Twarda w komunikacji: Zawsze mówiła, co myśli

newskey24.com 7 godzin temu

Weronika zawsze mówiła wprost. Odkąd tylko koledzy z pracy ją znali, nie owijała w bawełnę. Nie miało znaczenia, czy ktoś chciał to usłyszeć, czy nie.

Kiedy w biurze Justyna przez cały ranek flirtowała z nowym informatykiem, a przy okazji gwałtownie załatwiała zlecenia, Weronika jednym zdaniem zmiotła całą sytuację: „Wiesz, iż jego żona właśnie jest w szpitalu na porodówce?” I po flircie.

Albo Magda, która nie mogła rzucić palenia. Próbowała plastrów, cukierków, w końcu kupiła cudowną e-papierosową zabawkę. Co pół godziny wybiegała na „dymka”. Weronika tylko wzruszyła ramionami: „A widziałaś skład tego cudu? Nikt nie widział. interesujące dlaczego?”

Wszyscy omijali Weronikę szerokim łukiem. Nikt nie chciał trafić pod jej ostry język. A jej było wszystko jedno. Prawda przecież nie znika, tylko… komu ta prawda była potrzebna?

Gdy wyjechała na staż za granicę, biuro odetchnęło z ulgą. Palili za rogiem, flirtowali z nowymi klientami, urządzali szalone piątki i całowali się w ciemnych kątach. Żonaci i kawalerowie.

Po trzech tygodniach wróciła. Zawsze w gładkiej sukience, szpilkach, z obłokiem ciężkich perfum i pełnym makijażem. Tym razem weszła w wytartych dżinsach i swetrze o dwa rozmiary za dużym. Zero szminki. Włosy spięte w niechlujny kucyk. W przeciwsłonecznych okularach, które ściągnęła dopiero w gabinecie. Zamiast perfum – subtelny zapach „Prawdy” Calvina Kleina.

Co ważniejsze, nie zrugała sekretarki za niedokończone papiery ani informatyka za ciągłe rozmowy z żoną. Minęła kartony, w których grzebał się prawnik – jakby ich nie widziała.

„Nie zaliczyła stażu”, orzekł prawnik.
„Zachorowała”, zasugerowała sekretarka.
„Zakochała się!”, parsknęła Justyna.

„I dlatego w swetrze jak namiot?”, zaśmiała się tłumaczka.
„Nieważne. Za godzinę narada. Lepiej się przygotować, niż plotkować.”

Tyle iż po godzinie Weroniki wciąż nie było. Wszyscy czekali. W końcu informatyk przy oknie krzyknął:
„Patrzcie! Tam jest!”

Po drugiej stronie ulicy, w małej kawiarence, w niechlujnym swetrze siedziała ich Weronika. Ale jakaś inna. Nie dlatego, iż bez makijażu. Po prostu naprzeciw niej mężczyzna coś opowiadał, a ona się śmiała.
**Ich** Weronika. **Śmiała się.**

„Szczerze mówiąc, nie znalazłam dziś rano bluzki”, powiedziała do mężczyzny. „Więc włożyłam twój sweter.”

„Wolę, jak go nie nosisz”, odparł mężczyzna.
Weronika się zaczerwieniła i klepnęła go lekko w ramię.
„Przestań.”

„Nie mogę”, pochylił się ku niej. „Musimy skończyć pracę i jechać. Do mnie. Albo do ciebie. Odkąd się poznaliśmy na lotnisku, wszystko się zmieniło.”

„Zgadzam się.”
„A swoją drogą”, szepnął, „masz sweter na lewą stronę.”
„Niech to szlag!”

„Więc na pewno jedziemy do mnie, żeby go zdjąć.”
Wybuchnęła śmiechem. Siegnęła po telefon, wybrała numer.
W sali konferencyjnej wszyscy usłyszeli dzwonek na recepcji.

„Firma XYZ, dzień dobry! Pani Weroniko? Dobrze. Proszą panią na naradę. Jak to, nie przyjdzie? Ach… zachorowała? Rozumiem. Życzę zdrowia!”
Sekretarka wpadła do sali:
„Nasza Weronika jest chora!”

„Widzimy”, mruknął informatyk. Wszyscy patrzyli, jak ich koleżanka, zdrowa jak ryba, wsiada do auta z nieznajomym.

„Znika na kilka dniątek. choćby nie próbujcie dzwonić”, powiedziała Justyna.

„Dlaczego?”

„Nigdy nie przyszłaś do pracy w swetrze na lewą stronę? Albo w okularach, by nikt nie widział, iż źle spałaś?” Justyna przewróciła oczami. „Bo jesteś myślami gdzie indziej. Przy kimś.”

„Zachorowała”, „Nie zaliczyła stażu”. Mówiłam – zakochała się.” Justyna wstała. „Teraz nasza Wera jest inna.”

„Na długo?”, spytał informatyk.

Justyna zmierzyła go wzrokiem.
„To już zależy od was, chłopcy.” I wyszła.

——

Idź do oryginalnego materiału