusza:
,,Stan techniczny stacji jest tragiczny, żeby nie powiedzieć opłakany. Jeszcze w listopadzie istniejący, drewniany słup złamał się na skutek bardzo silnego wiatru halnego o prędkości dochodzącej do 150 km/h. Większość elementów, została wtedy również naturalnie wydarta ze słupa (połamane albo powyciągane wkręty do drewna). Niestety w tym samym międzyczasie dały o sobie znać, pewne koniecznie skróty i prowizorka zaaplikowana przez poprzednią ekipę z zimy. Alubox z elektroniką został położony pod słupem w pozycji dławikami kablowymi do góry. W rezultacie do środka dostała się woda, której wylałem ze środka spokojnie 200ml. Oczywiście cała zawartość do kosza, choć nie zdziwiłbym się, gdyby Motorola wciąż działała. Sterownik też wydaje się być nietknięty i nie widać na nim śladu zalania. Tak czy inaczej, na produkcję to się już zdecydowanie nie nadaje. Antena jak widać. Dużo z niej w zasadzie nie zostało. Urwany dipol, powyginane wszystkie elementy. Na chwilę obecną udało się tylko uruchomić rejestrację offline.”
Kolejną wyprawę będziemy planować kiedy Mateusz naprawi, a adekwatnie zbuduje od nowa i zaprogramuje elektronikę odpowiedzialną za dane online. Prawdopodobnie będzie to w sierpniu.