Tylko on potrafi mnie zrozumieć

twojacena.pl 3 godzin temu

„On jeden mnie rozumie”

„Co mamy na obiad?” – zapytał Krzysztof, wciągając nosem powietrze. – „Gotujesz coś?”

„Gotuję. Ciasteczka dla Lorda. Z indykiem i płatkami owsianymi” – odparła z dumą Ola, wyjmując blachę z piekarnika. – „Ma teraz trudny okres. Linienie, wizyty u groomera, humor mu skacze. Postanowiłam go rozpieszczać.”

Ola kręciła się wokół stołu w krótkim szlafroku w kolorze śmietankowym. Przy jej nodze podskakiwał Lord – mały, puchaty szpic miniaturowy z oczami wiernego wyznawcy. Szczekał i piszczał z zachwytu.

Krzysztof nie podzielał ich entuzjazmu. Wyrwał się z pracy na obiad, ale wyglądało na to, iż dziś obiad czekał tylko Lorda.

„No, świetnie” – mruknął. – „A my co jemy?”

„No nie wiem. Możesz jajecznicę zrobić. Albo zamówimy coś. Sam mówiłeś, iż wszystko ci jedno.”

Nie dyskutował. Bo faktycznie tak mówił. Bo kłócić się o jedzenie wydawało mu się małostkowe.

Ola wzięła Lorda jeszcze długo przed spotkaniem z Krzysztofem. Gdy miała dziewiętnaście lat, umarła jej matka. Ojciec, nie wiedząc, jak pocieszyć córkę, po prostu przyniósł szczeniaka.

Od tamtej pory Lord stał się centrum jej życia. Gdy przeprowadziła się do Krzysztofa – a adekwatnie postawiła na swoim, by zamieszkać w jego dwupokojowym mieszkaniu w Warszawie – Lord oczywiście jechał pierwszy. Dosłownie. W ogromnej transporterce na przednim siedzeniu taksówki, blisko nagrzewnicy, żeby nie zmarzł.

Krzysztof się nie sprzeciwiał. Wtedy wydawało mu się urocze, jak rozmawia z psem, jak się nim opiekuje. Po trzech latach ta wzruszająca miłość zaczęła przypominać patologiczną zależność. I niestety, nie rozciągała się na resztę świata.

Krzysztof w milczeniu jadł zupkę chińską, stając przy zlewie. Wanda Stanisławówna pojawiła się niemal idealnie. Jakby wyczuwała sercem, co dzieje się w rodzinie syna. Weszła do mieszkania z siatką, w której były pojemnik z rosołem, opakowanie twarogu i starannie zawinięta w folię pierś z kurczaka.

„No to jak, jak tam żyjecie, młodzi?” – zapytała radośnie z progu.
„Wszystko w porządku, mamo. Ola właśnie piecze przysmaki dla Lorda.”
„O, znowu Lord. No, chociaż nie dla gości, bo raz przypadkiem spróbowałam jego ‘specjałów’” – zażartowała, chowając w tej żarcie odrobinę jadu.

Ola jakby nie zrozumiała aluzji. Odsunęła się, przepuszczając teściową, i rozpromieniła się uśmiechem.

„Dziś mamy ciasteczka z indykiem! Chce pani spróbować? Bez wątróbki, inny przepis.”
„Nie, dziękuję. Ja dziś rano upiekłam kurczaka. Dla ludzi” – odparła Wanda i skierowała się prosto do lodówki.

Doświadczone oko teściowej prześlizgnęło się po zawartości. Półka z jogurtami, worek mleka i słoik dżemu. Tym samym, który dała młodym pół roku temu.

Za to na osobnej półce stały starannie ułożone pojemniczki z jedzeniem dla Lorda. Z podpisami, z namalowanymi serduszkami na kolorowych karteczkach.

„No tak, najważniejszy to Lord” – mruknąła Wanda, zamykając drzwiczki.

Krzysztof westchnął i wyszedł. Za wcześnie, głodny, z ciężkim sercem. Wciąż myślał, iż to drobiazgi, iż jakoś się ułoży, da się to naprawić. Ale coś nie wychodziło.

Minął rok. Wiele się zmieniło. Przede wszystkim w rodzinie pojawił się nowy członek. Ola urodziła chłopca, Piotrusia. Na początku babcia liczyła, iż teraz życie synowej wróci na adekwatne tory.

Ale rzeczywistość gwałtownie otrzeźwiła Wandę.

Teściowa usłyszała krzyk już na klatce schodowej. Przenikliwy, łkający, rozpaczliwy. Dziecięcy.

„Co się tu dzieje?!” – krzyknęła, przepychając się obok synowej.

Gdy weszła do sypialni, serce opadło jej do stóp. Piotruś leżał na łóżku cały czerwony od płaczu, z mokrą od łez buzią. Pielucha pod nim była zmięta. Ale najgorsze było to, iż obok leżał Lord. Lizał dziecko po twarzy, jakby próbował je pocieszyć.

„Oszalałaś?!” – warknęła Wanda, chwytając psa za kark.

Lord warknął i zaczął się wyrywać. Ola pospiesznie podreptała za teściową z niezadowoloną miną i nadąsanymi ustami. Gdy zobaczyła, co się dzieje, wyrwała psa z rąk Wandy i przycisnęła go do piersi.

„Dlaczego pani krzyczy? On tylko uspokajał dziecko! Lord dziś się namęczył, biedniutki! Miał dziś szczepienie.” – Ola zmarszczyła brwi, zakrywając psa dłońmi. – „Przestraszyła go pani!”
„On jest twoim męczennikiem?!” – Wanda ledwo łapała oddech z oburzenia. – „A dziecko, według ciebie, co? Śpiewa?”

Ola przewróciła oczami i niechętnie podeszła do syna. Spojrzała na niego ze zmęczoną obojętnością, odwróciła się i poszła do kuchni.

„Zaraz podgrzeję mu butelkę.”

Wanda podeszła do malucha. Pielucha była przemoczona. Na podłodze leżała pusta butelka. Pewnie zapasowa. Na smoczku widać było ślady zębów. Piotruś nie miał jeszcze zębów…

To mógł być tylko Lord. No chyba iż Ola sama pogryzła smoczek. Wanda już by się nie zdziwiła.

Teściowa wzięła chłopca na ręce i poszła do kuchni, gdzie synowa rozrabiała mleko. Ola poruszała się powoli, leniwie. Piotruś wciąż szlochał za jej plecami, ale choćby się nie odwróciła.

„Dlaczego jest na mleku modyfikowanym?” – spytała surowo Wanda.
„A co, mam go karmić piersią? Siedzieć na tych dietach? Dziękuję, słyszałam o nich. Kapusty nie wolno, sera nie wolno, mandarynek nie wolno… Nie, wybaczcie. Ja też siebie kocham.”
„A jego nie?” – padło z lodowatą pogardą w głosie.

Ola powoli się w stronę teściowej. Jej źrenice zwęziły się, pięści się zacisnęły. Lord ocierał się o jej nogę, ale to jej nie uspokajało.

„Słuchaj. WchodzOla odwróciła się na pięcie i wyszła z domu, zatrzaskując drzwi, a Krzysztof w końcu zrozumiał, iż prawdziwą rodziną jest ten, kto potrafi kochać bezwarunkowo – i to nie psa, a własne dziecko.

Idź do oryginalnego materiału