Nowa solowa wystawa Bolesława Chromrego jest malarskim zbiorem portretów toksycznych osób z jego życia, gdzie pamięcią sięga od teraźniejszości aż po czasy wczesnego dzieciństwa i lata szkolne. Wśród przedstawionych bohaterów znajdą się dawni znajomi, rodzina, nauczycielki a choćby spersonifikowane postacie czworonożne. Sylwetki te zostały przez Chromrego opisane za pośrednictwem wyciągniętej z ich istoty esencji oraz przypisanych im metaforycznych i symbolicznych atrybutów sprawiających, iż zaprezentowani bohaterowie zdają się być znajomi, bliscy.
W tym projekcie Chromry zwraca uwagę na lęki i wszystko to, co niemiłe i niekomfortowe – zwłaszcza w relacjach z innymi. Tworzy rodzaj uniwersalnej toksyny, której słowa lub czyny odciskają emocjonalne piętno na kimś, kto jej doświadcza. Robi to przy pomocy sylwetek bliżej nieokreślonych demonicznych kreatur, przekształcających się w bardziej abstrakcyjne byty czy też cytatów z wypowiedzi konkretnych postaci. Z tego względu słowa, którymi opatruje swoje prace są tak samo ważnym elementem jak ich warstwa wizualna.
Kilka lat temu Bolesław Chromry stworzył pracę na wielkoformatowym płótnie, na którym wypisał całą listę kilkudziesięciu imion i nazwisk toksycznych (według niego) ludzi. Niektóre osoby, które odnalazły siebie na czarnej liście były wręcz zbulwersowane i zaskoczone, iż się tam pojawiły. Obraz stanowi pewien symboliczny początek, który powrócił jako seria prac nie tylko odnosząca się do własnych doświadczeń i nienawiści wobec innych, ale do szerszej historii o społecznej opresji, stygmatyzacji i schematach, w jakie wrzuca się nas jak w pajęczą sieć już od młodzieńczych lat. W malarskim cyklu Chromry rozprawia się z oczekiwaniami społecznymi i relacjami rodzinnymi, przytaczając sytuacje, które mogą w nas wywoływać niemiłe wspomnienia.
O tym, iż cechy syndromu DDD (dzieci dysfunkcyjnych domów) często pochodzą z różnych źródeł pisała Joanna Flis w swojej książce Co jest ze mną nie tak?. Pokolenie współczesnych 20-30-40 latków dorastało w okolicznościach wielu zmian, gdzie przekazywano nam krzywdzące wzorce i schematy. Z jakiegoś powodu były nam przemycane złote rady aby nie czuć, nie wychodzić przed szereg, dużo pracować i nie przyznawać się do swoich błędów czy słabości, oraz aby nasz wygląd wpisywał się w określone sztywno ramy płciowe[ref]Joanna Flis, Co ze mną nie tak? O życiu w dysfunkcyjnym domu, środowisku w Polsce i o tym, jak sobie z tym (nie) radzimy, Wydawnictwo Znak, Kraków 2023[/ref]. Takie wartości przekazywano nam w szkołach, mediach, kościołach, co niekoniecznie musiało się wiązać ze sposobem wychowywania rodziców. Przez co istniało (i pewnie w jakimś stopniu przez cały czas istnieje) ogólne przyzwolenie na pozornie niewinną opresję werbalną, która na dłuższą metę zostawia trwały ślad. Chromry poprzez posługiwanie się charakterystycznym memicznym humorem przemyca słodko-gorzkie realia życia w potransformacyjnej Polsce.
Ironia, niedbała estetyka i manualnie docinane surowe płótna podkreślają czas dziecinnej naiwności. Okresu, w którym nie byliśmy świadomi toksycznych dla nas schematów, które będziemy w dorosłym życiu rozkładać na czynniki pierwsze w gabinetach terapeutycznych. Własne doświadczenia artysty stają się wyzwalaczem dla szerszej dyskusji o tym, iż to społeczeństwo, które nas kształtowało, jest zatrute. Wspólnym elementem systemu, który nam zgotował taki los jest z pewnością szkoła, która przez cały czas objawia się w koszmarach sennych choćby w dorosłym życiu. “Szkoła nas alienuje […] sprawia, iż zaczynamy mieszać pojęcia”[ref] Mikołaj Marcela, Selekcje. Jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwa i świat, Kraków 2021[/ref], przez co nie wiemy czego sami chcemy i w jakim kierunku chcemy dalej pójść, są nam narzucane “dobre zawody” oraz tłamszona nasza kreatywność. Nauczyciele, oceny, spóźnienia, prace domowe, prześladowanie przez kolegów, odbijają się nam jak czkawka w postaci stresu i ataków paniki w pracy, kiedy już dawno opuściliśmy domy rodzinne i staramy się funkcjonować jako dorośli. Nieprzystosowany do współczesnych potrzeb system nauczania, nie przeszedł dotąd fundamentalnych zmian od początków XIX wieku, czyli od momentu powstania modelu pruskiego. Bawiąc się skojarzeniami i dyskomfortem, artysta wychodzi od bardzo osobistych traum i doświadczeń, mówiąc przy tym o powszechnych sposobach opresji, które każdemu są bliskie. Odtwarzając wspomnienia i rozliczając się z zatrutą przeszłością, Chromry dokonuje oczyszczającej rekonstrukcji szkoły marzeń, w której role się odwracają i wszystkie nieprzyjazne nauczycielki trafiają do oślej ławki. Osoby przywołane przez Chromrego – mimo iż anonimowe dla odbiorcy – stają się symboliczną kolektywną raną, którą przykrywamy zapomnieniem, ignorancją czy, wręcz przeciwnie, rozdrapujemy, nie dając jej się zagoić. Pewien twist jest taki, iż przez wszystkie przywołane wyżej doświadczenia, sami dla siebie stajemy się toksyczni, lub nie zdajemy sobie sprawy bycia toksyną wobec innych, choćby naszych bliskich. Chromry ostatnią pracą na tej wystawie stawia kropkę nad i, zostawiając widzom przestrzeń ku autorefleksji.