Zastanawiasz się, kto decyduje, iż nagle wszyscy noszą oversize’y lub piją matchę? Trendsetterzy – współcześni alchemicy, którzy zamieniają uliczne obserwacje w globalne must-havey. To nie tylko influencerzy z Instagrama, ale analitycy danych z instynktem stylisty. W artykule sprawdzisz, jak łączą kreatywność z excelami, ile zarabiają na byciu „tym cool” i dlaczego czasem wystarczy jeden post, by sieciówki wykupiły cały rynek różowych spinek.
Kim jest trendsetter?
Trendsetter to osoba, która nie tylko podąża za modą, ale ją tworzy. To wizjoner, który wyczuwa, co za chwilę zdominuje ulice, sklepy czy social media. Nie boi się eksperymentować, łamać schematów i proponować rozwiązań, które na pierwszy rzut oka wydają się kontrowersyjne. Jego styl życia, wybory lub pomysły stają się inspiracją dla innych – od zwykłych konsumentów po duże marki.
Wbrew pozorom, trendsetter to nie zawsze celebryta z milionami followerów. Czasem to blogerka, artystka uliczna albo projektantka, która potrafi dostrzec potencjał w czymś, co inni ignorują. Kluczowe jest tu połączenie odwagi, kreatywności i umiejętności przewidywania. Takie osoby nie czekają, aż trend sam się pojawi – same go inicjują, testują na sobie, a potem obserwują, jak świat zaczyna je naśladować.
Warto podkreślić, iż trendsetterzy działają nie tylko w modzie. Mogą kształtować gusta w designie, technologii, a choćby w sposobie spędzania wolnego czasu. Ich siła polega na tym, iż potrafią przekształcić niszowy pomysł w coś, co staje się częścią masowej kultury. To nie jest zwykły wpływ – to prawdziwa rewolucja w sposobie myślenia.
Trendsetter – zawód XXI wieku?
Historia trendsetterów sięga czasów, gdy królowe i arystokratki dyktowały modę całym dworom. W latach 60. XX wieku pojawili się pierwsi profesjonalni „łowcy trendów”, którzy analizowali uliczne style i raportowali je domom mody. Dziś ich potomkowie mają profile Instagramowe zamiast notatników, a zamiast pałacowych sal – stories z kolaboracji markowych.
Czy bycie trendsetterem to faktycznie zawód? W dobie Instagrama i TikTok-a – jak najbardziej! Kiedyś rolę tę pełnili głównie projektanci lub dziennikarze modowi. Dziś każdy, kto ma internetową widoczność i charyzmę, może wpływać na gusta innych. Firmy coraz częściej współpracują z takimi osobami, bo ich rekomendacje brzmią autentyczniej niż tradycyjne reklamy.
To właśnie social media sprawiły, iż trendsetter stał się zawodem z prawdziwego zdarzenia. Algorytmy nagradzają świeże pomysły, a odważne stylizacje czy nietypowe recenzje produktów błyskawicznie zyskują zasięgi. W efekcie trendsetterzy zarabiają nie tylko na współpracach z markami, ale też na własnych kolekcjach lub szkoleniach. To zawód, który wymaga bycia online 24/7, ale daje też niesamowitą swobodę wyrażania siebie.
Co ciekawe, nie trzeba mieć dyplomu szkoły artystycznej, żeby odnieść sukces w tej dziedzinie. Liczy się przede wszystkim umiejętność słuchania społeczności i wyczucie momentu, w którym niszowy trend jest gotowy, by podbić mainstream. To połączenie intuicji i strategii – nic dziwnego, iż szkoły wyższe zaczynają wprowadzać kierunki związane z prognozowaniem trendów!

Jak wygląda codzienna praca trendsettera?
Dzień trendsettera przypomina połączenie planowania kampanii marketingowej z improwizacją. 60% czasu zajmuje im analiza raportów sprzedaży, śledzenie social listening tools i badanie grup fokusowych. Resztę wypełniają spotkania z projektantami, testowanie produktów i… bycie „w terenie” – na ulicach, w klubach czy na targach, gdzie można wyłapać świeże pomysły.
Kluczowe zadania to:
- Tworzenie moodboardów łączących aktualne trendy z DNA marki
- Uczestnictwo w pokazach mody z notatnikiem w jednej ręce i telefonem w drugiej
- Prowadzenie warsztatów dla zespołów kreatywnych marek
- Negocjowanie warunków kolaboracji z influencerami
Paradoksalnie, najważniejszą umiejętnością okazuje się umiejętność „wyłączania” trendsetterskiej anteny – ciągłe bycie online i w trybie poszukiwania inspiracji prowadzi do wypalenia. Dlatego najlepsi w branży mają wyznaczone godziny „detoksu” od social mediów i obowiązkowy urlop po każdej dużych kampanii.
