Tresowany mężczyzna autorstwa Esther Vilar, feministki. Jest to lektura, która może być przydatna dla mężczyzn, którzy postawili na piedestał kobiety.
“Książkę tę dedykuję wszystkim tym, o których w niej nie piszę: nielicznym mężczyznom, którzy nie dają się wytresować, nielicznym kobietom, które nie są sprzedajne, oraz tym, które miały na tyle szczęścia, iż utraciły swoją wartość rynkową, ponieważ są zbyt stare, zbyt brzydkie lub zbyt chore.” – Esther Vilar
WPROWADZENIE
Ponad trzydzieści pięć lat minęło od pierwszego wydania Tresowanego mężczyzny, małej rozprawy pisanej z wielką złością na światowy monopol opinii ruchu wyzwolenia kobiet. Uporczywie malowany przez feministyczne aktywistki portret nas jako ofiar mężczyzn był nie tylko upokarzający, ale też mało realistyczny. o ile ktoś chce odmienić los naszej płci – a takie było wtedy, i jest dzisiaj, moje pragnienie – to powinien robić to uczciwiej. I może też z odrobiną humoru.
Przy okazji wznowienia tej książki chciałabym odpowiedzieć na dwa pytania, które ciągle słyszę w jej kontekście.
Ludzie często mnie pytają, czy napisałabym tę książkę ponownie. No cóż, myślę, iż dobrze się stało, iż ją napisałam. Jednak dzisiaj, z perspektywy czasu, mam wrażenie, iż moja ówczesna odwaga wynikała głównie z braku wyobraźni. Pomimo wszystkiego, co napisałam, nie potrafiłam sobie wyobrazić siły, przeciwko której występuję. Najwyraźniej kobiety można krytykować – zwłaszcza gdy się jest kobietą – tylko dyskretnie, a zgody można oczekiwać tylko za zamkniętymi drzwiami. Jako iż my, kobiety, dzięki względnie bezstresowemu życiu, żyjemy przeciętnie dłużej od mężczyzn i w rezultacie stanowimy większość wyborców w uprzemysłowionych krajach Zachodu, żaden polityk nie może sobie pozwolić na to, żeby nas urazić. Media też nie chcą omawiać tych kwestii. Zarabiają na reklamach, a zatem gdybyśmy my, kobiety, przestały czytać jakiś periodyk ze względu na to, iż nie podoba nam się jego polityka redakcyjna, to zniknęłyby z niego reklamy skierowane do nas.
Dobrze przecież wiadomo, iż to kobiety podejmują większość decyzji zakupowych.
Nie doceniłam też jednak lęku mężczyzn przed nową oceną ich sytuacji. Im więcej niezależności mężczyźni tracą w pracy – im bardziej ich praca staje się automatyczna i są kontrolowani przez komputery, a wizja bezrobocia zmusza ich do przyjmowania służalczej postawy wobec klientów i szefów – tym bardziej muszą się obawiać rozpoznania swego ciężkiego położenia. I tym ważniejsze staje się utrzymanie złudzenia, iż to nie oni są zniewoleni, tylko te, dla których godzą się na taką egzystencję.
Może to zabrzmi absurdalnie, ale dzisiaj feministki są bardziej potrzebne mężczyznom niż ich żonom. Feministki jako ostatnie opisują mężczyzn tak, jak oni sami lubią się widzieć: jako samolubnych, opętanych żądzą władzy i bez-względnych samców, pozbawionych zahamowań, gdy chodzi o zaspokajanie zwierzęcych instynktów.
Dlatego najbardziej agresywne aktywistki ruchu wyzwolenia kobiet znalazły się w tym dziwnym położeniu, iż bardziej niż ktokolwiek inny przyczyniają się do utrzymania status quo. Bez ich aroganckich oskarżeń nie istniałby już mężczyzna macho, może tylko w kinie. Gdyby prasa nie stylizowała mężczyzn na drapieżne wilki, to te faktyczne baranki ofiarne w „męskim społeczeństwie” – sami mężczyźni – nie dreptałyby tak posłusznie do fabryk.
Nie byłam zatem w stanie wyobrazić sobie izolacji, w jaką wpadnę po napisaniu tej książki. Nie przewidziałam też konsekwencji dla mojego późniejszego pisania, a choćby życia prywatnego – do dzisiaj otrzymuję groźby. Kobieta, która wzięła w obronę arcywroga – nie zrównała życia domowego z więzienną izolatką, a towarzystwo małych dzieci opisała jako przyjemność, a nie brzemię – w opinii publicznej musiała stać się „mizoginistką”, a choćby „reakcjonistką” i „faszystką”. Czyż Karol Marks nie ustalił raz na zawsze, iż w uprzemysłowionym społeczeństwie najbardziej uciskane jesteśmy my, kobiety? Czyż nie jest całkiem jasne, iż ktoś, kto nie chciał uczestniczyć w kanonizacji własnej płci, jest też przeciwny równym szansom i równym wynagrodzeniom?
