To nie hotel – w naszym domu częściej zobaczysz swoją rodzinę niż u Neketinu.

twojacena.pl 2 godzin temu

Twoi krewni nie powinni traktować naszego domu jak hotelu.
Żebym więcej twoich krewnych w naszym domu nie widziała, to nie jest hotel żona miała dość wymagań gości…

Nikt się nie spieszył, ale gdy tylko Kinga zdobyła dyplom psychologii, Wojtek natychmiast się oświadczył, tak bardzo tego pragnęła. Ślub był skromny. Ciocia i wujek Wojtka zaproponowali, by zaoszczędzone i otrzymane w prezencie pieniądze przeznaczyli na własne życie.

Wojtek został właścicielem małej działki pod miastem. Rodzice Kingi sprzedali samochód i oddali pieniądze młodym na budowę, tym bardziej iż w mieście auto nie było im aż tak potrzebne.

Kinga trochę obawiała się życia na przedmieściach myślała, iż będzie niewygodnie: woda ze studni, przerwy w prądzie, hodowla kur i palenie w piecu. Wojtek tylko się zaśmiał i powiedział, iż to nie czasy sprzed wieku, a za mniejsze pieniądze niż kosztowałoby mieszkanie w mieście, będą mieli pełen komfort i dużo przestrzeni.

Dom stanął zaskakująco szybko. Pomogło to, iż Wojtek dostał awans w pracy, a Kinga zaczęła już zdalnie prowadzić konsultacje. Rodzice wspierali finansowo, ile mogli, a wujek z ciocią też nie stali z boku.

Helena Czarnecka często wpadała na budowę pod różnymi pretekstami. Raz przywoziła próbki ulubionych kolorów farb, innym razem doradzała w kwestii żyrandola. Miała dobre intencje, ale z czasem Kinga zaczęła czuć, iż ich prywatna przestrzeń się kurczy. Aż pewnego dnia zupełnie zniknęła, gdy Marek Nowak został u nich w niemal gotowym domu bez zapowiedzi. Miał sprawy w okolicy, przedłużył pobyt i postanowił przenocować u siostrzeńca.

Gdyby chociaż uprzedził, połowa problemu by nie była. Ale tak wystraszył Kingę swoją obecnością, iż od tamtej pory zawsze pytała, czy w pokoju ktoś jest, zanim do niego weszła.

Dzieci, wynoście tam swoje rzeczy Helena kierowała walizkami i wskazywała zapasową sypialnię. Szybko, bo produkty wam się zepsują! Kinga, zrób miejsce w lodówce, dzieci sobie poukładają swoje rzeczy rozkazywała gospodyni.

Kingę zdziwiło, iż ludzie przywieźli własne jedzenie, ale pomyślała, iż może chcą się nim podzielić przy stole.

No już, urządzajcie się. Kinga wam wszystko da, czego potrzebujecie, czujcie się jak u siebie Helena wciąż się krzątała.

Marek Nowak już odpoczywał, przeskakując kanały telewizyjne w salonie. Poprosił Wojtka o koniak, który dostał w pracy. Wojtek wrócił z butelką i dwoma kieliszkami.

Wojtek, niech dziewczyny się same ogarną, chodź do nas, tu jest nasza atmosfera! wołał Marek do syna.

Gdy już się rozpakowali i rozgoszcili, był późny wieczór. Kinga biegała, szukając kapci dla gości, ciepłych skarpet, gdyby było zimno, albo lekkiego koca, gdyby było za gorąco. Przerażało ją, gdy Olga powiedziała, iż przyjechali „na chwilę” miała nadzieję, iż to tylko powiedzenie. Kto przyjeżdża na tydzień na uroczyste otwarcie nowego domu? Nie podobało jej się też, iż sami zajęli pokój, który Kinga planowała na dziecięcy. A przecież na piętrze był już gościnny.

Kinga, pomóc ci? zapytał mąż.
W końcu ktoś zapytał cicho odpowiedziała Kinga. Od nich skinęła głową w stronę stołu pomocy nie doczekasz.

No cóż, wytrzymaj, nie są aż tak nachalni uśmiechnął się Wojtek i zabrał za obieranie ziemniaków.
Dzięki odparła Kinga z uśmiechem i mrugnęła do niego.

Do obiadu krewnym się znudziło i poszli na spacer, a po powrocie rozeszli się do swoich pokoi, jak mówiła Helena, „odpocząć”.

Wojtku, obudź nas, jeżeli do piątej się nie zbudzimy, żeby do szóstej wszyscy byli przy stole zmęczona Helena pogłaskała go po policzku i poszła do swojego pokoju.

To danie z ryby z euforią powiedziała Kinga. Trochę jak pasztet, trochę jak suflet, bardzo delikatne. Spróbuj. Podniosła talerz i podała Oldze.
O nie, Wojtkowi nie wolno, a Saszka ma alergię na łososia!
Tam jest łosoś przestraszona odparła Kinga.
I jemu też, na wszystkie czerwone ryby ciągnęła Olga, kręcąc głową. A co to za pyszności?
To skrzydełka z kurczaka w słodko-kwaśnym sosie już ostrożniej odpowiedziała Kinga.
Aha Olga przeglądała stół. Wojtek, przynieś z lodówki pieczonego indyka. W folii, duży kawał, znajdziesz!

Wiktor posłusznie wstał, poszedł do lodówki, trochę poszperał i wyjął zawinięte w folię mięso. Rozwinął je, położył na desce i zaczął kroić na cienkie plastry.

A tak przy okazji, Kingo, myślę, iż warto kupić drugą lodówkę do kuchni. Wasza jest za mała dla trzech rodzin, a znalazłam dobry model w promocji uśmiechnęła się Helena.
Po co nam druga lodówka i jakie trzy rodziny? szczerze zdziwiona spytała Kinga.
Jak to? To w końcu nasz wspólny dom, budowaliśmy go razem, z wspólnych oszczędności, pomagałam wam z wystrojem. Będziemy tu często się zbierać na święta. Żeby było wygodnie, przygotowałam listę rzeczy. Helena grzebała w torebce po telefon.

Kinga spojrzała na Wojtka, ale on był tak samo zdezorientowany jak ona.

Tak, o co mi chodziło teściowa założyła okulary na łańcuszku, zmrużyła oczy i przybliżyła ekran. Gdzie to było
Mamo, w aplikacji „Listy”, na pierwszej stronie podpowiedziała Olga, nakładając Wojtkowi kolejne kawałki indyka.
Aha, jest! uradowała się Helena. Więc lodówka, domowe ubrania, ciepłe bluzy żeby nie trzeba było się przebierać po przyjeździe wyjaśniała. Indywidualne zestawy higieniczne, kapcie dla wszystkich, no oczywiste. Zwróciła się do męża. Marku, coś dodać?

Marek Nowak odchrząknął, wypił łyk mocnego trunku i krótko rzucił:
Minibar!
Minibar? zdziwił się Wojtek. Po co?
No, przyjeżdżamy tu odpocząć, a nie pracować, więc wieczorem można wygodnie usiąść na kanapie i zrelaksować się, zanim twoja matka znów zacznie mnie męczyć

Idź do oryginalnego materiału