Wrodzony styl czy wyuczone umiejętności?
Bycie trendsetterem przypomina trochę bycie alchemikiem – trzeba zmieszać wrodzony talent z konkretnymi kompetencjami. Choć wielu kojarzy tę profesję z naturalną charyzmą, to prawdziwi mistrzowie w branży łączą intuicję z metodyczną pracą. Przykładowo, umiejętność rozbicia stylu ulicznego graffiti na kolorystyczne palety dla marek kosmetycznych wymaga zarówno artystycznego oka, jak i znajomości narzędzi do analizy rynkowej.
Kluczowe elementy sukcesu to:
- Umiejętność dekodowania sygnałów popkultury – rozpoznawanie, które elementy filmów czy muzycznych klipów mogą stać się inspiracją dla mas
- Płynne poruszanie się między światem kreatywnym a biznesowym – wiedza, jak przetłumaczyć artystyczną wizję na język strategii marketingowych
- Elastyczność wizerunkowa – zdolność do dostosowania swojego stylu do różnych projektów bez utraty autentyczności
Co ciekawe, nawet osoby z „wrodzonym stylem” przechodzą intensywne szkolenia z zakresu psychologii konsumenta czy narzędzi typu Google Analytics. W polskich agencjach coraz popularniejsze stają się kursy łączące sesje fotograficzne z warsztatami interpretacji danych sprzedażowych.

Przewidzieć przyszłość mody – jak to się robi?
Prognozowanie trendów w modzie przypomina trochę czytanie z fusów, tylko iż zamiast kawy używa się Instagram Stories i raportów sprzedażowych. Polscy trendsetterzy przyznają, iż sekret tkwi w łączeniu ulicznych obserwacji z analizą globalnych zjawisk. Przykładowo, wzrost popularności kolarzówek w Warszawie może zapowiadać comeback sportowej estetyki, ale dopiero dane o wzroście sprzedaży dresów w sieciówkach potwierdzają tę tezę.
60% sukcesu to tzw. „ground research” – wędrówki po bazarach, obserwacja klubowych tłumów i notowanie, jakie naklejki młodzież przykleja na telefony. Reszta to już praca z narzędziami:
- Monitorowanie wyszukiwań w polskich sklepach internetowych
- Analiza kolorystyki z najpopularniejszych polskich teledysków
- Śledzenie debat społecznych – np. rosnąca świadomość ekologiczna przekłada się na modę na second handy
Wbrew pozorom, najtrudniejsze nie jest przewidzenie trendu, ale wyczucie momentu jego wejścia na rynek. Przedwczesne promowanie neonów może skończyć się porażką, ale miesięczne opóźnienie – utratą pozycji pioniera.
Z bloga na wybieg – nietypowe ścieżki kariery
Historia Julii Kostery pokazuje, jak z amatorskich poradników makijażowych na YouTube można zostać twarzą międzynarodowych kampanii. Polscy trendsetterzy często zaczynali jako hobbyści – prowadzili blogi o street arcie, dokumentowali własne stylizacje z second handów czy testowali domowe sposoby na pielęgnację.
Kluczem okazało się budowanie społeczności wokół konkretnej pasji, a nie produktów. Na przykład:
- Blogerka kulinarna, która zaczynała od przepisów na studenckie potrawy, dziś współtworzy kolekcję naczyń dla sieciówki
- Fanatyk rowerów miejskich, którego instagramowe relacje zaowocowały współpracą z marką odzieży sportowej
- Autorka poradników zero waste, która zaprojektowała limitowaną serię ekologicznych plecaków
Polski rynek ma tu swoją specyfikę – wiele dużych marek szuka twórców z mniejszych miejscowości, by dotrzeć do lokalnych społeczności. To otwiera drogę osobom, które potrafią łączyć globalne trendy z rodzimym folklorem czy miejską architekturą.

Promować nie zauważalnie – sztuka subtelnego wpływu
Granica między inspirowaniem a manipulacją bywa cieńsza niż linia eyelineru. W erze, gdy 64% Polaków deklaruje, iż rozpoznaje sponsorowane treści, trendsetterzy muszą opanować sztukę naturalnego wplatania produktów w swoją narrację. Kluczem okazuje się storytelling – zamiast mówić „kup ten krem”, lepiej pokazać go w codziennej rutynie, opowiadając przy okazji historię o dbaniu o siebie po ciężkim tygodniu.
