Irena miała plan. Prosty jak dziecięce marzenie: wakacje z mężem nad morzem. Marek obiecał – w tym roku na pewno pojedziemy. Bilety kupione, hotel zarezerwowany, walizki prawie spakowane…
– Iro, przepraszam – Marek patrzył w telefon, nie podnosząc wzroku. – W pracy awaria. Wszystko się zmienia.
Serce ukłuło. Ale nie z powodu zaskoczenia – z powodu dobrze znanego rozczarowania. Po latach małżeństwa Irena już się przyzwyczaiła: plany Marka są ważniejsze niż jej własne.
– Nic się nie stało – przełknęła urazę. – To może chociaż w domu odpocznę. Książki poczytam, na balkonie posiedzę.
Po raz pierwszy od wielu lat – cisza w domu! Kawa bez pośpiechu, ulubiony kryminał, zachód słońca na balkonie. Zdawało się, iż los wręcza jej prezent.
Ale los, jak się okazało, miał słabość do czarnego humoru.
– Mama dzwoniła – Marek był zadowolony. – Zrezygnowała z sanatorium. Po co wydawać pieniądze, skoro ty jesteś w domu i masz wolne? A przy okazji i mnie odwiedzi.
Halina Kazimierzówna. Kobieta z żelazną wolą i przekonaniem, iż cały świat powinien jej usługiwać.
– Miesiąc? – głos Ireny zadrżał.
– No tak! Świetnie, prawda? – Marek uśmiechał się jak dziecko, które dostało loda.
A Irena nagle ujrzała swoje wakacje: dni w kuchni, niekończące się „przynieś-podaj”, rozkazujący ton teściowej i brak prawa do własnego zdania we własnym domu.
– Oczywiście, świetnie – skinęła głową.
Trzy dni później Halina Kazimierzówna wjechała do ich mieszkania jak czołg na teren okupowanego miasta.
– Iro, dlaczego u was cukier nie w tej puszce? – pierwsze słowa po „dzień dobry”.
– Mamo, proszę, siadaj – Marek krzątał się wokół.
A Irena zrozumiała: jej wakacje zamienią się w miesięczną zmianę kelnerki.
– Barszcz będziesz gotować? – Halina Kazimierzówna rozsiadła się w fotelu jak na tronie. – Tylko nie za kwaśny. I mięso dobrze ugotuj.
Irena w milczeniu poszła do kuchni.
### Nowe porządki
Halina Kazimierzówna urządziła się w domu jak dowódca na podbitym terytorium. Pod koniec pierwszego dnia stało się jasne: odpoczynek Ireny zostaje ostatecznie odwołany.
– Iro, a gdzie u was normalne garnki? – teściowa grzebała w szafkach. – Te są jakieś za małe. I dlaczego przyprawy nie stoją alfabetycznie?
Irena w milczeniu przekładała słoiki. We własnej kuchni nagle stała się gościem.
– Mamo, nie przejmuj się – Marek czytał wiadomości. – Iro wszystko załatwi.
Tak, oczywiście. Iro wszystko załatwi. Jak zawsze.
Pod koniec tygodnia rozkład dnia Ireny wyglądał tak: pobudka o siódmej, śniadanie dla teściowej według specjalnego jadłospisu (nie tłuste, nie słone, nie ostre), sprzątanie, gotowanie obiadu, podwieczorek, kolacja, zmywanie naczyń. I tak w kółko.
– Jakaś jesteś ostatnio bez energii – zauważył Marek. – Może witaminy weźmiesz?
Witaminy? Nie potrzebowała witaminy C, ale witaminy „Własne życie”.
### Balkon – ostatnia przystań
Jedynym ratunkiem stał się balkon. Tu Irena mogła po prostu oddychać. Patrzeć w niebo. Myśleć.
– Iro! – głos teściowej przeciął ciszę. – Gdzie jesteś? Herbata potrzebna!
– Idę! – automatycznie odpowiedziała Irena.
Ale nogi nie chciały się ruszyć. W głowie kotłowała się jedna myśl: „A co, jeżeli nie pójdę?”
Myśl była tak buntownicza, iż aż zabrakło tchu.
– Iro! Nie słyszysz?!
– Słyszę – cicho powiedziała Irena pustemu balkonowi. – Bardzo dobrze słyszę.
I jednak poszła zaparzyć herbatę.
### Punkt wrzenia
– Irena – Halina Kazimierzówna siedziała w salonie jak sędzia na trybunie. – Jakaś jesteś nieludzka. Wciąż uciekasz na balkon. Nie umiesz się zachowywać wobec rodziny.
Rodziny? Irena zakrztusiła się powietrzem.
– Myślałam, iż przyjadę odpocząć – ciągnęła teściowa – a tu jakbym w kuchni została. Gotuj, sprzątaj, usługuj.
Irena zastygła ze ścierką w ręku. Cały świat przewrócił się do góry nogami. Ona – w kuchni? Ona gotuje i sprząta? A kim w takim razie jest Irena?
– Przepraszam – jej głos zabrzmiał dziwnie spokojnie. – Ale to ja tu gotuję i sprzątam. Każdego dnia. Już dwa tygodnie z rzędu.
– Iro! – oburzył się Marek. – Co ty mówisz? Mama jest gościem!
Gościem. Który od dwóch tygodni wydaje rozkazy w cudzym domu. Który zamienił gospodynię w służącą.
– Tak – skinęła głową Irena. – Macie rację. Mama jest gościem. A ja kim jestem?
### Przebudzenie
Wieczorem, gdy Halina Kazimierzówna rozsiadła się przed telewizorem, Irena podeszła do męża:
– Marku, musimy porozmawiać.
– Poczekaj, wiadomości są…
– Teraz – powtórzyła stanowczo.
Marek spojrzał na żonę zdumiony. W jej głosie pojawiły się nuty, których dawno nie słyszał.
– Słuchaj, skoro twoja mama odpoczywa u nas – Irena mówiła cicho, ale każde słowo było wyraźne jak uderzenie młotkiem – to ja pojadę odpocząć do swojej.
– Oszalałaś?! – Marek aż podskoczył. – A co z domem? A co z mamą?
– A co ze mną? – zapytała Irena i poszła pakować walizkę.
W sypialni, składając ubrania, po raz pierwszy od dwóch tygodni się uśmiechnęła. Prawdziwie.
Jutro pojedzie do mamy. Do kobiety, która nigdy nie traktowała ją jak służącej. Do domu, gdzie można po prostu siedzieć z herbatą i milczeć. Gdzie nikt nie krzyknie: „Iro, gdzie jesteś?”
– Ja też potrzebuję wakacji – powiedziała swojemu odbiciu w lustrze.
A odbicie po raz pierwszy skinęło głową w odpowiedzi.
### Operacja „Ucieczka gospodyni”
Rankiem Irena stała w przedpokoju z walizką. Halina Kazimierzówna, widząc ją w „wyprawowym” stroju, wytrzeszczyła oczy, jakby Irena ogłosiła lot na Marsa.
– A to dokąd się wybierasz? – głos teściowej drżał z oburzenia.
– Do mamy. Odpocząć – Irena zapinała kurtkę z biznesową miną.
Irena zamknęła drzwi za sobą, zostawiając za sobą chaos, a przed sobą – ciszę, która w końcu należała tylko do niej.