— Wyłączcie tę swoją szatańską maszynę! Przez was nie mogę spać! — rozległ się krzyk za drzwiami.
Ktoś zaczął walić w drzwi i naciskać dzwonek. Kasia drgnęła i upuściła pilot. Łukasz niechętnie się poruszył.
W pokoju ledwo paliła się lampka nocna. Za oknem panował upał, taki iż powietrze zdawało się ciążyć. Kasia narzuciła szlafrok i podeszła do drzwi.
Na korytarzu stała kobieta około siedemdziesięciu lat, z cienkimi ustami i zirytowanym spojrzeniem. Miała na sobie prostą sukienkę w kwiaty i trzymała w ręce telefon.
— Przepraszam, ale kim pani jest? — spytała Kasia, nie otwierając drzwi. Trochę się bała.
— Walentyna Władimirowna jestem! Z trzeciego piętra. Nad moim oknem stoi ta wasza klekotka, która nie daje mi spać. Wyłączcie ją natychmiast! Albo wezwę policję. Hałasujecie w niedozwolonych godzinach!
Kasia próbowała wtrącić choć słowo, ale Walentyna Władimirowna nie dawała jej dojść do głosu.
— Jak można być tak bezczelnymi! Przez was cierpi cały blok!
— On chyba nie jest aż tak głośny… — ostrożnie powiedziała Kasia. — Słuchaliśmy przez otwarte okno specjalnie, żeby sprawdzić.
— Wam „nie tak głośny”, a mnie już serce boli od tego traktora!
— Dobrze, wyłączymy — niechętnie zgodziła się Kasia. — Po prostu nie wiedzieliśmy, iż przeszkadza…
— No to teraz wiecie — odcięła Walentyna Władimirowna.
Rozległy się oddalające kroki.
Kasia wróciła do sypialni i wyłączyła klimatyzację. Otworzyła wszystkie okna i balkon, ale to nic nie dało. Uderzyła fala duszącego gorąca. Łukasz długo się wiercił, potem poszedł pod prysznic, a Kasia leżała, wpatrzona w sufit.
Nie tak wyobrażali sobie pierwsze lato w swoim mieszkaniu…
…Kupili tę dwupokojówkę zaledwie kilka miesięcy temu. Poprzednie lato w wynajmowanym mieszkaniu wspominali jak koszmar: miski z zimną wodą, przeciągi, wiatrak rozkręcający gorące powietrze w kółko. Kasia z drżącymi rękami zaciągnęła kredyt, ale myślała, iż teraz nikt nie będzie im dyktował, jak żyć.
Okazało się, iż jednak będzie.
Rano Kasia spotkała w windzie inną sąsiadkę — Natalię. Już się trochę znały, choćby pomogły jej kiedyś przy wymianie kranu.
— Słuchaj, Natalka — Kasia oparła się o ścianę — wczoraj w nocy włączyliśmy klimę i przyszliśmy się poskarżyć. Naprawdę tak hałasuje?
Natalia uniosła brwi.
— Daj zgadnę. Walentyna Władimirowna?
Kasia skinęła głową.
— No… Ona na wszystkich narzeka. Raz telewizor jej przeszkadza, raz mój syn się śmieje za głośno. Kiedyś powiedziała, iż nasz kot za głośno skacze. Ale my już się przyzwyczailiśmy. Dzwoni ze dwa razy w miesiącu i tyle. Da się przeżyć.
Kasia mimowolnie się uśmiechnęła.
— Kot? Naprawdę?
— No — potwierdziła Natalia. — Telewizora już nie włączamy, wszystko oglądamy w słuchawkach. Z synem i kotem trochę trudniej, sama rozumiesz.
Później Kasia spotkała na schodach Adama. Miał dokładnie taki sam model klimatyzacji, zawieszony akurat pod oknem kapryśnej sąsiadki.
— Adam, a tobie się nie skarży?
