To nie hotel – w naszym domu rodzina jest zawsze mile widziana.

twojacena.pl 3 godzin temu

Nie chcę już twojej rodziny w naszym domu, to nie jest hotel.
Żeby więcej twoich krewnych nie pokazywało się w naszym domu, to nie jest dla nich hotel! żona miała dość ich wymagań

Nikt się nie spieszył, ale gdy tylko Kinga zdobyła dyplom psychologa, Jakub gwałtownie się jej oświadczył, tak jak zawsze marzyła. Wesele było skromne. Ciotka i wujek Jakuba zaproponowali, by przeznaczyli oszczędności i otrzymane prezenty na poprawę ich wspólnego życia.

Tak Jakub został właścicielem małej działki pod miastem. Rodzice Kingi sprzedali samochód i przekazali pieniądze młodym na budowę, zwłaszcza iż w mieście auto nie było im szczególnie potrzebne.

Kinga trochę obawiała się życia na wsi, myśląc, iż będzie niewygodnie: woda ze studni, przerwy w prądzie, hodowla kur i palenie w piecu. Jakub zaśmiał się i powiedział, iż to nie czasy PRL-u, a za mniejszą sumę niż kosztowałoby mieszkanie w mieście, będą mieli pełen komfort i przestrzeń.

Dom stanął zadziwiająco szybko. Pomogło to, iż Jakub dostał awans w pracy, a Kinga zaczęła prowadzić zdalne konsultacje. Rodzice wspierali ich finansowo, jak tylko mogli, a wujostwo też nie pozostali obojętni.

Hanna Aleksandrowna często odwiedzała budowę pod różnymi pretekstami. Raz przywoziła próbki ulubionych kolorów farb, innym razem doradzała wybór lampy. Miała dobre intencje, ale z czasem Kinga zaczęła czuć, iż ich prywatna przestrzeń coraz bardziej się kurczy. Pewnego dnia zupełnie zniknęła, gdy Marek Juriewicz został w ich prawie ukończonym domu bez uprzedzenia. Miał sprawy w okolicy, zastała go noc, więc postanowił przenocować u siostrzeńca.

Gdyby chociaż uprzedził, byłoby pół biedy. Ale tak przestraszył Kingę swoją obecnością, iż od tamtej pory zawsze pytała, czy w pokoju ktoś jest, zanim do niego weszła.

Dzieci, wynoście rzeczy tam Hanna Aleksandrowna kierowała torbami dzieci i wskazała im pokój gościnny. Szybciej, bo wam się produkty zepsują, zanim tu stoicie! Kinga, zwolnij im półki w lodówce, niech swoje rzeczy tam włożą rozkazała gospodyni.

Kinga zastanawiała się, po co przywieźli tyle jedzenia, ale pomyślała, iż może chcą je wspólnie zjeść przy stole.

Dzieci, na poważnie, idźcie się rozpakować. Kinga wam wszystko da, czego potrzebujecie, czujcie się jak u siebie Hanna Aleksandrowna wciąż krzątała się nerwowo.

Marek Juriewicz już odpoczywał, przeskakując kanały telewizyjne w salonie. Poprosił Jakuba o koniak, który, jak przypomniał sobie, dostał w pracy całkiem drogi. Jakub wrócił z butelką i dwoma kieliszkami.

Wojtku, niech dziewczyny same się zajmą, chodź do nas, tu mamy swoją atmosferę! wołał Marek Juriewicz do syna.

Gdy wszyscy się rozpakowali i rozgoszcili, był już późny wieczór. Kinga biegała, szukając kapci dla gości, ciepłych skarpet na wypadek chłodu, lekkiego koca, jeżeli będzie za gorąco. Z przerażeniem przypomniała sobie słowa Oli, iż przyjechali nie na długo, i miała nadzieję, iż to tylko powiedzenie. Kto przyjeżdża na tydzień świętować nowy dom? Nie podobało jej się, iż sami zajęli pokój, który Kinga planowała jako dziecięcy. Tymczasem na piętrze był już pokój gościnny.

Kinga, pomóc ci? zapytał mąż.

W końcu ktoś zapytał cicho odpowiedziała Kinga. Od nich skinęła głową w stronę stołu pomocy się nie doczekasz.

No cóż, wytrzymaj, nie są aż tak natrętni uśmiechnął się Jakub i zaczął obierać ziemniaki.

Dzięki odparła Kinga z uśmiechem i mrugnęła do męża.

Do obiadu krewnym się znudziło i wyszli na spacer, po czym, jak powiedziała Hanna Aleksandrowna, poszli odpocząć w swoich pokojach.

Jakubku, obudź nas, jeżeli do piątej nie wstaniemy, żeby do szóstej wszyscy byli przy stole zmęczona pogłaskała Jakuba po policzku i poszła do swojego pokoju.

A to jest danie rybne z przyjemnością wyjaśniła Kinga. Trochę jak pasztet, trochę jak suflet, bardzo delikatne. Spróbuj. Podniosła talerz i podała Oli.

O nie, Wojtkowi nie wolno, a Saszka ma alergię na łososia!

Tam jest łosoś przestraszona odparła Kinga.

I na niego też, na wszystkie czerwone ryby ciągnęła Ola, kręcąc głową. A co to za ładne rzeczy?

To skrzydełka z kurczaka w słodko-kwaśnym sosie już ostrożniej odpowiedziała Kinga.

Aha ciągnęła Ola, lustrując stół. Wojtek, przynieś z lodówki pieczonego indyka. Tam jest w folii, duży kawał, znajdziesz!

Wojtek posłusznie wstał, poszedł do lodówki i, trochę poszukawszy, wyjął zawinięte mięso. Rozwinął je, położył na desce i zaczął kroić na cienkie plastry.

A tak w ogóle, Kingu, myślę, iż warto kupić drugą lodówkę do kuchni. Ta jest za mała dla trzech rodzin, a znalazłam dobry model w promocji wyślę Jakubowi link uśmiechnęła się Hanna Aleksandrowna.

Po co nam druga lodówka? I jakie trzy rodziny? szczerze zdziwiła się Kinga.

No jak to? To w końcu nasz wspólny dom, budowaliśmy go razem, za wspólne pieniądze. Ja pomagałam z wystrojem. Będziemy tu często spędzać święta. Żeby było wygodnie pod jednym dachem, przygotowałam listę rzeczy. Hanna Aleksandrowna sięgnęła po telefon.

Kinga spojrzała na Jakuba, ale on był równie zdezorientowany jak ona.

Tak, o, tutaj teściowa założyła okulary na łańcuszku, zmrużyła oczy i przybliżyła ekran. Gdzie to było

Mamo, w aplikacji Listy, na pierwszej stronie pomogła jej Ola, nakładając Wojtkowi kolejne plasterki indyka.

Aha, jest! uradowała się Hanna Aleksandrowna. Więc: lodówka, ubrania domowe, ciepłe swetry żeby nie trzeba było wozić swoich. Indywidualne zestawy higieniczne, kapcie dla wszystkich, oczywiście zwróciła się do męża. Marku, coś dodasz?

Marek Juriewicz odchrząknął, popił koniakiem i krótko rzucił:

Minibar!

Minibar? Jakub uniósł brwi. Po co?

No jak to? Przyjeżdż

Idź do oryginalnego materiału