— Twoja mama wyjeżdża na cały miesiąc? To ja idę do swojej! — żona już trzymała walizkę.

newsempire24.com 15 godzin temu

Dziś wpisuję do dziennika istotną lekcję.

Twój tata wyjechał na cały miesiąc? To ja jadę do mojego – żona stała już z walizką.

Zosia miała plan. Prostą jak dziecięce marzenie: wakacje z mężem nad morzem. Krzysztof obiecał – w tym roku na pewno jedziemy. Bilety kupione, hotel zarezerwowany, walizki prawie spakowane…

– Zoe, przepraszam – Krzysztof patrzył w telefon, nie podnosząc wzroku. – W pracy kryzys. Wszystko się odpada.

Serce ukłuło. Ale nie zaskoczeniem – tylko zwykłym rozczarowaniem. Po latach małżeństwa Zosia już przywykła: plany męża są ważniejsze niż jej.

– Nic się nie stało – połknęła urazę. – Wtedy odpocznę chociaż w domu. Poczytam książki, posiedzę na balkonie.

Pierwszy raz od lat – cisza w domu! Kawa bez pośpiechu, ulubiony kryminał, zachód słońca widziany z balkonu. Los zdawał się jej dawać prezent.

Ale los, widocznie, lubił czarny humor.

– Mama dzwoniła – Krzysztof był zadowolony. – Zrezygnowała z sanatorium. Po co wydawać, skoro będziesz w domu i wolna? No i ze mną się widzi przy okazji.

Helena Antonina. Kobieta z żelazną wolą i przekonaniem, iż cały świat ma jej służyć.

– Miesiąc? – głos Zosi zadrżał.

– No tak! Świetnie, prawda? – Krzysztof uśmiechał się jak dziecko, które dostało loda.

A Zosia nagle zobaczyła swoje wakacje: dni w kuchni, niekończące się „przynieś–podaj”, rozkazy teściowej i brak prawa do własnego zdania we własnym domu.

– Jasne, świetnie – skinęła głową.

Trzy dni później Helena Antonina wjechała do ich mieszkania jak czołg do okupowanego miasta.

– Zoe, dlaczego macie cukier w innym słoiku? – pierwsze słowa po „dzień dobry”.

– Mamo, wchodź, siadaj – Krzysztof krzątał się wokół.

A Zosia zrozumiała: jej wakacje zmienią się w miesięczny dyżur kelnerki.

– Będziesz gotować barszcz? – Helena Antonina rozsiadła się w fotelu jak na tronie. – Tylko nie za kwaśny. I mięso musi być dobrze ugotowane.

Zosia w milczeniu poszła do kuchni.

Nowe porządki

Helena Antonina urządziła się w domu jak generał na podbitym terytorium. Pod koniec pierwszego dnia było jasne: odpoczynek Zosi został definitywnie odwołany.

– Zoe, gdzie macie normalne garnki? – teściowa grzebała w szafkach. – Te jakieś małe. I w ogóle, dlaczego przyprawy nie stoją alfabetycznie?

Zosia w milczeniu przekładała słoiki. We własnej kuchni nagle stała się gościem.

– Mamo, nie przemęczaj się – Krzysztof czytał wiadomości. – Zosia wszystko załatwi.

Tak, oczywiście. Zosia wszystko załatwi. Jak zawsze.

Pod koniec tygodnia plan dnia Zosi wyglądał tak: pobudka o siódmej, śniadanie dla teściowej według specjalnego menu (nie tłuste, nie słone, nie ostre), sprzątanie, obiad, podwieczorek, kolacja, zmywanie. I tak w kółko.

– Jakaś taka ospała ostatnio – zauważył Krzysztof. – Może witaminy by się przydały?

Witaminy? Nie potrzebowała witaminy C, tylko witaminy „Własne życie”.

Balkon – ostatnia ostoja

Jedynym ratunkiem był balkon. Tutaj Zosia mogła po prostu oddychać. Patrzeć w niebo. Myśleć.

– Zoe! – głos teściowej przeciął ciszę. – Gdzie jesteś? Herbata mi się należy!

– Idę! – automatycznie odpowiedziała Zosia.

Ale nogi nie ruszały się. W głowie wirowała jedna myśl: „A co, jeżeli nie pójdę?”

Myśl była tak zuchwała, iż aż dech zaparło.

– Zoe! Nie słyszysz?!

– Słyszę – cicho powiedziała Zosia pustemu balkonowi. – Bardzo dobrze słyszę.

Mimo to poszła zaparzyć herbatę.

Punkt wrzenia

– Zosiu – Helena Antonina siedziała w salonie jak sędzia na trybunale. – Jakaś taka nieprzystępna. Ciągle uciekasz na balkon. Nie umiesz odnosić się do rodziny.

Rodziny? Zosia zakrztusiła się powietrzem.

– Myślałam, iż przyjadę odpocząć – ciągnęła teściowa – a tu jakbym w kuchni została. Gotuj, sprzątaj, obsługuj.

Zosia zastygła ze ścierką w ręce. Cały świat stanął na głowie. Ona – w kuchni? Ona gotuje i sprząta? A kim w takim razie jest Zosia?

– Przepraszam – jej głos brzmiał dziwnie spokojnie. – Ale to ja gotuję i sprzątam. Każdego dnia. Od dwóch tygodni.

– Zoe! – oburzył się Krzysztof. – Co ty mówisz? Mama jest gościem!

Gościem. Który rządzi w cudzym domu od dwóch tygodni. Który zamienił gospodynię w służącą.

– Tak – skinęła głową Zosia. – Macie rację. Mama jest gościem. A ja kim jestem?

Przebudzenie podczas wieczornej rozmowy

Wieczorem, kiedy Helena Antonina rozsiadła się przed telewizorem, Zosia podeszła do męża:

– Krzysiu, musimy porozmawiać.

– Poczekaj, wiadomości się kończą…

– Teraz – powtórzyła stanowczo.

Krzysztof zdziwiony spojrzał na żonę. W jej głosie pojawiły się nuty, których dawno nie słyszał.

– Słuchaj, jeżeli twoja mama ma u nas odpoczynek – Zosia mówiła cicho, ale każde słowo było wyraźne jak uderzenie młotka – to ja pojadę odpocząć do mojej.

– Oszalałaś? – Krzysztof aż podskoczył. – A co z gospodarstwem? A mama?

– A co ze mną? – zapytała Zosia i poszła pakować walizkę.

W sypialni, składając rzeczy, po raz pierwszy od dwóch tygodni uśmiechnęła się. Prawdziwie.

Jutro pojedzie do mamy. Do tej kobiety, która nigdy nie traktowała jej jak służącej. Do domu, gdzie można po prostu siedzieć z herbatą i milczeć. Gdzie nikt nie krzyknie: „Zoe, gdzie jesteś?”

– Ja też potrzebuję urlopu – powiedziała do swojego odbicia w lustrze.

I odbicie po raz pierwszy skinęło w odpowiedzi.

Operacja „Ucieczka gospodyni”

Rano Zosia stała w przedpokoju z walizką. Helena Antonina, widząc ją w „marszowym” stroju, wytrzeszczyła oczy, jakby Zosia oznajmiła lot na Marsa.

– Gdzie to się pakujesz? – głos teściowej drżał z oburzenia.

–I gdy walizka zniknęła za drzwiami windy, w mieszkaniu zapadła cisza – taka, w której Krzysztof wreszcie usłyszał własne myśli i zrozumiał, iż szczęście żony nie jest obowiązkiem, ale wyborem, który trzeba pielęgnować każdego dnia.

Idź do oryginalnego materiału