„Twoja mama wyjeżdża na miesiąc? To ja też wyruszam!”

newsempire24.com 1 miesiąc temu

**Dziennik Izy Kowalskiej**

Twoja mama jedzie na cały miesiąc? No to ja do mojej – żona stała już z walizką.

Iza miała plan. Prosty jak dziecięce marzenie: urlop z mężem nad morzem. Marek obiecał – w tym roku na pewno jedziemy. Bilety kupione, hotel zarezerwowany, walizki prawie spakowane…

– Iz, przepraszam – Marek wpatrywał się w telefon, nie podnosząc wzroku. – W pracy pożar. Wszystko się odwala.

Serce się ścisnęło. Ale nie z zaskoczenia, tylko z przyzwyczajenia do rozczarowań. Po latach małżeństwa Iza już się nauczyła: plany Marka były ważniejsze od jej planów.

– Nic się nie stało – połknęła urazę. – To chociaż w domu odpocznę. Książki poczytam, na balkonie posiedzę.

Pierwszy raz od lat – cisza w domu! Kawa bez pośpiechu, ulubiony kryminał, zachód słońca z balkonu. Los jakby dawał jej prezent.

Ale los, widocznie, miał słabość do czarnego humoru.

– Mama dzwoniła – Marek był zadowolony. – Zrezygnowała z sanatorium. Po co wydawać, skoro ty jesteś w domu i masz wolne? No i przy okazji mnie odwiedzi.

Halina Stanisławówna. Kobieta z żelazną wolą i przekonaniem, iż cały świat ma jej usługiwać.

– Miesiąc? – głos Izy zadrżał.

– No tak! Super, prawda? – Marek uśmiechał się jak dziecko, które dostało loda.

A Iza nagle zobaczyła swój urlop: dni w kuchni, niekończące się „przynieś-podaj”, rozkazujący ton teściowej i brak prawa do własnego zdania we własnym domu.

– Oczywiście, super – skinęła głową.

Trzy dni później Halina Stanisławówna wjechała do ich mieszkania jak czołg do zajętego miasta.

– Iza, czemu cukier nie jest w tej puszce? – pierwsze słowa po „dzień dobry”.

– Mamo, wejdź, siadaj – Marek krzątał się jak w ukropie.

A Iza zrozumiała: jej urlop zamieni się w miesięczny dyżur kelnerki.

– Barszcz ugotujesz? – Halina Stanisławówna rozsiadła się w fotelu jak na tronie. – Tylko nie za kwaśny. I mięso musi być dobrze ugotowane.

Iza w milczeniu poszła do kuchni.

**Nowe porządki**

Halina Stanisławówna urządziła się w domu jak generał na zdobytych terenach. Pod koniec pierwszego dnia stało się jasne: urlop Izy został odwołany definitywnie.

– Iza, gdzie wy trzymacie normalne garnki? – teściowa grzebała w szafkach. – Te jakieś malutkie. I czemu przyprawy nie są po alfabecie?

Iza w milczeniu przekładała słoiki. We własnej kuchni nagle stała się gościem.

– Mamo, nie przemęczaj się – Marek przeglądał wiadomości. – Iza wszystko ogarnie.

Tak, oczywiście. Iza wszystko ogarnie. Jak zawsze.

Pod koniec tygodnia plan dnia Izy wyglądał tak: pobudka o siódmej, śniadanie dla teściowej według specjalnego jadłospisu (nie tłuste, nie słone, nie ostre), sprzątanie, gotowanie obiadu, podwieczorek, kolacja, zmywanie. I tak w kółko.

– Jakaś taka ospała jesteś – zauważył Marek. – Może witaminy byś brała?

Witaminy? Nie potrzebowała witaminy C, tylko witaminy „Moje życie”.

**Balkon – ostatnia ostoja**

Jedynym ratunkiem był balkon. Tam Iza mogła po prostu oddychać. Patrzeć w niebo. Myśleć.

– Iza! – głos teściowej przeciął ciszę. – Gdzie jesteś? Herbaty mi się chce!

– Idę! – automatycznie odpowiedziała Iza.

Ale nogi się nie ruszały. W głowie kręciła się jedna myśl: „A co, jeżeli nie pójdę?”.

Myśl była tak zuchwała, iż aż dech zaparło.

– Iza! Nie słyszysz?!

– Słyszę – cicho powiedziała Iza pustemu balkonowi. – Bardzo dobrze słyszę.

I tak poszła zaparzyć herbatę.

**Punkt wrzenia**

– Iza – Halina Stanisławówna siedziała w salonie jak sędzia na trybunale. – Jakaś taka nieprzystępna jesteś. Ciągle na balkonie się chowasz. Nie umiesz się zachować wobec rodziny.

Rodziną? Iza zakrztusiła się powietrzem.

– Myślałam, iż przyjadę odpocząć – ciągnęła teściowa – a tu jakbym w kuchni została. Gotuj, sprzątaj, usługuj.

Iza zastygła ze ścierką w ręce. Cały świat stanął na głowie. Ona – w kuchni? Ona gotuje i sprząta? A kim w takim razie jest Iza?

– Przepraszam – jej głos brzmiał dziwnie spokojnie. – Ale gotuję i sprzątam tutaj ja. Każdego dnia. Już dwa tygodnie z rzędu.

– Iza! – oburzył się Marek. – Co ty mówisz? Mama jest gościem!

Gościem. Który rządzi w cudzym domu od dwóch tygodni. Który zamienił gospodynię w służącą.

– Tak – skinęła głową Iza. – Macie rację. Mama jest gościem. A ja kim jestem?

**Przebłysk podczas wieczornej rozmowy**

Wieczorem, gdy Halina Stanisławówna rozsiadła się przed telewizorem, Iza podeszła do męża:

– Marek, musimy porozmawiać.

– Poczekaj, wiadomości kończą…

– Teraz – powtórzyła stanowczo.

Marek zdziwiony spojrzał na żonę. W jej głosie pojawiły się nuty, których dawno nie słyszał.

– Słuchaj, jeżeli twoja mama odpoczywa u nas – Iza mówiła cicho, ale każde słowo było wyraźne jak uderzenie młotkiem – to ja pojadę odpocząć do mojej.

– Oszalałaś?! – Marek aż podskoczył. – A gospodarstwo? A mama?

– A ja? – zapytała Iza i poszła pakować walizkę.

W sypialni, składając rzeczy, pierwszy raz od dwóch tygodni się uśmiechnęła. Prawdziwie.

Jutro pojedzie do mamy. Do kobiety, która nigdy nie traktowała jej jak służącej. Do domu, gdzie można po prostu siedzieć z herbatą i milczeć. Gdzie nikt nie będzie krzyczał: „Iza, gdzie jesteś?”.

– Też potrzebuję urlopu – powiedziała swojemu odbiciu w lustrze.

A odbicie pierwszy raz skinęło głową w odpowiedzi.

**Operacja „Ucieczka gospodyni”**

Rano Iza stała w przedpokoju z walizką. Halina Stanisławówna, widząc ją w „marszowym” stroju, wytrzeszczyła oczy, jakby Iza ogłosiła lot na Marsa.

– Gdzie to się wybierasz? – głos teściowej drżał z oburzenia.

– Do mamy. Odpocząć – Iza zapięłaIza uśmiechnęła się w duchu, widząc, jak Marek samodzielnie odkurza salon – może wreszcie zrozumiał, iż dom to nie hotel, a miłość to więcej niż wygodne buty.

Idź do oryginalnego materiału