Magda wygładziła sukienkę na biodrach przed lustrem, poprawiła różową szminkę, a następnie potrząsnęła sprężystym lokiem. Zrobiła dwa kroki w tył i spojrzała na siebie krytycznym wzrokiem. „Nieźle!” – pomyślała, zadowolona, i uśmiechnęła się do swojego odbicia.
W drzwiach pojawił się jej mąż, opierając się ramieniem o futrynę.
– Oho! I gdzie to tak się wystroiłaś?
– Do pracy. Co, zazdrościsz? – Magda szeroko otworzyła oczy, już i tak duże, starannie podkreślone eyelinerem.
– Jasne, iż zazdroszczę. Może zawiozę cię samochodem? W autobusie cię pogniotą – zaproponował Krzysiek.
– Siedź w domu. Gdzie ty z gipsem? – Magda zapięła zamek w jasnym pikowanym płaszczu, poprawiła szalik na szyi, podciągając go pod sam podbródek, żeby było cieplej.
– Idę. – Ale zatrzymała się przed drzwiami. – A, prawie zapomniałam. Dzisiaj się spóźnię. Ania wychodzi za mąż. Będziemy coś w stylu wieczoru panieńskiego. Posiedzimy w kawiarni. Nie martw się.
– Czekaj, może jednak po ciebie podjadę? – Krzysiek oderwał ramię od futryny.
– Nie trzeba. – Magda wysłała mu całusa w powietrze i wyszła z mieszkania.
Krzysiek podszedł do okna i czekał, aż na dole pojawi się Magda.
– Ile razy mówiłem, żebyś zrobiła prawo jazdy. Teraz jeździłabyś do pracy samochodem, a nie tłukła się w zatłoczonym autobusie – powiedział głośno, patrząc na Magdę gwałtownie kroczącą przez podwórko, jakby mogła go usłyszeć.
W kawiarni grała muzyka. Przy zsuniętych stolikach siedziało sześć kobiet – piły drinki i opowiadały na wyścigi o zabawnych historiach ze swoich ślubów, śmiejąc się głośno i zaraźliwie. Nagle podszedł kelner z tacą i postawił przed Magdą butelkę droższego wina.
– To od pana przy tamtym stoliku. Otworzyć? – Kelner pochylił się służalczo.
Magda odwróciła głowę i spojrzała na hojnego mężczyznę. Skinął jej głową i uśmiechnął się. Jej serce nagle przeskoczyło uderzenie i zaczęło bić w rytm muzyki. Twarz oblał rumieniec, a uśmiech zniknął z jej ust jak śnieg z górskiego szczytu – gwałtownie i nieubłaganie.
Poznała go. Jak można zapomnieć? Tomek był najprzystojniejszym chłopakiem na roku, starszym studentem. Dziewczyny nie dawały mu przejść. Przed letnią sesją Magda nie zaliczyła kolokwium. Siedziała na szerokiej żeliwnej klatce schodowej między piętrami i płakała. Pierwszy egzamin już za dwa dni, a bez wpisu w indeksie nie dopuszczą jej do sesji.
– Czemu płaczesz? Oblałaś egzamin?
Magda podniosła głowę i zobaczyła obok Tomka. On do niej mówił! A ona siedziała na schodach z rozmazanym tuszem i czerwonym nosem.
– Nie zaliczyłam – odpowiedziała i zaczęła wycierać łzy spod oczu.
– Wielka sprawa. Tylko rozmazujesz sobie tusz.
Magda jęknęła i sięgnęła po lusterko. Tomek podał jej chusteczkę.
– Głuptaska, trzeba było płakać przed wykładowcą. Myślałem, iż wszystkie dziewczyny potrafią wymuszać litość. Biegnij do niego, póki nie wyszedł. Powiedz, iż uczyłaś się całą noc, nie wyspałaś się, głowa cię boli.
– Myślisz, iż przejdzie? – wątpiła Magda, ale wstała ze schodów.
– Nie spróbujesz, nie dowiesz się. Nie zwlekaj, idź. – Tomek popchnął ją lekko w plecy, a ona pospieszyła na górę. Żeliwna klatka schodowa głośno dudniła pod jej stopami.
Kiedy wyszła z sali uśmiechnięta, Tomek na nią czekał.
– Widzę uśmiech. Zupełnie co innego – pochwalił.
Odprowadzał ją do domu i całą drogę coś opowiadał. A ona nie słyszała nic, ogłuszona jedną myślą: „On idzie obok mnie! Ze mną!” Magda łapała zaciekawione spojrzenia kobiet na ulicy i rozpierała ją duma.
Po sesji spotykali się przez jakiś czas. Chodzili do kina, na plażę… Wiedziała, iż zmienia dziewczyny jak rękawiczki, ale serce nie słuchało rozsądku. Nagle Tomek zniknął. Magda nie znała jego adresu, nie miała kogo spytać – wszyscy rozjechali się na wakacje. Magda cierpiała, przekonywała siebie, iż może ma sprawy, iż jutro przyjdzie… Aż zrozumiała, iż jest w ciąży.
– Najpierw latałaś jak na skrzydłach, a teraz siedzisz w domu, jakaś taka ospała. Nie jesteś chora? – spytała mama.
– Tak, pewnie przeziębiłam się – odpowiedziała Magda i przekonująco zakaszlała.
– Idź do lekarza, nie żartuj sobie z tym – westchnęła mama.
– Dobrze, mamo, jutro pójdę.
Następnego dnia Magda poszła do prywatnej kliniki. Bała się spotkać znajomych w przychodni. Ciąża się potwierdziła.
– Mama mnie zabije… Mam jeszcze studia… A on zniknął… – Magda rozpłakała się w gabinecie.
Lekarka się zlitowała, powiedziała, iż termin jest wczesny, można uniknąć zabiegu, ale to kosztuje. W domu Magda powiedziała mamie, iż lekarz przepisał drogie leki, iż wyniki są złe… Mama, niczego nie podejrzewając, dała jej pieniądze, trochę miała też sama. Starczyło.
Dwa dni skręcało ją i kłuło w brzuchu jak drutem. Znosiła to, jak mogła, żeby mama niczego nie zauważyła.
We wrześniu poszła na zajęcia z jedną myślą – żeby zobaczyć Tomka. A on przeszedł obok z ładną pierwszoroczystką i udawał, iż jej nie widzi. Koleżanki jeszcze dołożyły oliwy do ognia, mówiąc, iż Tomek się żeni i wreszcie wszyscy będą mieli spokój. Magda ledwo powstrzymywała łzy.
Na wykładzie usiadł obok niej Krzysiek. Był zwykłym, niepozornym chłopakiem. Magda wiedziała, iż jej się podoba. Nie przystojniak, dziewczyny nie biegały za nim, chyba iż po notatki.
– Czemu taka smutna? Nie chce ci się uczyć? Co robisz wieczorem? Może pójdziemy do kina? – spytał.
Magda wzruszyła ramionami. Lepiej iść do kina, niż płakać w domu przez cały wieczór. Po seansie spacerowali po mieście. KMagda przytuliła się mocniej do Krzysztofa i zamknęła oczy, czując, jak w końcu naprawdę odnajduje dom tam, gdzie zawsze powinien był być – w jego ramionach.