Trzy tajemnicze listy bez nadawcy

polregion.pl 1 tydzień temu

Było cicho, ani wiatru, ani szelestu liści, ani śpiewu ptaków, jakby sama natura zamarła w wiecznym spoczynku. Ludzie też stali w milczeniu wokół otwartej trumny i świeżo wykopanego grobu. Kinga trzymała ojca pod rękę. Stał zmieszany, przygarbiony, wpatrując się w mamę.

Nieopodal stali przyjaciele rodziców: Irena i jej mąż Wiesław. Kinga znała ich od dzieciństwa, mówiła do nich po imieniu. Irena co chwilę przykładała chusteczkę do oczu, a jej mąż patrzył gdzieś ponad trumną, w dal. Naprzeciw Kingi i ojca stali trzej koledzy z pracy mamy, z zaczerwienionymi nosami i spuchniętymi od płaczu oczami. Jeszcze inni ludzie, których Kinga nigdy nie widziała. Ale skoro przyszli, znaczy, iż znali mamę.

Nikt już nie podchodził, nie żegnał się z mamą, nie składał im i ojcu kondolencji. Wszyscy już pożegnali się w kaplicy, tam też odprawiono mszę. Teraz tylko stali i czekali na koniec ceremonii.

Kinga zauważyła dwóch grabarzy. Jeden, pewnie ten ważniejszy, jakby tylko na to czekał, spytał wzrokiem: *Czas?* Kinga ledwo skinęła głową. Czas. Ożywili się, wzięli wieko oparte o drzewo i podeszli do trumny.

— Wszyscy się pożegnali? Zamykamy — powiedział ten starszy.
Ale wtedy rozległ się cichy, ale stanowczy głos męski:

— Zaczekajcie!

Wszyscy obecni jednocześnie odwrócili się w stronę mówiącego. Wysoki, barczysty mężczyzna w długim czarnym płaszczu i kapeluszu z rondem podszedł do trumny. Robotnicy stali obok, trzymając wieko. Mężczyzna położył dwie białe róże i przykrył dłonią złożone na piersi ręce mamy, jakby chciał je ogrzać. Stał tak kilka minut, a reszta patrzyła na niego, zastanawiając się, kim jest. Jeden z grabarzy zakaszlał, przynaglając go. Nieznajomy zabrał rękę i odszedł na bok. W końcu zamknięto trumnę, przykręcono wieko śrubami i opuszczono do grobu. Kinga pierwsza rzuciła garść ziemi.

Gdy grabarze łopatami zasypywali grób, Kinga szukała wzrokiem nieznajomego w kapeluszu, ale zniknął. Gdy na świeżym kopczyku postawiono krzyż z tabliczką i ułożono wieńce, ludzie zaczęli wychodzić z cmentarza. Kinga z ojcem jeszcze chwilę stali sami przy grobie.

— Tato, chodźmy — powiedziała Kinga, a ojciec dał się wyprowadzić.

W drodze wciąż myślała, kim mógł być ten mężczyzna. Przyszedł niezauważony i tak samo zniknął. Stał z pochyloną głową, rondo kapelusza zasłaniało twarz. Kinga zauważyła tylko gładko ogoloną brodę i okulary, choć co do okularów nie była pewna.

Stypę zorganizowano w kawiarni niedaleko domu. Kinga nie mogła przełknąć ani kęsa. Była niewyobrażalnie zmęczona i pragnęła tylko jednego — żeby to się wreszcie skończyło. W końcu goście zaczęli się rozchodzić. Z ojcem wyszli ostatni. Kinga wciąż trzymała ojca pod rękę, w drugiej dłoni ściskała oprawioną w ramkę fotografię mamy, taką samą jak ta na grobie.

— Jak się czujesz? — spytała ojca.

Ojciec tylko skinął głową.

— Tato, a kto był ten mężczyzna, który podszedł do mamy na cmentarzu? — zapytała.

— Skąd mam wiedzieć.

W głosie ojca zabrzmiało rozdrażnienie. W milczeniu doszli do domu. W mieszkaniu wciąż czuć było lekami i chorobą, mimo iż Kinga otworzyła wszystkie okna.

Ojciec od razu położył się na kanapie, przymknął oczy. Kinga nakryła go kocem, usiadła obok.

Spojrzała na drzwi do pokoju, w którym leżała mama. „Już nie cierpi” — powtórzyła w myślach słowa niemal wszystkich, którzy przyszli na pogrzeb. Nie cierpieli już wszyscy. Mama — przez straszną, wyniszczającą chorobę. Kinga — przez ciągły stres, lęk i oczekiwanie końca. Ojciec — przez bezsilność, iż nie mógł pomóc.

Łzy napłynęły do oczu. Kinga wyszła do kuchni, opuściła głowę na złożone na stole ręce i cicho zapłakała.

Z czasem ból przygasł. Kinga posprzątała pokój, w którym leżała mama, usuwając wszystkie ślady choroby. Chodziła na uczelnię, ale czuła się pusta i samotna.

Ojciec wciąż milczał, chodził, szurając pantoflami po podłodze jak starzec. To szuranie i milczenie irytowało Kingę. Całą swoją postawą pokazywał, jak bardzo cierpi. A czy jej było łatwo? Straciła mamę. Na jej kruche barki spadły wszystkie domowe obowiązki i opieka nad ojcem.

— Tato, co zrobić z ubraniami mamy? Mnie zupełnie nie pasują — spytała któregoś dnia, by zmusić go do mówienia.

— Nie wiem. Oddaj komuś.

Łatwo powiedzieć. Ale komu? W weekend zabrała się za porządkowanie rzeczy mamy. NowW chwili gdy odkładała ostatnią sukienkę do pudła, zrozumiała, iż tajemnica, którą znalazła między starymi butami, na zawsze pozostanie tylko jej wspomnieniem.

Idź do oryginalnego materiału