Tydzień po tym, jak pożegnała się z tatą, rano, w niezrozumiałym półśnie, gorączkowo błąkała się po labiryncie korytarzy. Gdzieś biegła, niczego nie pamiętała, wiedziała jedynie, iż musi znaleźć telefon. Bardzo go potrzebowała.
Było lato, a przyjaciółki Agnieszka i Danuta wybrały się nad Bałtyk na upragniony wypoczynek. Pokój był niewielki, ale tuż przy morzu. Spędzały całe dnie na plaży, ich skóra była już brązowa jak czekolada, a chęć do korzystania z uroków plażowania tylko wzrastała. W południowym słońcu świat wokół zdawał się topić, było jak w saunie. Powietrze było ciężkie i gorące, aż trudno oddychać.
– Ja już tego nie zniosę – powiedziała Agnieszka, podnosząc się z ręcznika. – Chodźmy gdzieś indziej. Jest tu tak gorąco, iż niedługo poczujemy się jak schabowe na patelni.
– Masz rację – zgodziła się Danuta, proponując: – Chodźmy do kafejki. Będzie przyjemniej i zjemy coś na obiad jednocześnie.
Przyjaciółki udały się do pobliskiej kawiarni, gdzie można było schronić się w cieniu i zjeść coś smacznego. Jak wiele innych osób, stanęły w długiej kolejce.
Agnieszka próbowała osłonić głowę książką, zapominając kapelusza. Mrużyła oczy, starając się unikać promieni słońca.
– Wszystko w porządku? – zapytała Danuta. – Lecę po coś zimnego do jedzenia. Lody nas trochę ochłodzą.
– Pójść z tobą? – zaproponowała Agnieszka.
– Nie, daj spokój – stanowczo odmówiła Danuta. – Spójrz na tę kolejkę. Mogą nam zająć miejsce. Zostań tutaj!
Danuta odeszła, a Agnieszka walczyła z nudą. Stała przy rozgrzanym murze kawiarni, schowana w cieniu. Czekała, choć kolejka praktycznie się nie przesuwała, aż zamknęła oczy.
Nagle poczuła się dziwnie, usłyszała dzwonienie w uszach, a wszystko wokół stało się nierzeczywiste. Wyobraziła sobie siebie dryfującą na morzu daleko od brzegu, gdzie woda była jakaś nie słona. Upiła kilka łyków i od razu poczuła ulgę. Nad sobą widziała ogromną, piękną tęczę, a woda lśniła kolorami jak kalejdoskop. Miejsce było cudowne, czuła się lekka jak piórko na fali i szczęśliwa… Na tęczy spacerowali ludzie, zobaczyła wśród nich swego zmarłego ojca, który patrzył na nią z uśmiechem.
Nagle z góry słychać było głosy.
– Tutaj, tutaj! – wołali. – Podaj rękę! Podnieś się!
Kilka rąk złapało i wciągnęło Agnieszkę do łodzi. Chciała zostać tam, gdzie była, ale głosy stawały się coraz wyraźniejsze, głównie kobiece.
– Kto ma amoniak? – dopytywali się. – Dajcie więcej wody!
Agnieszka odzyskała przytomność, otwierając oczy.
– Uff, moja droga – odetchnęła Danuta. – Przestraszyłaś mnie na śmierć! Tak się bałam!
Agnieszka, zaskoczona i rozczarowana, odkryła, iż siedzi na werandzie kawiarni, a nie jest na morzu.
– To był udar słoneczny, kochana! – skomentowała Danuta, dziękując innym za pomoc. – Mówiłam: „Weź kapelusz, weź go!”, a ty tylko: „Tak, dobrze!”. I teraz masz!
Ludzie rozeszli się.
– Danusiu – zamyśliła się Agnieszka. – Widziałam tam tatę. Nie ma go już prawie rok, a przez cały czas wygląda młodo.
Przyjaciółki w końcu weszły do kawiarni, usiadły przy stole. Agnieszka wciąż rozmyślała nad niezwykłym spotkaniem z ojcem.
Tydzień po tym, jak pożegnała się z tatą, rano, w niezrozumiałym półśnie, gorączkowo błądziła po labiryncie korytarzy. Gdzieś pędziła, niczego nie pamiętając, wiedziała tylko, iż musi znaleźć telefon. Bardzo go potrzebowała.
Weszła do nieznanego pokoju. Zobaczyła stary telefon wiszący na ścianie, zdarty i zniszczony. Ucieszyła się. Chwyciła słuchawkę i zawołała:
– Halo! Halo!
– Już dobrze! Agnieszko, co się stało? – głos ojca odbijał się echem – Uspokój się i powiedz, co się dzieje. Pomogę, jak tylko będę mógł.
Ojciec nie był zbyt rozmowny za życia, a gdy chciał o coś zapytać, zawsze zaczynał od krótkiego „Dobrze”. Agnieszka była szczęśliwa, słysząc znajome intonacje w głosie ojca. gwałtownie opowiedziała mu o wszystkim: o sobie, o mamie, o kuzynce, jego siostrzenicy, która trzy dni po jego śmierci obroniła pracę magisterską. Czekał na ten dzień, ale nie doczekał.
– Tato, czy możesz sobie wyobrazić – śmiała się. – Zgodnie z obietnicą, obroniła na piątkę!
Nagle zatrzymała się, jakby się ocknęła.
– Halo, tato! – krzyknęła do telefonu. – Tato, przecież nie ma cię! Jak to możliwe, iż ze mną rozmawiasz?
– Czasami – odparł ojciec. – jeżeli naprawdę czegoś chcesz, to się zdarza, córko, to się zdarza.
Za życia tata nie wierzył w mistycyzm, był materialistą, a teraz? Zapewniał ją o istnieniu czegoś więcej. Obudziła się i przypomniała sobie, siedząc z Danutą w kawiarni. Patrzyła wtedy na tęczę nad wodą.
A teraz? Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, iż ojciec jest gdzieś blisko, wspiera ją każdego dnia.