To ty sama ponosisz winę, mamo

newsempire24.com 1 dzień temu

**Dziennik Anny – Wszystko Twoja wina, mamo**

Gotowałam kotlety, gdy zadzwonili do drzwi. Wyszłam z kuchni, by otworzyć.

— Mamo, to do mnie — zatrzymał mnie głos córki. — Ja otworzę.

— Dobrze. Nie wiedziałam…

— No i po co stoisz? Idź smażyć swoje kotlety — rzuciła zirytowana, odwracając się ode mnie w drzwiach.

— Dlaczego „swoje”? Kupiłam mielone w Biedronce…

— Mamo, zamknij drzwi. — Córka przewróciła oczami.

— Mogłaś od razu powiedzieć. — Wróciłam do kuchni, lekko zatrzaskując drzwi.

Podeszłam do kuchenki, zgasiłam gaz pod patelnią. Stałam na moment, zdjęłam fartuch i wyszłam.

W przedpokoju córka zakładała kurtkę. Obok stał Kamil, przyjaciel Kingi, patrząc na nią z zachwytem.

— Dzień dobry, Kamil. Gdybyście zostali na obiad…

— Dzień dobry — uśmiechnął się, spoglądając pytająco na Kingę.

— Śpieszymy się — odparła, nie patrząc na mnie.

— Może jednak zostaniesz? Wszystko gotowe — powtórzyłam.
Kamil zawahał się.

— Nie! — ostro odcięła się córka. — Idziemy. — Wzięła go pod rękę, otwierając drzwi. — Mamo, zamkniesz?

Podeszłam, ale nie zatrzasnęłam drzwi do końca, nasłuchując, co mówią na klatce.

— Czemu tak do niej mówisz? Pachnie pysznie, ja bym jadł.

— Chodźmy. Zjemy coś w „Karczmie”. Mam już dość jej kotletów — burknęła Kinga.

— Jak można mieć ich dość? Uwielbiam twoje mamine kotlety — westchnął Kamil.

Reszty nie dosłyszałam. Głosy oddalały się.

Zamknęłam drzwi, weszłam do pokoju. Mąż siedział przed telewizorem.

— Tadeusz, obiad stygnie.

— Co? Idziemy. — Wstał z kanapy, mijając mnie w milczeniu.

— Co dziś ją**Dziennik Anny – Wszystko Twoja wina, mamo**

Gotowałam kotlety, gdy zadzwonili do drzwi. Wyszłam z kuchni, by otworzyć.

— Mamo, to do mnie — zatrzymał mnie głos córki. — Ja otworzę.

— Dobrze. Nie wiedziałam…

— No i po co stoisz? Idź smażyć swoje kotlety — rzuciła zirytowana, odwracając się ode mnie w drzwiach.

— Dlaczego „swoje”? Kupiłam mielone w Biedronce…

— Mamo, zamknij drzwi. — Córka przewróciła oczami.

— Mogłaś od razu powiedzieć. — Wróciłam do kuchni, lekko zatrzaskując drzwi.

Podeszłam do kuchenki, zgasiłam gaz pod patelnią. Stałam na moment, zdjęłam fartuch i wyszłam.

W przedpokoju córka zakładała kurtkę. Obok stał Kamil, przyjaciel Kingi, patrząc na nią z zachwytem.

— Dzień dobry, Kamil. Gdybyście zostali na obiad…

— Dzień dobry — uśmiechnął się, spoglądając pytająco na Kingę.

— Śpieszymy się — odparła, nie patrząc na mnie.

— Może jednak zostaniesz? Wszystko gotowe — powtórzyłam.
Kamil zawahał się.

— Nie! — ostro odcięła się córka. — Idziemy. — Wzięła go pod rękę, otwierając drzwi. — Mamo, zamkniesz?

Podeszłam, ale nie zatrzasnęłam drzwi do końca, nasłuchując, co mówią na klatce.

— Czemu tak do niej mówisz? Pachnie pysznie, ja bym jadł.

— Chodźmy. Zjemy coś w „Karczmie”. Mam już dość jej kotletów — burknęła Kinga.

— Jak można mieć ich dość? Uwielbiam twoje mamine kotlety — westchnął Kamil.

Reszty nie dosłyszałam. Głosy oddalały się.

Zamknęłam drzwi, weszłam do pokoju. Mąż siedział przed telewizorem.

— Tadeusz, obiad stygnie.

— Co? Idziemy. — Wstał z kanapy, mijając mnie w milczeniu.

— Co dziś jest?

Idź do oryginalnego materiału