To znaczy, iż w takim stanie jeszcze komuś się przydałam?” — były mąż nie wierzył w moje szczęście

newskey24.com 2 tygodni temu

Więc w takiej postaci jeszcze komuś się przydałaś? były mąż nie wierzył w jej szczęście.
Larysa Piotrowska stała przed lustrem w przedpokoju, poprawiając kołnierzyk śnieżnobiałej bluzki. Za plecami rozległ się znajomy głos męża:
Znowu te twoje programy włączyłaś? Laryso, no ile można! Dwadzieścia lat to samo kuchnia, telewizor, kuchnia, telewizor.
Nie odwróciła się. Na ekranie francuski cukiernik demonstrował technikę przygotowania makaroników. Larysa uważnie śledziła każdy jego ruch, w myślach zapisując proporcje.
To nie programy, Wojtku. To warsztaty odpowiedziała cicho, nie odrywając wzroku.
Ale jaka różnica! Włodzimierz przeszedł do kuchni, gdzie na stole stygły świeżo upieczone eklerki. I znowu się tym napchałaś. Spójrz na siebie, Laryso. Dwadzieścia lat temu byłaś inna.
Larysa wiedziała, co miał na myśli. Po urodzeniu dzieci trochę przytyła, ale nie dramatycznie. Po prostu nie była już tą delikatną dziewczyną, w której zakochał się na studiach. Teraz była czterdziestodwuletnią kobietą, matką dwóch studentów, którzy przyjeżdżali do domu tylko na wakacje.
Dzieci uwielbiają moje wypieki powiedziała, nie odwracając się do męża.
Dzieci już dorosły, Laryso. A ty utknęłaś w tej kuchni.
Mówił to nie po raz pierwszy. Ale w ostatnich miesiącach jego niezadowolenie stało się ostrzejsze, boleśniejsze. Larysa czuła, iż coś się zmieniło, ale nie rozumiała co.
Odpowiedź przyszła po tygodniu.
Poznałem inną powiedział Włodzimierz, siedząc naprzeciw żony przy kuchennym stole. Między nimi stał talerz z szarlotką, której choćby nie tknął.
Larysa powoli odłożyła widelec. W brzuchu ścisnęło się, ale głos zabrzmiał dziwnie spokojnie:
Rozumiem.
Jest młoda, dba o siebie. Pracuje w naszej firmie, w dziale marketingu mówił Włodzimierz, nie patrząc na żonę. Laryso, musimy poważnie porozmawiać.
Mów.
Chcę z nią być.
Larysa skinęła głową, jakby powiedział jej prognozę pogody na jutro.
A co ze mną?
Mieszkanie zostanie twoje. Alimenty na dzieci będę płacił do końca studiów w końcu na nią spojrzał. Laryso, zrozum, nie mogę już dłużej. Ty nie jesteś tą kobietą, z którą się ożeniłem. Jesteś otyła, nieciekawa. Wiecznie kręcisz się w kuchni z tymi głupimi ciasteczkami, oglądasz seriale
Nie oglądam seriali przerwała mu cicho Larysa.
Jaka różnica! Stałaś się domową kwoką. Świetlana ma ambicje, plany. Chce się rozwijać, podróżować
A ja nie?
Laryso, bądź szczera ze sobą. Kiedy ostatnio czytałaś coś poza przepisami? Kiedy ostatnio rozmawialiśmy o czymś innym niż obiad?
Larysa wstała od stołu i podeszła do okna. Na podwórku bawiły się dzieci, ich śmiech docierał przez szybę.
Dobrze powiedziała, nie odwracając się. Idź.
Włodzimierz chyba spodziewał się łez, histerii, prób zatrzymania go. Spokój Larysy go zaskoczył.
Laryso, nie chciałem cię zranić
Już to zrobiłeś odwróciła się i po raz pierwszy podczas tej rozmowy uśmiechnęła się. Ale wiesz co? Może to i lepiej.
Miesiąc później Włodzimierz się wyprowadził. Dzieci, które przyjechały na wakacje, przyjęły rozwód spokojnie. Dwudziestoletni Andrzej choćby powiedział:
Mamo, szczerze mówiąc, od dawna nie rozumiałem, co was łączy. Tata ciągle narzekał, a ty po prostu znosiłaś.
Osiemnastoletnia Kasia była bardziej emocjonalna:
Mamo, a teraz będziesz sama? Nie będzie ci nudno?
Larysa zamyśliła się. Nudno? Po raz pierwszy od lat mogła robić, co chciała, nie oglądając się na czyjeś niezadowolenie. Oglądać warsztaty, eksperymentować z nowymi przepisami, czytać książki o cukiernictwie.
Pomysł przyszedł niespodziewanie. Larysa oglądała kolejny warsztat francuskiego cukiernika, robiła notatki w zeszycie i nagle uświadomiła sobie: wie o wypiekach więcej niż wielu profesjonalistów. Dwadzieścia lat codziennej praktyki, tysiące obejrzanych warsztatów, setki wypróbowanych przepisów. Miała wiedzę, umiejętności i, przede wszystkim, pasję.
Cukiernia powiedziała głośno, i to słowo wydało się jej magiczne.
Poszukiwania lokalu zajęły dwa miesiące. Larysa objechała pół Warszawy, zanim znalazła to, czego szukała: niewielką salę na parterze kamienicy w spokojnej dzielnicy, z dużymi oknami i osobnym wejściem.
Lokal dobry powiedział wynajmujący, pięćdziesięciokilkuletni mężczyzna z siwiejącymi włosami i uważnymi szarymi oczami. Ale nikt jeszcze nie rozważał tu cukierni. Jesteś pewna?
Absolutnie odpowiedziała Larysa, rozglądając się i w myślach już ustawiając witryny i stoliki.
Nazywam się Jerzy przedstawił się. Jerzy Michałowicz. A ty?
Larysa Piotrowska.
Miło mi uśmiechnął się, a Larysa zauważyła, jak ciepło świecą się jego oczy. Wiesz co, mam propozycję. jeżeli naprawdę planujesz tu cukiernię, mógłbym pomóc z remontem. Mam kontakty do budowlańców, elektryków. Zrobimy wszystko gwałtownie i solidnie.
To bardzo miło z twojej strony, ale
Żadnego ale przerwał. Szczerze mówiąc, podoba mi się twój pomysł. W dzielnicy nie ma dobrej cukierni. Są tylko sieciówki z mrożonymi ciastkami. A tu będzie coś swojskiego, domowego.
Larysa spojrzała na niego uważnie. W jego słowach nie było fałszu ani ukrytych motywów. Tylko szczere zainteresowanie.
Dobrze powiedziała. Spróbujmy.
Remont poszedł szybko. Jerzy Michałowicz nie tylko dotrzymał słowa, ale i zaproponował wiele przydatnych rozwiązań. Często wpadał sprawdzić postępy, a z czasem ich rozmowy z biznesowych stały się bardziej osobiste.
Zawsze chciałaś zajmować się wypiekami? zapytał kiedyś, gdy Larysa tłumaczyła elektrykowi, gdzie dodać gniazdka.
Nie odpowiedziała szczerze. Wcześniej to było hobby. Piekałam dla rodziny, znajom

Idź do oryginalnego materiału