Torba, która zmieniła wszystko: przypadkowe spotkanie po rozwodzie i pustce
Alicja wracała do domu po spotkaniu z przyjaciółkami. Posiedziały trochę w kawiarni, pogadały o życiu. Wszystkie, oprócz niej, były zamężne, więc rozeszły się dość wcześnie. Nikt nie wtrącał się w życie osobiste Alicji – niedawno przeszła bolesny rozwód. Na szczęście nie zdążyli mieć dzieci…
Szła cichą, niemal pustą alejką przez park. Nie było jeszcze całkiem ciemno, a latarnie przy ścieżce jasno świeciły. Nagle usłyszała za sobą kroki. Alicja przyspieszyła – chciała jak najszybciej wyjść na ruchliwą ulicę. Ale się nie udało.
Ktoś gwałtownie szarpł jej torbę. Zsunęła się z ramienia i zniknęła w ciemności. Alicja zatrzymała się… i niespodziewanie wybuchnęła śmiechem.
— Pani się dobrze czuje? — zdziwił się mężczyzna, który pojawił się przed nią. — Potrzebuje pani pomocy? Może wezwać karetkę?
Widocznie nie rozumiał, dlaczego śmieje się po napadzie.
— Wszystko w porządku — odpowiedziała Alicja. — Właśnie ukradli mi torebkę.
— Jak to ukradli? Trzeba dzwonić! Policja, ochrona, cokolwiek!
— Nie ma sensu. Niech każdy zajmuje się swoimi sprawami. Nic ważnego tam nie było – lusterko i szminka. Telefon mam w kieszeni. Wyobraża pan sobie rozczarowanie tego złodzieja?
Teraz i on się zaśmiał.
— A torebka była droga?
— Nie. Tania. Kupiłam ją dla siostrzenicy na piętnastkę, ale dziś nagle postanowiłam ją „wypróbować”. Wychodzi na to, iż znów muszę szukać prezentu…
— Odprowadzić panią do wyjścia? Sam też wolałbym iść inną drogą – kto wie, może ten sam typ spróbuje i mnie obdarować.
— Chodźmy razem. To tylko kilkadziesiąt metrów.
— No to do widzenia.
— A zobaczymy się jeszcze?
— Mam nadzieję. Jestem Krzysztof.
— Alicja. Dziękuję za odprowadzenie.
Oboje znów się zaśmiali i rozstali.
— Krzysiu, gdzieś ty tak długo był? Już się martwiłam — usłyszał głos matki, gdy wrócił do domu.
— Mamo, będę przychodzić później. Mniej więcej jak dziś.
— Coś się stało?
— Nie, wszystko w porządku. Tylko trochę się zatrzymałem. Przyniosłem, o co prosiłaś.
— Dziękuję. Nie musisz przychodzić codziennie, twoja Bożena pewnie nie jest zachwycona…
— Nie przejmuj się. Teraz nie możesz wychodzić, więc pomagam. Kiedy masz wizytę w szpitalu? Muszę wziąć wolne.
— Żeby już zdjąć ten gips…
— Na razie nie możesz się forsować. Wszystko załatwię. Czas na kolację.
— Ja przygotuję…
— Siedź, mamo. Ja wszystko zrobię.
Zjedli kolację, a Krzysztof wyszedł. Całą drogę myślał o Alicji. O przypadkowym spotkaniu. O tym śmiechu w parku.
Z Bożeną już nikt na niego nie czekał. Miesiąc temu matka upadła i złamała nogę – tego samego dnia mieli jechać na ślub jej kuzynki do innego miasta. Ale plany się rozpadły – mama potrzebowała pomocy. Szpital, gips, opieka. Bożena dzwoniła, krzyczała, groziła rozwodem. Krzysztof najpierw odpowiadał, uspokajał. W końcu wyłączył telefon. Wrócił do domu nad ranem. Bożena urządziła awarię:
— Twoja matka specjalnie wybrała ten dzień! Od początku była przeciwko mnie!
— To nieprawda!
— Ty się z nią nosisz jak z jajkiem!
— To moja matka. Ma już ponad sześćdziesiąt lat. Jest sama.
— Moi rodzice jeszcze w pięćdziesiątce są młodzi! A twoja to już staruszka! Chcę żyć dla siebie! A ty mi nie dajesz!
— Mogłaś jechać sama. Bez ciebie impreza by się nie rozpadła.
— Mogli ją zawieźć lekarze! Nie musiałeś lecieć!
Słowo po słowie – doszło do rozwodu. Krzysztof nie porzucił matki. Bożena spakowała rzeczy… a adekwatnie to on je spakował. Nie pomyślała, iż zostanie bez dachu nad głową.
Alicja wróciła do swojego małego mieszkania. Rodzice kupili je, gdy zaczęła studia. Rok mieszkała tam z mężem. Pół roku jak w bajce. A potem zaczęło się.
Nie od razu zrozumiała, iż jest hazardzistą. Pensja znikała, nastrój skakał. Wyszło na jaw, gdy teściowa przyszła i zażądała, by przepisać mieszkanie na syna. „Czas wziąć odpowiedzialność”.
— On u nas wszystko przegrał — przyznała się teściowa. — Teraz ty za niego odpowiadasz.
Alicja odmówiła. Rozwód przeszedł przez sąd, ze skandalami. Dopiero gdy wymieniła zamki i wyrzuciła jego rzeczy – odpuścili.
Krzysztof nie mógł zapomnieć przypadkowego spotkania. Zaczął przychodzić do tego samego parku o różnych porach – w nadziei, iż znów ją zobaczy.
I pewnego dnia:
— Proszę pani, to nie pani zgubiła torebkę w parku?
— Ja! Znalazł pan?
— Znalazłem. Ale nie torebkę…
Od tego wszystko się zaczęło. Alicja pracowała niedaleko domu matki Krzysztofa. Mieszkali w tym samym budynku, ale w innych klatkach. Zbieg okoliczności?
Opowiedział matce o rozwodzie. Później poznał ją z Alicją. Wszyscy troje śmiali się, wspominając tamto spotkanie.
Był skromny ślub. Urodziły się dwie córeczki. Alicja zaprzyjaźniła się z teściową. Tamta wyznała: zawsze marzyła o córce. Teraz ma ukochaną synową i dwie wnuczki. Wymarzone. I bardzo szczęśliwe.