Ryzyko? Przesyt reklamowy prowadzi do spadku zaufania – badania wskazują, iż odbiorcy wybaczają średnio 1-2 sponsorowane treści tygodniowo u ulubionych twórców. Co robią najlepsi?
- Łączą produkty ze swoimi pasjami (np. marka rowerów w relacjach z wycieczki górskiej)
- Ujawniają współpracę w formie żartobliwej wstawki („Oj, zaraz mi marka X odetnie dostęp do serum, jeżeli nie powiem, iż je uwielbiam”)
- Tworzą treści edukacyjne z produktem w tle (masterclass makijażu z użyciem konkretnych kosmetyków)
Paradoksalnie, najskuteczniejsze kampanie często wyglądają jak antyreklamy – szczere mówienie o wadach produktu zwiększa wiarygodność. Przykład? Recenzja słuchawek z dopiskiem „nie nadają się do biegania, ale w biurze sprawdzają się idealnie”.
Czy jeden post może zmienić rynek?
Wystarczy 24 godziny, by zdjęcie w różowych rurkach z second handu zaliczyło 300 udostępnień i uruchomiło lawinę. Polski rynek zna przypadki, gdy pojedyncza publikacja:
- Sprawiła, iż sieciówki w tydzień wyprzedały zapasy perłowych spinek do włosów
- Zamieniła niszowy napój roślinny w hit sprzedażowy
- Zmusiła marki odzieżowe do zmiany kolekcji po fali komentarzy „chcemy więcej oversize’u”
Mechanizm jest prosty – algorytmy nagradzają autentyczne zaangażowanie, a nie sztucznie napompowane zasięgi. Gdy treść rezonuje z aktualnymi nastrojami (np. poszukiwanie affordable luxury w czasie inflacji), szansa na efekt domina rośnie. Co ciekawe, 38% polskich trendsetterów przyznaje, iż ich najgłośniejsze kampanie powstały… przez przypadek, gdy spontaniczna relacja trafiła w czuły punkt odbiorców.
Ile zarabia się na byciu „tym cool”?
Stawki przypominają rollercoaster – od darmowych próbek po kontrakty warte nowe mieszkanie. W 2025 r. rozpiętość jest ogromna:
- Nanoinfluencerzy (5-10k obserwujących): 500-2000 zł za post + produkty
- Średni twórcy (50-100k): 4000-15 000 zł za kampanię
- Topowi gracze: 50 000-200 000 zł za miesięczną kolaborację
Nietypowe formy współpracy potrafią być lukratywniejsze niż standardowe posty. Ambassadorzy marek luksusowych często dostają procent od sprzedaży kolekcji, którą współtworzyli. Inni zarabiają na:
- Szkoleniach „jak budować społeczność” (300-500 zł za godzinę konsultacji)
- Występach eventowych (do 20 000 zł za wieczór)
- Wynajmie swoich zdjęć do banków stockowych (200-1000 zł/miesięcznie)
Co interesujące 35% dochodów pochodzi z „niewidzialnych” źródeł – affiliate marketing, sprzedaż kursów online czy dyżury w kreatywnych agencjach jako konsultanci. Najbardziej przedsiębiorczy łączą bycie trendsetterem z prowadzeniem własnych marek kosmetyków czy linii mebli.
Influencer a trendsetter – jakie są różnice?
Choć obie grupy działają w social mediach, ich role są zupełnie inne. Trendsetter to twórca trendów – osoba, która jako pierwsza nosi dziwne buty, promuje niszowe marki lub wymyśla nowe sposoby stylizacji. Influencer natomiast to ambasador gotowych rozwiązań – pokazuje produkty, które już zyskały popularność, często w ramach płatnej współpracy.
Fundamentalną różnica to poziom autentyczności. Trendsetterzy zwykle nie współpracują z markami w sposób komercyjny – ich styl powstaje naturalnie, a firmy same zabiegają, żeby ich produkty znalazły się w ich stylizacjach. Influencerzy często dostają konkretne wytyczne od brandów, a ich posty są elementem kampanii reklamowych.
Inna sprawa to skala oddziaływania. Trendsetter może mieć mniejszą publiczność, ale jego pomysły są kopiowane przez większych graczy. Influencerzy skupiają się na dotarciu do jak najszerszego grona, choćby jeżeli oznacza to powielanie sprawdzonych schematów.
Warto też zwrócić uwagę na długość życia trendów. Te inicjowane przez trendsetterów często ewoluują i stają się częścią kultury (np. oversize’owe marynarki). Influencerzy zwykle promują rzeczy, które są już „na czasie” – ich rola kończy się, gdy trend przestaje być viralowy.