Innymi słowy, gdybym wtedy wiedziała to, co wiem teraz, to pewnie nie napisałabym tej książki. I właśnie dla-tego tak się cieszę, iż ją napisałam. Chciałabym skorzystać z okazji, by podziękować tej garstce osób, które wspierały mnie i moją pracę. Jak zwykle, większość z nich stanowiły kobiety.
Drugie pytanie, które często słyszę, dotyczy aktualności wyrażanych wtedy przeze mnie opinii. W jakim stopniu to, co pisałam ponad trzydzieści pięć lat temu, jest przez cały czas aktualne w odniesieniu do „nowej kobiety” i „nowego mężczyzny”?
Oto lista kwestii, które w pierwszym wydaniu tej książki uznałam za najbardziej istotne elementy niekorzystnego położenia mężczyzn w porównaniu do kobiet.
Po pierwsze. Mężczyźni są powoływani do wojska, a kobiety nie.
Po drugie. Mężczyźni są wysyłani do walki na wojnie, a kobiety nie.
Po trzecie. Mężczyźni przechodzą na emeryturę później niż kobiety (mimo że, ze względu na krótszą średnią długość życia, powinni mieć prawo do wcześniejszej emerytury).
Po czwarte, Mężczyźni nie mają prawie żadnego wpływu na pro- kreację (nie mają ani pigułki, ani możliwości aborcji – mogą mieć tylko te dzieci, które kobiety chcą, żeby mieli).
Po piąte, Mężczyźni utrzymują kobiety, natomiast kobiety nie utrzymują mężczyzn, albo robią to tylko tymczasowo.
Po szóste, Mężczyźni pracują całe życie, a kobiety tylko tymczasowo, albo wcale.
Po siódme, Mimo iż mężczyźni pracują całe życie, a kobiety tylko tymczasowo, albo wcale, mężczyźni są przeciętnie ubożsi od kobiet.
Po ósme, Mężczyźni jedynie „wypożyczają” swoje dzieci, natomiast kobiety mogą z nimi być na stałe (ponieważ mężczyźni, w odróżnieniu od kobiet, całe życie pracują, w razie rozwodu czy separacji automatycznie odbiera się im dzieci – uzasadniając to tym, iż muszą pracować).
Jak widać, o ile coś się zmieniło, to władcza pozycja kobiet uległa jeszcze wzmocnieniu. W wielu krajach ścieżka kariery w wojsku jest dzisiaj otwarta dla kobiet – ale nie ma poboru dla wszystkich. Wiele kobiet uzyskało prawo wykonywania zawodu przez tyle samo lat, co ich koledzy – ale wiek emerytalny nie został podniesiony dla nas wszystkich.
I dzisiaj, podobnie jak wtedy, grupie pokrzywdzonej choćby nie przychodzi do głowy, by walczyć z tym groteskowym stanem rzeczy.
Tylko w przypadku szóstego punktu nastąpiła znacząca zmiana. W bardziej przyjemnych segmentach rynku pracy jest coraz więcej kobiet, które chętnie podejmują i utrzymują pracę, mimo posiadania upragnionych dzieci. Jednak tylko nieliczne z tych kobiet byłyby skłonne zapewnić wygodne życie nie tylko dzieciom, ale też ich ojcu, mimo często wysokich wynagrodzeń. Jeszcze mniej byłoby gotowych, w razie separacji, oddać swój dom i potomstwo, i utrzymywać następnego wielbiciela z tego, co im pozostało. Również mężczyznom byłoby to nie w smak: emancypacja emancypacją, ale „bycie utrzymankiem” kobiety przez cały czas nie jest akceptowane – zajmowanie się domem i wychowywanie dzieci to nie są rzeczy godne „prawdziwego” mężczyzny.
Niestety, manipulowanie mężczyznami przez kobiety jest dzisiaj kwestią równie aktualną jak wtedy. Podobnie aktualne są środki, które mogłyby położyć temu kres – z korzyścią dla obu płci. W międzyczasie pojawiło się już jednak kilka feministek, które traktują mężczyzn jak ludzi, zatem może nie trzeba będzie prowadzić dalej tej dyskusji tak głośno jak kiedyś.
