To nie jesteś naszą rodziną powiedziała teściowa i przełożyła mięso z talerza synowej z powrotem do garnka.
Alicja zastygła przy kuchence, trzymając w rękach pusty talerz. Pozostał na nim tylko sos po gulaszu, który Regina Stanisławówna właśnie przygotowała. Kawałki mięsa znikały jeden po drugim, jakby teściowa liczyła je skrupulatnie.
Przepraszam? odezwała się Alicja, nie wierząc własnym uszom.
Co tu jest niejasne? Regina Stanisławówna otarła ręce o fartuch i odwróciła się do synowej. Nie przyjmowaliśmy cię do rodziny. Sama się do nas wprosiłaś.
W kuchni zrobiło się tak cicho, iż słychać było tylko bulgotanie zupy na kuchence. Alicja postawiła talerz na stole i odgarnęła kosmyk włosów z czoła. Dłonie drżały.
Regino Stanisławno, nie rozumiem. Przecież z Witkiem jesteśmy małżeństwem od pięciu lat! Mamy córkę
I co z tego? przerwała teściowa. Iwonka to nasza krew, to prawda. Ale ty zawsze zostaniesz obcą.
Drzwi do kuchni otworzyły się i wszedł Witold. Włosy miał rozczochrane, koszula rozpięta widocznie drzemał po pracy.
Co się tu dzieje? zapytał, spoglądając na żonę i matkę. Dlaczego się kłócicie?
Nie kłócimy się spokojnie odparła Regina Stanisławna. Po prostu rozmawiamy. Wyjaśniam twojej żonie, jak zachowywać się w naszym domu.
Witold zmarszczył brwi i spojrzał na Alicję. Stała blada, zaciskając usta.
Mamo, co ty powiedziałaś?
Prawdę. Że mięso nie dla wszystkich. Rodzina duża, a porcji mało.
Alicja poczuła, jak do gardła podchodzi gula. To wszystko. Pięć lat myślała, iż stała się częścią rodziny. Pięć lat starała się przypodobać teściowej, znosiła jej docinki, liczyła, iż z czasem relacje się poprawią.
Witku, pojadę do domu cicho powiedziała do męża. Do mamy.
Jakiego jeszcze domu? oburzyła się Regina Stanisławna. Twój dom jest teraz tutaj. Myślisz, iż możesz przychodzić i wychodzić, kiedy ci się podoba?
Mamo, przestań Witold zrobił krok w stronę Alicji. Co się stało?
Alicja milczała. Jak wyjaśnić mężowi, iż jego matka dała jej właśnie do zrozumienia, iż jest tu nikim? Że choćby talerz gulaszu to dla niej za dużo?
Spakuję Iwonkę powiedziała w końcu. I zabiorę ją do mamy na weekend.
Po co? zirytowała się teściowa. Babcia jest tu, po co ciągnąć dziecko gdzieś dalej?
Babcia uważa, iż jej matka nie jest rodziną cicho odpowiedziała Alicja. Może i wnuczce lepiej będzie gdzie indziej.
Odwróciła się i wyszła z kuchni. Witold złapał ją za rękę.
Alu, zaczekaj! Wytłumacz mi, co się dzieje.
Alicja spojrzała na niego. Mąż patrzył na nią z zakłopotaniem, a teściowa stała przy kuchence, udając, iż miesza zupę.
Zapytaj swoją matkę powiedziała Alicja. Ona ci lepiej wyjaśni.
W pokoju dziecięcym trzyletnia Iwonka bawiła się lalkami. Gdy zobaczyła mamę, podbiegła do niej z radością.
Mamusiu! Patrz, karmię Kasię!
Świetnie, córeczko Alicja uklękła i przytuliła dziecko. A ty jesteś głodna?
Tak! Babcia mówiła, iż dziś będzie gulasz.
Będzie, słoneczko. Tylko iż my z tobą pojedziemy zjeść do babci Hani.
Do twojej mamy? ucieszyła się Iwonka. Super! A tata też pojedzie?
Nie, tata zostanie w domu.
Alicja zaczęła pakować rzeczy córki do torby. Sukienki, rajstopki, zabawki wszystko, co będzie potrzebne na kilka dni. Gdy układała ubrania, do pokoju zajrzał Witold.
Alu, co za dzieciństwo? Przez jakieś głupoty wyjeżdżać?
Dzieciństwo? Alicja wyprostowała się i spojrzała na męża. Twoja matka powiedziała mi, iż nie jestem rodziną! Zabrała mi jedzenie! To głupoty?
Ale co tam matka mówiła! Wiesz, iż jest impulsywna. Jutro zapomni.
Ale ja nie zapomnę, Witku! To nie pierwszy raz.
Ach, daj spokój! Matka jest po prostu zmęczona. Ma problemy w pracy, więc się wyżyła.
Alicja zaśmiała się gorzko.
Zmęczona. Pięć lat się męczy?! I zawsze wyżywa się na mnie.
No to nie zwracaj uwagi!
Nie zwracać uwagi, gdy w moim własnym domu nazywają mnie obcą? Witku, ty w ogóle słyszysz, co mówisz?
Witold przeszedł się po pokoju, pocierając kark. Znany gest robił tak zawsze, gdy nie wiedział, co powiedzieć.
Alu, no gdzie ty pójdziesz? Przecież jesteśmy rodziną. Mamy dziecko.
Właśnie dlatego jadę. Nie chcę, by Iwonka słyszała, jak upokarzają jej matkę!
Kto cię upokarza? Matka wyraziła swoją opinię.
Swoją opinię? Alicja przestała pakować i spojrzała na męża. Witku, zabrała mi jedzenie! Powiedziała, iż jestem obca! To opinia?
No może powiedziała ostro. Ale przecież rozumiesz, matka całe życie ciągnęła naszą rodzinę sama. Ojciec wcześnie odszedł, wychowała mnie i brata. Przywykła kontrolować wszystko.
I co, mam do końca życia znosić jej kontrolę?
Witold usiadł na łóżku i wziął żonę za ręce.
Alu, nie kłóćmy się. Porozmawiam z matką, wyjaśnię.
Co wyjaśnisz? Że też jestem człowiekiem? Że mam uczucia?
No tak. Powiem, żeby nie była niemiła.
Alicja pokręciła głową.
Witku, nie chodzi o bycie niemiłą. Chodzi o to, iż twoja matka mnie nie akceptuje! I ty o tym wiesz.
Matce po prostu trzeba czasu
Pięć lat to za mało?! Ile jeszcze mam czekać?
Z kuchni dobiegł głos Reginy Stanisławówny:
Witku! Chodź na kolację! Wszystko wystygnie!
Witold wstał.
Chodź, zjemy normalnie. Potem pogadamy.
Nie, dziękuję. Straciłam apetyt.
Mąż postał chwilę, po czym wyszedł. Alicja słyszała, jak rozmawia z matką w kuchni, ale nie mogła rozróżnić słów. Głosy raz były głośniejsze, raz cichsze.
Wzięła telefon i wybrała











