**Dziennik – wpis nr 47**
Twoja mama jedzie na cały miesiąc? To ja do swojej! – żona stała już z walizką w ręku.
Marta miała plan. Prosty jak dziecięce marzenie: wakacje z mężem nad morzem. Kamil obiecał – tym razem na pewno pojedziemy. Bilety kupione, hotel zarezerwowany, walizki prawie spakowane…
„Marto, przepraszam” – Kamil wpatrywał się w telefon, nie podnosząc wzroku. – W pracy katastrofa. Wszystko się odwala.
Serce ścisnęło się, ale nie z zaskoczenia – z przyzwyczajenia. Przez lata małżeństwa Marta nauczyła się jednego: plany Kamila zawsze ważniejsze niż jej.
„Nic nie szkodzi” – połknęła urazę. – To chociaż w domu odpocznę. Książki poczytam, na balkonie posiedzę.
Pierwszy raz od lat – cisza w domu! Kawa bez pośpiechu, ulubiony kryminał, zachód słońca za oknem. Los jakby dał jej prezent.
Ale los, widocznie, lubił czarny humor.
„Mama dzwoniła” – Kamil był rozpromieniony. – Zrezygnowała z sanatorium. Po co wydawać, skoro ty jesteś w domu i masz wolne? No i ze mną się zobaczy.
Danuta Janowska. Kobieta z wolą ze stali i przekonaniem, iż świat istnieje, by jej służyć.
„Miesiąc?” – głos Marty zadrżał.
„No jasne! Super, prawda?” – Kamil uśmiechał się jak dziecko, które dostało loda.
A Marta nagle zobaczyła swoje wakacje: dni w kuchni, niekończące się „przynieś-podaj”, rozkazujący ton teściowej i brak prawa do własnego zdania we własnym domu.
„No tak, super” – skinęła głową.
Trzy dni później Danuta Janowska wjechała do ich mieszkania jak czołg na okupowane terytorium.
„Marto, dlaczego macie cukier w nieodpowiednim słoiku?” – pierwsze słowa po „dzień dobry”.
„Mamo, wejdź, usiądź” – Kamil krzątał się wokół.
A Marta zrozumiała jedno: jej urlop zamieni się w miesięczny dyżur kelnerki.
„Zrobisz barszcz?” – Danuta rozsiadła się w fotelu jak na tronie. – Tylko nie za kwaśny. I mięso musi być dobrze ugotowane.
Marta w milczeniu weszła do kuchni.
**Nowe porządki**
Teściowa urządziła się w ich domu jak generał na podbitym terenie. Już pierwszego wieczoru było jasne: wakacje Marty – skończone.
„Marto, gdzie macie normalne garnki?” – Danuta grzebała w szafkach. – Te są jakieś małe. I czemu przyprawy nie stoją alfabetycznie?
Marta w milczeniu przekładała słoiki. We własnej kuchni nagle stała się gościem.
„Mamo, nie martw się” – Kamil przeglądał wiadomości. – Marta wszystko ogarnie.
Tak, oczywiście. Marta wszystko ogarnie. Jak zawsze.
Pod koniec tygodnia jej dzień wyglądał tak: pobudka o siódmej, śniadanie dla teściowej (nie tłuste, nie słone, nie ostre), sprzątanie, obiad, podwieczorek, kolacja, zmywanie. W kółko.
„Jakaś jesteś ostatnio zmęczona” – zauważył Kamil. – Może witaminy?
Witaminy? Nie potrzebowała witaminy C, tylko witaminy „Moje życie”.
**Balkon – ostatnia twierdza**
Jedynym ratunkiem stał się balkon. Tu mogła oddychać. Patrzeć w niebo. Myśleć.
„Marto!” – głos teściowej rozcinał ciszę. – Gdzie jesteś? Herbaty mi nalej!
„Idę!” – odparła automatycznie.
Ale nogi nie ruszały się. W głowie kołatała jedna myśl: „A co, jeżeli nie pójdę?”
Myśl była tak zuchwała, iż aż dech zaparło.
„Marto! Nie słyszysz?!”
„Słyszę” – cicho powiedziała do pustego balkonu. – Bardzo dobrze słyszę.
I tak poszła zrobić herbatę.
**Punkt wrzenia**
„Marto” – Danuta siedziała w salonie jak sędzia. – Jakaś jesteś nieobecna. Ciągle na balkonie. Nie umiesz z rodziną rozmawiać?
Z rodziną? Marta zakrztusiła się powietrzem.
„Myślałam, iż przyjadę odpocząć” – ciągnęła teściowa – a tu jakbym wróciła do kuchni. Gotuj, sprzątaj, usługuj.
Marta zastygła ze ścierką w dłoni. Świat stanął na głowie. Ona – w kuchni? Ona gotuje i sprząta? To kim w takim razie jest Marta?
„Przepraszam” – jej głos brzmiał dziwnie spokojnie. – Ale to ja tu gotuję i sprzątam. Codziennie. Od dwóch tygodni.
„Marto!” – oburzył się Kamil. – Co ty mówisz? Mama jest gościem!
Gościem. Który rządzi w cudzym domu. Który zamienił gospodynię w służącą.
„Tak” – skinęła Marta. – Macie rację. Mama jest gościem. A ja kim jestem?
**Przebudzenie**
Wieczorem, gdy Danuta zasiadła przed telewizorem, Marta podeszła do męża:
„Kamil, musimy porozmawiać.”
„Poczekaj, wiadomości…”
„Teraz” – powiedziała twardo.
Kamil zdziwił się. W jej głosie było coś, czego dawno nie słyszał.
„Słuchaj, jeżeli twoja mama tu odpoczywa” – mówiła cicho, ale każde słowo brzmiało jak uderzenie młotka – „to ja jadę odpocząć do swojej.”
„Zwariowałaś?!” – Kamil zerwał się z fotela. – A co z domem? A mama?
„A co ze mną?” – zapytała i poszła pakować walizkę.
W sypialni, składając rzeczy, po raz pierwszy od dwóch tygodni uśmiechnęła się. Naprawdę.
Jutro pojedzie do mamy. Do kobiety, która nigdy nie traktowała jej jak służącej. Do domu, gdzie można siedzieć w ciszy z herbatą. Gdzie nikt nie krzyczy: „Marto, gdzie jesteś?!”
„Ja też zasługuję na urlop” – powiedziała do swojego odbicia w lustrze.
I odbicie po raz pierwszy skinęło głową.
**Operacja „Ucieczka”**
Następnego ranka Marta stała w przedpokoju z walizką. Danuta, widząc ją w „marszowym” stroju, wytrzeszczyła oczy, jakby córka oznajmiła lot na Marsa.
„Gdzie się pakujesz?!” – głos teściowej drżał z oburzenia.
„Do mamy. Odpocząć.” – Marta zapinała kurtkę z flegmą.
„A śniadanie kto zrobi?!” – Danuta złapała się za serce. – A obiad?!
„Kamil umie jajecznicę” – spokojnie odparła. – Sami mówiliście, iż gotować może każdy.
Kamil wybiegł z łazienki z pianą do golenia na policzku:
„Marto, nie możesz takDziesięć lat później, gdy Danuta znów zaproponowała „odwiedziny”, Kamil sam powiedział: „Mamo, tym razem jedziemy my – oboje, na prawdziwe wakacje”, i Marta z uśmiechem podała mu przygotowane wcześniej bilety.