Esther Vilar
SZCZĘŚCIE NIEWOLNIKA
Cytrynowe MG zjeżdża na pobocze i trochę niepewnie się zatrzymuje. Z samochodu wysiada kobieta i widzi, iż w lewym przednim kole nie ma powietrza. Nie tracąc ani chwili, przystępuje do rozwiązania problemu: patrzy w stro-nę nadjeżdżających samochodów, jakby na kogoś czekała. Rozpoznając ten standardowy międzynarodowy sygnał kobiety w opałach („słaba niewiasta zawiedziona przez męską technikę”), niedługo zatrzymuje się kierowca dużego kombi. W mgnieniu oka diagnozuje problem i pociesza kobietę: „To nic takiego; zaraz się zrobi”. Na dowód swego zdecydowania prosi ją o lewarek. Nie pyta, czy ona potrafi zmienić koło, bo wie, iż kobieta – około trzydziestki, elegancko ubrana, w makijażu – nie potrafi. Ponieważ ona nie może odnaleźć lewarka, mężczyzna wyciąga swój lewarek i inne narzędzia. Po pięciu minutach robota jest skończona, a koło z przebitą oponą ląduje na swoim miejscu w bagażniku. Mężczyzna ma usmarowane ręce. Kobieta proponuje mu haftowaną chusteczkę, ale on grzecznie odmawia. W skrzynce z narzędziami ma starą szmatę na takie sytuacje. Kobieta wylewnie mu dziękuje i przeprasza za swoją „typowo kobiecą” niezdarność. Mówi, iż pewnie tkwiłaby tu do zmroku, gdyby jej nie pomógł. Mężczyzna nic na to nie odpowiada, tylko szarmancko zamyka za nią drzwi do samochodu. Przez spuszczoną szybę radzi jej, żeby nie zwlekała z załataniem przebitej opony, a ona obiecuje, iż jeszcze tego samego dnia pojedzie do warsztatu. I odjeżdża.
Zbierając narzędzia i wracając do swojego auta, mężczyzna myśli, iż dobrze byłoby gdzieś umyć ręce. Jego buty – stał w błocie przy zmianie koła – nie są tak czyste, jak powinny być (jest handlowcem). Co więcej, będzie musiał się teraz śpieszyć, żeby zdążyć na następne spotkanie. Włączając silnik, myśli: „Ach, te kobiety! Jedna głupsza od drugiej”.
Zastanawia się, co zrobiłaby ta kobieta, gdyby nie po-śpieszył jej z pomocą. Naciska pedał gazu i odjeżdża – szybciej niż zwykle. Musi nadrobić stracony czas. Po chwili zaczyna coś nucić pod nosem. W pewnym sensie jest szczęśliwy.
Niemal każdy mężczyzna postąpiłby w ten sposób. Podobnie też zachowałaby się większość kobiet. Kobieta bez zastanowienia skorzysta z pomocy mężczyzny przy każdej okazji, tylko dlatego, iż mężczyźni to mężczyźni, a kobiety zupełnie się od nich różnią. Co innego mogłaby zrobić ta kobieta, gdy zepsuł się jej samochód? Nauczono ją polegać na mężczyźnie. Mężczyzna, dzięki swojej wiedzy, był w stanie gwałtownie zmienić koło – i to bez żadnych kosztów dla niej. Pobrudził sobie ubranie, wystawił swój biznes na szwank, a choćby naraził potem własne życie, jadąc za szybko. Gdyby jednak znalazł w jej aucie jeszcze jakąś inną usterkę, to również by ją naprawił. Do tego właśnie służy jego wiedza o samochodach. Po co kobieta miałaby się uczyć zmieniać koło w samochodzie, jeżeli druga płeć (połowa ludzkości) chętnie zrobi to za nią?
Kobiety pozwalają mężczyznom pracować za nie, myśleć za nie i brać za nie odpowiedzialność – w istocie eksploatują mężczyzn. Ale to przecież mężczyźni są silni, inteligentni i pomysłowi, a kobiety – słabe, głupie i pozbawione wyobraźni. Dlaczego zatem to mężczyźni są wy-zyskiwani, a nie odwrotnie?
Czy to możliwe, iż siła, inteligencja i wyobraźnia nie są koniecznymi wymogami do sprawowania władzy, tylko kwalifikacjami do niewoli? Czy to możliwe, iż światem nie rządzą eksperci, ale istoty, które nie nadają się do niczego innego – kobiety?
A jeżeli tak, to jak kobiety to robią, iż ich ofiary nie czują się ani oszukane, ani upokorzone, ale żyją w prze-świadczeniu, iż są tym, czym w najmniejszym stopniu nie są – panami świata? W jaki sposób kobiety potrafią wpoić mężczyznom to poczucie dumy i wyższości, które inspiruje ich do coraz większych osiągnięć?
I dlaczego kobiety nigdy nie zostały zdemaskowane?
Zobacz na: Arthur Schopenhauer o kobietach [Feministyka]
Mężczyźni wychowywani na wybrakowane kobiety – Rian Stone