Troski dziadka

newsempire24.com 5 dni temu

**Dziadkowe troski**

Jan Kowalski został wdowcem pół roku temu. Pierwszy, ostry ból minął, schował się gdzieś pod serce i utkwił tam jako lodowaty odłamek, czasem topniejący w najmniej odpowiednich momentach. Gdy któryś z sąsiadów pytał przy spotkaniu: „No i jak tam, Kowalski, samotnie teraz?”, w oczach starszego mężczyzny pojawiał się błysk cierpienia.

„Słabość we mnie rośnie, dawniej tego nie było — myślał Kowalski, by zaraz sobie odpowiedzieć: — Ale i takiej straty nie było…”

Mieszkał na wsi od młodości. Gdy przeszedł na emeryturę, sądził, iż wreszcie będzie miał dość wolnego czasu. ale po śmierci żony czas jakby stanął w miejscu, a Jan nie wiedział, co ze sobą zrobić. Wszystko wydawało się pozbawione sensu… Chyba iż modlitwa w kościele.

Córka wyszła za mąż i zamieszkała w mieście, a wnuczek miał już niedługo iść do szkoły. Na początku lata córka Kasia wraz z mężem i synkiem Kubą przyjechali na wieś.

— Tato, przywiozłam ci wychowawcze zadanie — zaczęła Kasia, wskazując na wnuka. — Dawniej był malutki, mama się nim opiekowała, teraz twoja kolej: trzeba z niego zrobić prawdziwego mężczyznę.

— A ojciec nie wychowuje? — zainteresował się Jan.

— Ojciec w życiu młotka w ręku nie trzymał. Wiesz przecież — Krzysiek to dusza artysty. Akordeon to jego żywioł. Zimą Kuba zacznie naukę w szkole muzycznej. Może trafi do klasy ojca — odparła Kasia. — Ale wychowanie musi być harmonijne. Więc pomóż. Chcę, żeby mój syn był też trochę jak ty: prawdziwym majstrem i pracusiem.

Jan Kowalski uśmiechnął się i spojrzał na wnuka.

— Masz rację, Kasiu. Niech będzie. Nauczę go wszystkiego, co sam umiem. Póki żyję…

— Przestań, tato — przerwała mu córka. — Będziemy żyć długo i w zgodzie. Ale z Kubą — pomóż.

Tego samego dnia dziadek zabrał wnuka do swojej warsztatowej szopy. Obejrzeli warsztat, półki z narzędziami i zaczęli urządzać Kubowy kąt.

Specjalnie dla chłopca Jan przerobił stary pisemny stół, skracając nogi i okładając blat blachą. Potrzebne były też narzędzia w dziecięcym rozmiarze — małe młotki, śrubokręty, cążki, mini piłka i obcęgi. W okrągłych metalowych pudełkach po cukierkach, pozostałych z czasów młodości dziadka, leżały gwoździe różnych rozmiarów.

Kuba był zachwycony i nie odstępował dziadka, nonstop pytając — do czego służy to i tamto. Kasia ledwo zdołała namówić ich na obiad, po czym znów wrócili do „męskiej roboty”.

— No i dobrze. Początek jest — powiedział pod wieczór dziadek. — Na dziś koniec. Jutro rano idziemy na ryby, więc trzeba przygotować sprzęt i wcześnie się położyć.

Tak mijały szczęśliwe letnie dni. Kasia z mężem zauważyli, iż ojciec ożył, znów miał prostą postawę i błysk w oczach.

— No, Kasiu — zwierzał się w tajemnicy przed Janem Krzysiek — choć nauczycielka z ciebie, to jednak masz dar. I synowi dobry przykład dajesz, i ojca wskrzesiłaś…

— Każdy potrzebuje uwagi — duży i mały — cicho odpowiedziała Kasia. — Nie można pozwolić, by tato się załamał. Teraz będziemy częściej przyjeżdżać. Dobrze, iż Kuba mu pomaga. Inny potrzebowałby tylko butelki — jedyne lekarstwo. A tu — wnuk jak jasne słońce. I dobrze. Zawsze wiedziałam, iż mój ojciec to mądry człowiek…

Westchnęła i poszła do ogrodu, tak jak robiła to jej matka. Ogród i sad musiały być zadbane, jak za jej czasów, by ojciec nie czuł, iż wszystko się wali po jej odejściu.

Wkrótce urlop Kasi dobiegł końca, wyjechała do miasta, a Krzysiek i Kuba zostali u dziadka, pomagając mu we wszystkim.

Lecz nadeszła jesień, i Kuba musiał iść do pierwszej klasy. Z tej okazji Jana zaproszono do miasta — by odprowadził wnuka do szkoły. Dumny dziadek prowadził Kubę za rękę. W garniturze i krawacie, którego nie zakładał od lat, stał na pierwszej szkolnej akademii i mocno się denerwował. Gdy zabrzmiał hymn, wyprostował się i ścisnął dłoń chłopca…

W tej chwili Jan Kowalski postanowił nie poddawać się smutkowi, poświęcić wszystkie siły na wychowanie wnuka i pomoc córce…

Wróciwszy do swojego wiejskiego domu, wieczorem usiadł przy stole i położył przed sobą czystą kartkę. Jak pierwszoklasista, który dawno nie pisał, wziął długopis i zaczął spisywać plan rzeczy, które musi zrobić przed następnym latem, przed przyjazdem Kuby.

Na liście znalazło się wiele: budowa placu zabaw, montaż huśtawki, drążka, stolika, ławek i piaskownicy. Na wielką topolę przy drodze postanowił zawiesić linę — taką, jaką pamiętał z dzieciństwa… Trzeba też naprawić pomost nad rzeką.

Lista rosła z każdym dniem, stając się dłuższa i ciekawsza. Na stole pojawiła się druga kartka — „księgowość”. Tam starzec zapisywał wydatki: deski, wkręty, liny, farbę, piasek. Roboty było mnóstwo! Tylko by zdążyć przed zimą, przed śnieżycami, przywieźć materiały, a potem zimą przygotować wszystko w warsztacie. Na wiosnę zacznie budować to, co zaplanował…

Teraz Jan Kowalski miał ręce pełne roboty. Wstawał wcześnie i wedle starego nawyku spisywał na kartce plan dnia, pilnując, by go zrealizować.

Wnuka przywożono często — na święta, weekendy i wszystkie ferie. Dom Kowalskiego znów tętnił życiem. Kasia myła podłogi, piekła pierogi, prała firanki. A dziadek, Krzysiek i Kuba majsterkowali, naprawiali coś w domu, na placu zabaw, palili w bani i jeździli na nartach do lasu.

Na Dzień Mężczyzny Kasia podarowała wszystkim trzem mężczyznom mundury w lesie. Co za radość! Zbliżał się też Dzień Kobiet.

— A czego życzysz sobie, córeczko? — dopytywał się Jan.

— Tak, nie krępuj się, dla ciebie wszystko — dodał Krzysiek. — Jesteś naszą jedyną i ukochaną.

— Jedyną? — Kasia uśmiechnęła się. — Cóż, będzie niespodzianie. W naszej rodzinie niedługo przybędzie… Jeszcze nie wiadomo kto… Ale całkiem możliwe, iż dziewczynka.

Chwilowa cisza przy stole przerodziła się w okrzyki euforii i „hurra!”. KasiKuba już zaczął wybierać imię dla siostrzyczki, a Jan Kowalski wrócił do swojego planu, dopisując na liście nowe zadanie: „zbudować kołyskę”.

Idź do oryginalnego materiału