Trzy kobiety, jedna kuchnia i zerowe porozumienie

twojacena.pl 3 godzin temu

Trzy kobiety, jedna kuchnia i ani grama spokoju

Więc. Poniedziałek moja kolej. Wtorek mama. Środa Zofia Ignacówna. Czwartek znowu ja Kasia wyraźnie rozrysowała kartkę w kratkę. A weekendy jak wyjdzie.

Świetnie skinęła jej mama, Antonina Marecka, chowając zadowolony uśmiech. Wreszcie jakiś porządek.

Tak, tak, dopóki nie ugotujecie żurku mruknęła teściowa, Zofia Ignacówna. Wy tylko na papierze jesteście mocne.

Kasia zignorowała. Była zmęczona. Pół roku pod jednym dachem z dwiema matkami to nie życie, a telenowela. Tylko bez przycisku pauza.

Wszystko zaczęło się po narodzinach Hani. Antonina przyjechała na kilka tygodni pomóc. A teściowa Zofia nigdzie się nie wyprowadzała mieszkała z nimi od ślubu. A gdzie ja pójdę, skoro syn się ożenił? jej ulubione zdanie.

Mieszkanie trzy pokoje, ale wydawało się lalkowe. Dla siebie samej brakowało miejsca, a tu jeszcze trzy panie domu.

Kto włożył pusty słoik po ogórkach z powrotem do lodówki? wrzasnęła Zofia o dziesiątej rano.

Ja! odkrzyknęła Antonina z balkonu. Tam jest zalewa! Na żurek!

Ooo, jaka gospodarna zaśmiała się teściowa. Tylko iż ja żurek gotuję w środę. Dzisiaj jest wtorek. Mój dzień!

Tylko chciałam pomóc prychnęła Antonina.

A ja nie prosiłam!

Ale ja prosiłam Kasia postawiła Hanię w kojcu. Mamy, niech każda gotuje, kiedy ma w grafiku. Żeby nie było jak ostatnio trzy żurki jednego dnia i naczynia do mycia.

Ale zjedliśmy! nie ustępowała Zofia. A ja potem pół godziny szorowałam płytę. Mam, między nami mówiąc, ciśnienie!

Mąż Kasi, Marek, w takich chwilach albo szedł pobiegać, albo zakładał słuchawki. Mówił, iż ma ważne spotkania online, ale Kasia wiedziała po prostu nie wiedział, co robić. Wybrać stronę? Niemożliwe. Lepiej się schować, niż wszystkich urazić.

Kasia, pogadaj z mężem szeptała Antonina, gdy Marek wychodził z kuchni. Niech powie matce, żeby się nie wtrącała. To przecież też jej wnuczka.

Mamo, ty też się wtrącasz cicho odpowiedziała Kasia.

A jak mam nie wtrącać się, skoro widzę, iż wszystko leci? Kto z Hanią chodzi na spacery? Kto kupił jej nowe buciki? Kto prał w nocy?

Mamo, dość. To nie są zawody.

Ale były. Wszystkie trzy Kasia, jej matka i teściowa codziennie walczyły o tytuł gospodyni domu. A Marek Marek starał się nie utonąć.

Pewnego wieczoru w kuchni wybuchła prawdziwa bitwa.

Mówiłam, iż środa to mój dzień! wrzeszczała Zofia. Dlaczego znowu twoja garnek na płycie?

Bo zajmuję się dzieckiem i nie mam czasu sprawdzać twojego idiotycznego grafiku! wybuchnęła Antonina.

A kto was w ogóle prosił o mieszanie się do naszego domu?

Naszego domu?! To ja, między nami mówiąc, zrobiłam remont kuchni, kiedy ty jeździłaś na wycieczki po Krynicy!

U ciebie, Antonino, na wszystko jest jedna odpowiedź ja wszystko zrobiłam. Może jeszcze wnuczkę urodziłaś?

Kasia wpadła do kuchni w chwili, gdy żurek ten nie po grafiku z hukiem wylewał się na płytę.

Dość! krzyknęła. Odstawcie oba garnki! Jutro będzie zupa z cierpliwości!

Obie matki jednocześnie zamilkły.

Ja nie jestem piechotą między dwoma frontami, rozumiecie? Jestem człowiekiem! Kobietą, która ma skaczące hormony, bolące piersi, nieśpiące dziecko i zero ochoty na gotowanie czegokolwiek! głos jej zadrżał. Koniec!

Wyszła, trzaskając drzwiami łazienki. Tam było cicho. I dopiero w tej ciszy uświadomiła sobie żadna z nich, ani matka, ani teściowa, nie jest winna. Po prostu nie umiały odpuścić.

Następnego dnia ogłosiła: będzie pranie. Wspólne. Skoro wciąż giną skarpetki, a ręczniki się plączą trzeba poukładać wszystko po ludzku.

No wreszcie! pochwaliła Antonina. Bo już nie mogę znaleźć swoich szlafroków.

A ja prześcieradeł! dodała Zofia.

W kuchni rozwieszono sznur i rozwieszono pranie każda miała swoje klamerki. Kasia myła podłogę, Hania spała, a obie matki siedziały na stołkach, zmęczone, wpatrzone w pieluchy i milczące.

Wiesz co pierwsza odezwała się Antonina. Po co ja tu adekwatnie jestem? Córka już dorosła. Po co się wtrącam?

Żeby nie być sama cicho powiedziała Zofia. My jakbyśmy przeszły na emeryturę i koniec. A z wnukami czujemy się potrzebne.

Antonina skinęła głową. Chwilę milczały.

Ja sama wychowałam troje dzieci. Nikt nie pomagał. A teraz jakby była szansa zrobić to lepiej.

A ja po swojemu uśmiechnęła się Zofia. U mnie musi być plan, porządek. Inaczej chaos.

A może Kasia sobie poradzi? ostrożnie zapytała Antonina. To nie jest wyścig?

Kasia wyszła z łazienki i zamarła: dwie kobiety siedziały cicho, obok siebie. Bez pretensji. Bez żurku.

Podeszła, pocałowała Hanię w czoło i powiedziała:

Z Markiem chcemy się wyprowadzić. Znaleźliśmy małe dwupokojowe. Tam będzie cicho. I nikogo.

Jak to nikogo? przestraszyła się Antonina.

Nie wyjeżdżamy z miasta. Po prostu pora.

A Hania?

Będziecie przychodzić. W gości. Na zmianę uśmiechnęła się Kasia. Bez garnków.

Miesiąc później Kasia obudziła się w swojej sypialni. W mieszkaniu panowała cisza. Żadnych kłótni, zapachu żurku.

W kuchni Marek jadł kanapkę.

Jak cisza? zapytał.

Dziwna. Ale dobra. Chyba po raz pierwszy jestem tu panią.

Skinął. Potem dodał:

A mogę dziś ugotować obiad?

Jasne. Tylko pamiętaj czwartki twoje.

Roześmiali się.

Minął rok.

Kasia po raz pierwszy od dawna spokojnie piła kawę przy oknie. Hania cicho bawiHania wyciągnęła rączki do drzwi, gdzie stały razem Antonina i Zofia z jednym plecakiem, jedną torbą zakupów i tym samym uśmiechem, bo wreszcie zrozumiały, iż miłość do wnuczki nie potrzebuje harmonogramu.

Idź do oryginalnego materiału