Z powodów banalniejszych niż banalne
Uważam swe życie za marne
Nie dość szumne i nie dość dumne
Tchórzliwe podążanie za tłumem
Wahań pełne i jakże przyziemne
Miast jedwabiu we łbie mam wełnę
Zaś we włosach nie hula mi wiatr
Wzrok mam krótki - nie sięgam do Tatr
Głowę składam na poduszce z Ikei
I nie będę już pewnie przy nadziei
Co zrodziłam, to samo urosło
Jest pyskate i wyrwać chce krosno
Woli samo los swój tkać
Tusz podbierać, bałaganić i łkać
Gdy cokolwiek po myśli nie pójdzie
To unosi się niepohamowanym wkurwem
A ty matko wytrzymać to musisz
Choć czasami chciałabyś je udusić