To ty wszystko zaplanowałaś, babciu? – zapytała dziewczyna, patrząc na portret

newsempire24.com 8 godzin temu

— To ty wszystko zaplanowałaś, babciu? — zapytała Jagna, spoglądając na portret.

Po kłótni z mężem Jagna nie spała całą noc. Czuła, iż coś jest nie tak w ich związku, ale gdy tego wieczoru wrócił do domu i oznajmił, iż kocha inną, okazało się, iż nie była na to gotowa. Wyszedł, a ona długo płakała, rozżalona i samotna.

Raz myślała, żeby go odzyskać. ale odzyskać znaczyłoby wybaczyć zdradę. A Jagna nie była pewna, czy przez cały czas mogłaby ufać Wojtkowi.

Innym razem chciała mu się zemścić, by i on cierpiał. Ale miłość nie znika od razu, choćby po zdradzie. Zostawiła więc tę myśl na później, skupiając się na tym, jak żyć dalej.

Tuż przed świtem przypomniała sobie nagle, jak każde lato rodzice zabierali ją do małego miasteczka pod Łodzią, do babci, gdzie była tak szczęśliwa. Żeby tylko móc tam wrócić, znów stać się małą dziewczynką…

Lecz babcia zmarła trzy lata temu. Jagna nie pamiętała, by rodzice sprzedali mieszkanie. Może mieli jeszcze krewnych, którzy tam teraz mieszkają? Trzeba zapytać mamy. Z tą myślą w końcu zasnęła.

We śnie zobaczyła park niedaleko domu babci. Babcia w kremowym, staroświeckim płaszczu i słomkowym kapeluszu siedziała na ławce i patrzyła, jak Jagna bawi się z jakimś chłopcem i szczeniakiem. „Wiedziałam, iż przyjedziesz, czekałam na ciebie” — powiedziała nagle babcia, patrząc prosto na Jagnę. Nie na tę małą dziewczynkę z przeszłości, ale na nią teraz, dorosłą.

Od tego spojrzenia Jagna się obudziła. Sen był tak rzeczywisty, iż długo nie mogła pozbyć się wrażenia, iż babcia wciąż jest blisko.

Im więcej o tym myślała, tym bardziej była pewna — to znak. Skoro babcia na nią czekała, musiała pojechać.

— Mamo, co stało się z mieszkaniem babci? Nie sprzedaliście go? Nikomu z rodziny tam nie mieszkają? — spytała wieczorem.

— Nie, oczywiście. Skąd ci to przyszło do głowy? Babcia nie miała innych krewnych. Zostawiła list, w którym napisała, iż mieszkanie jest twoje.

— Czyli mogę tam mieszkać? — ucieszyła się Jagna.

— Nie rozumiem, o co ci chodzi? Chcesz wyjechać pod Łódź? Co tam będziesz robić? Jaki kaprys ci strzelił do głowy? — oburzyła się matka.

— Mamo, nie mogę tak żyć. Przeszkadzamy sobie nawzajem. Potrzebuję zmiany, czasu, by się ogarnąć…

Sprawa była prosta — mieszkanie, w którym żyli z mężem, należało do rodziców Wojtka. Nie mogła tam zostać, więc wyniosła się do matki. Dwa lata samodzielności przyzwyczaiły ją do niezależności od matczynych rad. A teraz musiała słuchać, iż Wojtek się opamięta, wróci, iż powinna mu wybaczyć, bo takiego męża już nie znajdzie…

— Ale to stare mieszkanie, od lat potrzebuje remontu. Nie wiem, czy będzie ci tam lepiej. Lepiej jedź nad morze, jeżeli chcesz odpocząć.

Gdyby nie ten sen, Jagna pewnie by tak zrobiła.

— Masz może klucze do babcinego mieszkania?

— Klucze? Gdzieś były… — Matka sięgnęła do szuflady. — O, chyba to one. — Podała Jagnie dwa klucze na starej obrączce. — Dopóki żył twój ojciec, zajmował się tym mieszkaniem. Ja choćby o nim zapomniałam. Dawno trzeba je było sprzedać.

— Pojadę, zobaczę, później zdecydujemy. Dobrze? — Jagna mocno ścisnęła klucze w dłoni.

— Naprawdę chcesz tam jechać? A praca?

— Wezmę urlop. Nie przekonuj mnie, muszę stąd wyjechać.

Następnego dnia Jagna, z płaczliwą miną, złożyła podanie o urlop. Szefowa, współczując, podpisała je bez słowa.

Wieczorem spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, a rano wsiadła w pociąg do Łodzi. Po kilku godzinach taksówka zatrzymała się przed starym, ceglanym blokiem. Jagna weszła na drugie piętro i stanęła przed brązowymi drzwiami.

Ogarnęły ją wątpliwości. Nie da się wrócić do przeszłości, babci nie ma, a od siebie samej nie ucieknie. Ale była zbyt zmęczona, by zaraz wracać. Klucz obrócił się w zamku gładko.

W mieszkaniu powitały ją znajome sprzęty, zaduch i cisza. Bez babci wszystko wydawało się obce. Otworzyła okna, przeszła się po pokojach, potem wzięła się za sprzątanie — zdjęła firanki, umyła podłogi, wycierała kurze, aż padła na kanapę wyczerpana.

Gdy w końcu zebrała się pod prysznic, rozległ się chrapliwy dzwonek.

W drzwiach stała pulchna kobieta około pięćdziesiątki, z jasnymi loczkami i szerokim uśmiechem.

— Dzień dobry. To pani nowa lokatorka? A ja myślałam, kto tu tak hałasuje?

— Nie. Jestem wnuczką Antoniny Kowalskiej. Przyjechałam… — ale kobieta nie dała jej dokończyć.

— To ty Jagnusiu? Jestem Halina, Halinka! Pamiętasz mnie? Bawiłaś się z moim Bartkiem, jak przyjeżdżałaś do babci. Szkoda Antoniny, taka dobra kobieta była…

Przez dobre dziesięć minut Halina mówiła bez przerwy, nie zważając, iż Jagna milczy.

— A syn mój właśnie się żeni. Kupilibyśmy od was to mieszkanie. Wyobraź sobie, jak wygodnie mieć syna za ścianą! Szkoda, iż przyjechałaś. Oczywiście, cieszę się, ale… No cóż, jakbyś się zdecydowała, daj znać! — wreszcie się zatrzymała.

— Oj, zagadałam się. jeżeli czegoś będziesz potrzebować, jesteśmy obok! — pożegnała się, ku uldze Jagny.

Po wizycie Haliny rozbolała ją głowa. Wzięła prysznic, wypiła herbatę, poszła kupić nowe firanki.

Następnego dnia wstała późno, obolała po wczorajszych porządkach. W łazience cieknący kran zostawił ślad rdzy. Próbowała go dokręcić, ale bez skutku.

— Trzeba będzie kupić nowy — westchnęła.

Przypomniała sobie o Halinie i postanowiła poprosić o pomoc jej męża. Drzwi otworzył sam Jan — wysoki, chudy, zupełne przeciwieństwo swojej żony. Zabrał narzędzia i obiecał naprawić kran.

— Wymienię uszczelki, posłuży jeszcze lata — zapewnił.

Gdy skończył, Jagna zaprosiła go na herbatę. Nie wypadało go tak odprawić. Postawiła dwie filiżanki, gdy rozległ się piskliwyJagna uśmiechnęła się do portretu babci, wiedząc, iż to właśnie jej duch czuwał nad tym, by wnuczka odnalazła tu swoje szczęście.

Idź do oryginalnego materiału