Dla nas ty nie jesteś rodziną powiedziała teściowa i przełożyła mięso z talerza synowej z powrotem do garnka.
Agnieszka zastygła przy kuchence, trzymając w dłoniach talerz. Na nim została jeszcze sos od gulaszu, który przed chwilą gotowała Halina Kazimierzówna. Kawałki mięsa znikały jeden po drugim w garnku, jakby teściowa liczyła je po kolei.
Przepraszam? odezwała się Agnieszka, nie wierząc własnym uszom.
Co tu jest niejasnego? Halina Kazimierzówna otarła ręce o fartuch i spojrzała na synową. My ciebie do rodziny nie przyjmowaliśmy. To ty się do nas przypchałaś.
W kuchni zrobiło się tak cicho, iż słychać było bulgotanie zupy na kuchence. Agnieszka postawiła talerz na stole i odgarnęła kosmyk włosów z czoła. Dłonie drżały.
Halino Kazimierzówno, nie rozumiem. Przecież z Leszkiem jesteśmy małżeństwem od pięciu lat! Mamy córkę
I co z tego? przerwała teściowa. Zosia to nasza krew, to prawda. Ale ty zawsze będziesz obca.
Drzwi do kuchni otworzyły się i wszedł Leszek. Włosy rozczochrane, koszula rozpięta widać, iż drzemał na kanapie po pracy.
Co tu się dzieje? zapytał, spoglądając na żonę i matkę. Dlaczego się kłócicie?
My się nie kłócimy spokojnie odparła Halina Kazimierzówna. Po prostu rozmawiamy. Wyjaśniam twojej żonie, jak się zachowywać w naszym domu.
Leszek zmarszczył brwi i spojrzał na Agnieszkę. Stała blada, zaciskając usta.
Mamo, co ty powiedziałaś?
Prawdę powiedziałam. Że mięso nie dla wszystkich. Rodzina duża, a kawałków mało.
Agnieszka poczuła, jak do gardła podchodzi jej ściskanie. Ot, i tyle. Pięć lat myślała, iż stała się częścią rodziny. Pięć lat starała się przypodobać teściowej, znosiła jej przytyki i docinki, miała nadzieję, iż z czasem relacje się poprawią.
Leszku, pojadę do domu cicho powiedziała do męża. Do mamy.
Jakiego jeszcze domu? oburzyła się Halina Kazimierzówna. Twój dom jest teraz tutaj. Czy myślisz, iż możesz przychodzić i wychodzić, kiedy ci się podoba?
Mamo, przestań Leszek zrobił krok w stronę Agnieszki. Co się stało?
Agnieszka milczała. Jak wytłumaczyć mężowi, iż jego matka właśnie dała jej do zrozumienia, iż jest tu nikim? Że choćby talerz gulaszu to dla niej za dużo?
Spakuję Zosię powiedziała w końcu. A potem zabiorę ją do mamy na weekend.
Po co to? poderwała się teściowa. Babcia jest tu, po co dziecko gdzieś wozić?
Babcia uważa, iż jej mama nie jest rodziną cicho odpowiedziała Agnieszka. Może i wnuczce znajdzie się gdzieś lepsze miejsce.
Odwróciła się i wyszła z kuchni. Leszek chwycił ją za rękę.
Agnieszko, zaczekaj! Wytłumacz normalnie, co się dzieje.
Agnieszka odwróciła się. Mąż patrzył na nią ze zdziwieniem, a teściowa stała przy kuchence, udając, iż miesza zupę.
Zapytaj mamy powiedziała Agnieszka. Ona ci lepiej wyjaśni.
W pokoju dziecięcym trzyletnia Zosia bawiła się lalkami. Zobaczywszy mamę, dziewczynka radośnie podbiegła.
Mamusiu! Patrz, karmię Kasię!
Świetnie, córeczko Agnieszka przykucnęła i przytuliła dziecko. A ty jesteś głodna?
Tak! Babcia powiedziała, iż dziś będzie gulasz.
Będzie, słoneczko. Tylko my z tobą pojedziemy zjeść do babci Ani.
Do twojej mamy? ucieszyła się Zosia. Hura! A tata pojedzie?
Nie, tata zostanie w domu.
Agnieszka zaczęła pakować dziecięce rzeczy do torby. Sukienki, rajstopy, zabawki wszystko, co będzie potrzebne na kilka dni. Gdy układała ubrania, do pokoju zajrzał Leszek.
Agnieszko, co to za dzieciństwo? Przez jakiś bzdurny powód wyjeżdżać?
Dzieciństwo? Agnieszka wyprostowała się i spojrzała na męża. Twoja matka powiedziała mi, iż nie jestem rodziną! Zabiera mi jedzenie! To jest bzdurny powód?
Mało to co matka powiedziała! Przecież wiesz, iż jest porywcza. Jutro zapomni.
Ale ja nie zapomnę, Leszku! To nie pierwszy raz.
Daj spokój! Matka jest po prostu zmęczona. W pracy ma problemy, więc się wyżyła.
Agnieszka roześmiała się, ale śmiech był gorzki.
Zmęczyła się. Pięć lat się męczy?! I zawsze na mnie się wyżywa.
To nie zwracaj na to uwagi!
Nie zwracać uwagi na to, iż w swoim własnym domu nazywają mnie obcą? Leszku, ty sam słyszysz, co mówisz?
Leszek przeszedł się po pokoju, pocierając kark. Gest znajomy zawsze tak robił, gdy nie wiedział, co powiedzieć.
Agnieszko, gdzie ty pójdziesz? Przecież jesteśmy rodziną. Mamy dziecko.
Właśnie dlatego jadę. Nie chcę, żeby Zosia słyszała, jak upokarzają jej mamę!
Kto cię upokarza? Matka wyraziła swoją opinię.
Swoją opinię? Agnieszka przerwała pakowanie i spojrzała na męża. Leszku, ona zabrała mi jedzenie! Powiedziała, iż jestem obca! To opinia?
No może powiedziała ostro. Ale rozumiesz, matka całe życie sama ciągnęła naszą rodzinę. Ojciec wcześnie odszedł, wychowała mnie i brata. Przywykła do kontrolowania wszystkiego.
I co, mam do końca życia znosić jej kontrolę?
Leszek usiadł na skraju łóżka i wziął żonę za ręce.
Agnieszko, nie kłóćmy się. Porozmawiam z matką, wyjaśnię.
Co ty wyjaśnisz? Że ja też jestem człowiekiem? Że mam uczucia?
No tak. Powiem, żeby nie była niemiła.
Agnieszka pokręciła głową.
Leszku, nie chodzi o niemiłość. Chodzi o to, iż twoja matka mnie nie akceptuje! A ty to wiesz.
Matce po prostu potrzeba czasu
Pięć lat to za mało?! Ile jeszcze mam czekać?
Z kuchni dobiegł głos Haliny Kazimierzówny:
Leszku! Chodź na kolację! Wszystko stygnie!
Leszek wstał.
Chodźmy, zjemy normalnie. Potem porozmawiamy.
Nie, dziękuj