— Nie. Chociaż mój jest dość głośny. Kumpel mówił, iż źle zamontowany, więc czasem klekocze. Ale chyba mnie lubi — uśmiechnął się sąsiad.
— A na nas z Łukaszem ktoś narzeka?
— Nie słyszałem. W ogóle jesteście cicho. Ani dzieci, ani wiertarki, choćby psa nie macie.
Odpowiedzi sąsiadów jakoś nie uspokoiły Kasi. Jeszcze raz włączyła klimatyzację i posłuchała przez otwarte okno. Ledwo słychać.
Więc o co chodzi? Może wcale nie w decybelach? Kasia zaczynała podejrzewać, iż Walentyna Władimirowna po prostu ich nie lubi, więc drażni ją wszystko, co związane z nowymi sąsiadami. Albo może nie cierpi, gdy komuś jest dobrze. Bywają tacy ludzie.
Od tego dnia, gdy Walentyna Władimirowna pojawiła się na ich progu, zaczął się ich prywatny koszmar. Każdego wieczora próbowali nagromadzić tyle chłodu, żeby starczyło choć na pół godziny z zamkniętymi oknami. Ustawiali budzik na dwadzieścia trzy zero zero. jeżeli spóźnili się choć parę minut, sąsiadka zaczynała walić w kaloryfer i krzyczeć. jeżeli na pięć minut — przychodziła osobiście.
Żeby jakoś przetrwać w tym upale, stawiali wiatrak przy oknie. Ten hałasował bardziej niż klimatyzacja, ale z jakiegoś powodu w ogóle nie przeszkadzał sąsiadce.
Wezwali choćby majstra, żeby sprawdzić. Ten obejrzał zewnętrzną jednostkę i coś podkręcił.
— No, poprawiłem mocowania i dodałem podkładki wyciszające. Ale i tak był cichy. Teraz praktycznie nie słychać. Jeszcze cichszy to chyba tylko wyłączony — podsumował majster.
Kasia uśmiechnęła się z ulgą. Chciała wierzyć, iż teraz wreszcie będą spać spokojnie.
Ale minęły tylko dwa dni i o dwadzieścia trzy zero trzy zadzwonił telefon.
— Co, macie włączoną klimę?! — obrażonym tonem spytała sąsiadka. — U mnie ściany się trzęsą! Źle się czuję, ciśnienie mi skoczyło!
— Wzywaliśmy majstra. choćby on powiedział, iż prawie nie słychać. Zrobiliśmy, co mogliśmy…
— Wasz majster tego w nocy nie słucha! Natychmiast wyłączcie, albo przyjdę z policją!
Łukasz westchnął i wyłączył. Znowu spali przy wiatraku.
Z czasem Kasia zauważyła, iż Walentyna Władimirowna też nie jest święta, jeżeli chodzi o hałas. Czasem rozmawiała przez telefon tak głośno, iż słychać było przez ściany. Czasem choćby w nocy. Jej głos przechodził w krzyk.
— Jeszcze się córką nazywasz! Ja ci jestem potrzebna tylko jak pieniądze przelać! — wrzeszczała Walentyna Władimirowna. — Wszyscy mnie zostawili! Wszyscy!
Kasia próbowała tego nie słuchać, ale krzyk był zbyt głośny. Po takich sytuacjach czuła się jeszcze gorzej. Jakby ktoś wrzucił ją w cudzą dramę.
Pewnej nocy, leżąc pod cienkim prześcieradłem i nasłuchującPewnego dnia, gdy Walentyna Władimirowna wyjechała do córki, całe osiedle odetchnęło z ulgą, a Kasia i Łukasz w końcu mogli spać spokojnie przy włączonej klimie, ciesząc się ciszą, która nagle wydała im się najpiAle gdy po dwóch tygodniach wróciła, pierwsza rzecz, jaką usłyszeli, było walenie w ich drzwi i krzyk: „Czy wy sobie żartujecie? Ten wasz wiatrak tak stuka, iż nie mogę zasnąć!”.