— Katarzyna Nowak, tam na placu zabawiskowym jakiś obcy mężczyzna zaczepiał twoją Zosię.
— Co masz na myśli mówiąc, iż zaczepiał? Marysiu, co ty opowiadasz? Gdzie on jest? Kto to był?
— Skąd mam wiedzieć! Podeszłam do niego, chciałam zapytać, kim jest, a ten wtedy jak nie pierzchnie ode mnie, tylko buty mu się połśnily.
— Nie podoba mi się to. Zosiu! Córeczko, chodź tu do mnie!
Pięcioletnia dziewczynka z rozczochranymi warkoczykami podchodzi do Katarzyny i promiennie się uśmiecha.
— Mamo! Widziałam tam takie słodkie szczeniaczki!
Katarzyna wpatruje się w twarz córki, próbując zrozumieć, co się stało na placu zabaw pod jej nieobecność. Zosia wygląda jak zwykle, ale matczyne serce i tak bije niespokojnie.
— Gdzie widziałaś szczeniaczki? Kto ci je pokazywał?
Zosia patrzy na matkę ze zdziwieniem, po czym wzrusza ramionami:
— Nikt mi nie pokazywał, sama je zobaczyłam. Były trzy: dwa czarne, a jeden w białe łaty. Chodź, pokażę ci!
Katarzyna chwyta córkę za rękę i pyta surowo:
— Kto do ciebie podchodził? Jakiś pan? Co ci mówił? Zaczepiał cię?
Twarz pięcioletniej Zosi wydłuża się jeszcze bardziej ze zdumienia.
— Mamo, co z tobą? Drży ci dolna warga. Żaden pan mnie nie zaczepiał, skąd ci to przyszło do—————————————————————głowy? Po prostu podszedł do mnie miły pan i zapytał, czy znam Katarzynę Nowak.