**Ty sama jesteś winna, mamo**
Ewa smażyła kotlety, gdy do drzwi zadzwoniono. Wyszła z kuchni, by otworzyć.
— Mamo, to do mnie — zatrzymał ją głos córki. — Ja otworzę.
— Dobrze. Nie wiedziałam…
— No to czemu stoisz? Idź smażyć swoje kotlety — warknęła córka, odwracając się od drzwi.
— Dlaczego „swoje”? Kupiłam farsz na targu…
— Mamo, zamknij drzwi — Kasia przewróciła oczami.
— Mogłaś od razu tak powiedzieć. — Ewa wróciła do kuchni, przytykając za sobą drzwi.
Podeszła do kuchenki, zgasiła gaz. Po chwili zdjęła fartuch i wyszła.
W przedpokoju Kasia wkładała kurtkę. Obok stał Krzysiek, jej chłopak, patrząc na nią z uwielbieniem.
— Witaj, Krzysiek. Dokąd idziecie? Może zjecie z nami kolację?
— Dzień dobry — uśmiechnął się niepewnie, spoglądając na Kasię.
— Śpieszymy się — odparła, nie patrząc na matkę.
— Może jednak coś zjecie? Wszystko gotowe — powtórzyła Ewa.
Krzysiek zawahał się.
— Nie! — ostro przerwała Kasia. — Chodźmy. — Wzięła go pod rękę i otworzyła drzwi. — Mamo, zamkniesz?
Ewa podeszła do drzwi, ale nie zatrzasnęła ich do końca. Usłyszała rozmowę na klatce.
— Dlaczego tak do niej mówisz? Pachnie pysznie, nie odmówiłbym kotletów.
— Chodźmy. Zjemy w knajpie. Mam dość jej kotletów — burknęła córka.
— Jak mogą się znudzić? Uwielbiam kotlety twojej mamy, jadłbym je codziennie — odparł Krzysiek.
Ewa nie dosłyszała odpowiedzi Kasi. Goluby oddalały się.
Zamknęła drzwi i weszła do pokoju. Mąż siedział przed telewizorem.
— Zbyszek, chodź na kolację, póki gorąco.
— Co? No dobrze. — Wstał z kanapy, mijając Ewę w milczeniu.
— Co dziś jemy? — zapytał tonem, który nie znosił sprzeciwu.
— Ryż z kotletami, sałatka — odpowiedziała, odkrywając patelnię.
— Ile razy mam powtarzać, iż nie jem smażonych kotletów? — warknął.
— Dodałam wody, są prawie pa— Dobrze, daj je, ale ostatni raz — mruknął Zbyszek, nadziewając kotlet na widelec, podczas gdy Ewa w milczeniu wycierała łzę z policzka, postanawiając, iż od dziś wszystko się zmieni.