Tylko wspomnienia huki dawnych dni…

newskey24.com 4 tygodni temu

Ach, moje wnuczęta, posłuchajcie starej Choć mówią, iż w domu starców panuje cisza, dla mnie tylko przypomina, jak dawniej życie huczało wokół. A wiecie, co pamiętam najgłębiej? Nie święta, nie prezenty, ale te ludzkie głupoty, przez które rodziny się rozpadają.

Miałam kiedyś znajomych małżeństwo Antonina i jej synek, Witold. Żyli spokojnie, aż ten przyprowadził do domu jakąś młodziutką. Nazywała się Alina. Śliczna, umalowana, paznokcie jak sztylety, ale niestety do pracy czy gospodarstwa ręce jej nie służyły.

Antonina od pierwszego spotkania wargi zacisnęła mówi mi:
Coś mi ta lala nie pasuje.

I nie bez powodu. Bo gdy Alina pierwszy raz naczynia myła, to raczej tłuszcz po talerzach rozsmarowała. I jeszcze butnie oznajmiła:
Rąk brudzić nie będę, to nie dla mnie.

A teściowa na to:
I za tobą sprzątać nie zamierzam. Myj, bo to nie hotel!

A ta tylko ramionami wzruszyła. No, myślę, długo to nie potrwa. Ale Witold uparł się:
Kocham! Ożenię się!

Antonina jego to tak, i siak odradzała, na próżno. W dwa miesiące wesele wyprawili, a tydzień później klucze od mieszkania młodym oddała.

Lecz nie cieszyła się długo zajrzała kiedyś w gości, a tam Boże, wnuczęta, taki bałagan, iż lepiej podpalić i od nowa budować! Kurz, brudne naczynia w zlewie, rzeczy porozrzucane. A Alina, zamiast szmatę w wiadrze zmoczyć, siedzi, paznokcie kręci i mówi:
Szukam siebie. Praca mnie znajdzie, gdy przyjdzie pora.

A teściowa jej:
To nie praca cię znajdzie, ale komornik, gdy męża za długi wezmą!

Bo Witold już dwie pożyczki miał, a trzecią zaciągnął na jej zachcianki. A Alina, wyobraźcie sobie, jeszcze i samochód zapragnęła.
Po co? pyta teściowa.
By na rozmowy jeździć, z autem inaczej cię traktują! dumnie odpowiada.

I tak się tam słowami przerzucali, aż Antonina, kurz ze szafki ścierając, nie rzekła:
Znam swojego syna. Długo tu nie zagrzejesz miejsca.

A ta jej na odchodne:
On mnie kocha!

Lecz teściowa już postanowiła ani grosza więcej na ich długi nie da. I nie myliła się: po miesiącu Witold przybiegł nie po auto już, ale by matka kredyt na siebie wzięła.
Dla nas, mamo! Sam spłacę! błagał.

A ona mu:
Wiem, komu tę furę obiecałeś. Ale za moje nigdy.

Odszedł zasępiony, powiedział Alinie, iż kupna nie będzie. A ta jak nie wrzasnie! Awanturę zrobiła, jakby świat się walił.

Wtedy Witold nie wytrzymał. Spakował rzeczy tej piękności i za drzwi wystawił. I rozwodu zażądał.

Ot, dzieci, bywa tak: myślisz, miłość wieczna, a to jak pianę wiatr zdmuchnie. Bo miłość to nie manicure, bez pracy i szacunku gwałtownie pęka.

Chcecie, bym wam opowiedziała, jak potem żyli? Bo to też pouczająca historia

Idź do oryginalnego materiału