Biegnij, póki nie jest za późno…
Wszystkie dziewczyny marzą o wielkiej i czystej miłości. O tym, by świat wirował, a serce zamierało od czułych uścisków. By chłopak zrobił piękne i niezwykłe oświadczyny w najmniej spodziewanym momencie, tak by wszyscy widzieli i zazdrościli. By ślub był piękny. Pan młody w eleganckim garniturze, a obok ona – krucha panna młoda w zwiewnej białej sukni, lśniąca od szczęścia. Każda dziewczynka śni o takim weselu niemal od kołyski. Ania nie była wyjątkiem.
W połowie roku szkolnego do klasy 9A trafił nowy uczeń – Tomek Kowalski. Na przerwie otoczyli go wszyscy, wypytując, skąd przyjechał i dlaczego akurat teraz.
– Ojciec jest wojskowym, dostał nowe przydzielenie, więc się przeprowadziliśmy – tłumaczył Tomek.
– A strzelać umiesz?
– Trochę.
– Z jakiego pistoletu?
– Z służbowego… – pytania sypały się ze wszystkich stron.
Tomek od razu zwrócił uwagę na Anię. Stała nieco z boku, jakby go nie zauważała. Po lekcjach odprowadził ją do domu. Okazało się, iż mieszkają w tej samej okolicy. Opowiadała mu o szkole i klasie, on zaś o miastach i garnizonach, w których stacjonował jego ojciec.
W dniu urodzin Ani przyniósł do klasy różę i wręczył jej ją na oczach wszystkich. Gdyby zrobił to ktoś inny, chłopaki by się wyśmiali, rzucili głupie żarty, ale jego gest wzbudził ich szacunek i zazdrość dziewczyn.
Ania przyjęła różę, jakby codziennie dostawała takie prezenty. Jej wzrok mówił: „Patrzcie, jak za mną lata nowy. Zazdrościcie? Jeszcze nie widzieliście niczego”. Traktowała Tomka z lekceważeniem, choć go lubiła.
Tuż przed maturą Ania poznała starszego chłopaka – sportowca. Na brzegu Wisły odbywały się zawody wioślarskie. Zatrzymała się z koleżanką, by popatrzeć.
– Dziewczyny, chodźcie tutaj. Stąd lepiej widać – zawołał przystojny mężczyzna.
– A pan też startuje? – zapytała Ania, przeciskając się przez tłum.
– Nie, ja trenuję zapasy. Startuje mój kolega. O, tam, drugi z brzegu. – Wskazał na wodę, ale sam nie spuszczał wzroku z Ani, wyraźnie ją wyróżniając.
Marek – tak miał na imię nowy znajomy – odprowadził Anię do domu.
– Wiesz, co znaczy imię Marek?
Ania wiedziała, ale teraz wszystkie myśli wyleciały jej z głowy.
– Wojownik. Zawsze walczę i wygrywam.
Spodobał się jej. Ania wsłuchiwała się w nowe uczucia, które ją pociągały, ekscytowały i trochę przerażały. W głowie miała mętlik. Tomek został natychmiast zapomniany. Gdzie mu do Marka Nowaka! Całą drogę myślała, czy ją pocałuje, i jak ma zareagować, jeżeli to zrobi. Pod bramą życzył jej dobrej nocy i odszedł. Ania poczuła rozczarowanie.
Następnego dnia, gdy wyszła ze szkoły, Marek wysiadł z zaparkowanej przy chodniku zagranicznej limuzyny i otworzył przed nią drzwiczki. Zanim wsiadła, Ania rozejrzała się, czy widzą ją koleżanki. Dziewczyny na schodach stanęły z otwartymi ustami, a Tomek stał nieopodal, nachmurzony. Ania z triumfalną miną wsiadła do auta. Ale gdy odjechali, ogarnął ją strach. Dokąd ją zabiera?
Marek po prostu pokazał jej miasto, opowiadał o krajach, które odwiedził na zawodach. Uwaga starszego mężczyzny schlebiała jej. Zachowywał się powściągliwie, nie pozwalał sobie na nic więcej. Z podróży przywoził jej perfumy, piękną biżuterię. Skromna róża odeszła w zapomnienie. Koleżanki podziwiały prezenty, wstrzymując oddech z zazdrości. A Tomek… Ania już go nie dostrzegała.
Po maturze dostała się na studia. Niemal codziennie Marek odbierał ją spod uczelni samochodem.
– Gdzie podział się twój Romeo? – pytały dziewczyny, gdy widziały Anię wracającą pieszo.
– Wyjechał na obóz – odpowiadała z uśmiechem.
Oświadczyny zrobił jej niespodziewanie, na środku rynku, klękając na jedno kolano i podając aksamitne pudełeczko z pierścionkiem, oczywiście z małym diamentem. Jak w filmie.
Obok zatrzymał się radiowóz, i o mało nie trafili na komisariat za zakłócanie porządku.
Ania żałowała tylko jednego – iż żadna z koleżanek tego nie widziała, iż nie da się cofnąć czasu i powtórzyć tej sceny.
W urzędzie stanu cywilnego stała w obłoku koronek, olśniewająca i szalenie szczęśliwa. A obok on – sportowiec, przystojniak, zwycięzca. Od mięśni groził rozsadzeniem marynarki. O czym jeszcze można marzyć?
Ze ślubu nowożeńcy pojechali do jego mieszkania.
Miesiąc później Ania zrozumiała, iż jest w ciąży. I to w tak nieodpowiednim momencie. A co ze studiami?
– Myśl o synu. Potem skończysz, jeżeli zechcesz. Siedzisz w domu. Pieniędzy starczy, dobrze zarabiam – powiedział Marek.
– A jeżeli będzie dziewczynka?
– Będzie syn. Jestem zwycięzcą, pamiętasz?
Ania urodziła syna. Pozostały za nią gratulacje i prezenty. Marek chodził na treningi, jeździł na zawody i obozy, a ona siedziała w domu z dzieckiem. Gdzieś przepadły wszystkie koleżanki. Matka napomknęła, iż będzie dzwonić, ale przyjeżdżać… Zięć nie życzy sobie jej ingerencji w ich życie.
Nie żeby Ania bardzo tym się przejmowała, ale szczęście czuje się pełniej, gdy są jego świadkowie. A tak – nikt nie widzi, nudno. Ania czuła się odizolowana jak trędowata. Powoli budziła się z pięknego snu.
Gdy syn podrósł, stało się trochę lżej. Ania zabierała go na zajęcia przed szkołą, głównie sportowe. Czekając na niego, rozmawiała z innymi matkami. Ciągle czuła obecność Marka, choćby gdy go nie było. Na ulicy rozglądała się, wydawało jej się, iż ktoś ją śledzi. Pewnego dnia powiedziała o tym mężowi.
– Masz paranoję. Nie mam nic lepszego do roboty niż śledzić cię? – odparł zirytowany.
– Marku, chcę wrócić do pracy, skończyć studia. Mam dość siedzenia w domu.
– Tak? Tysiące kobiet marzy, by być na twoim miejscu. Chcesz wymachiwać ogonem, gdy ja zarabiamAnia w końcu odnalazła spokój, a gdy po latach spotkała Tomka na starym mieście, uśmiechnęła się, bo zrozumiała, iż **prawdziwa miłość nie bije, ale chroni**.