Tajlandia słynie z pięknych plaż, rajskich lasów, ale i turystyki związanej ze zwierzętami. Znajdziecie tu oferty jazdy na słoniach, kąpieli słoni, karmienia tygrysów, czy wizyty w delfinariach. Zwłaszcza z tymi pierwszymi związanych jest wiele dylematów moralnych, które sprawiły, iż w kraju utworzono tzw. sanktuaria dla słoni. Co się tak naprawdę za nimi kryje?
Wyzysk słoni w Tajlandii i Azji Południowo-Wschodniej
Adam Widomski, dziennikarz i bloger znany z kanałów "Świat na cztery stopy" często opowiada o różnych ciekawostkach związanych z Azją Południowo-Wschodnią. Dzięki temu, iż tam mieszka, może znacznie dokładniej poznać tamtejszą kulturę, kuchnię, zwyczaje, ale i kulisy codziennego życia, czy turystycznej maszynki, do których zwykły turysta nie ma szans dotrzeć.
W jednym z najnowszych materiałów opowiedział on smutną prawdę o traktowaniu słoni w Tajlandii, ale i innych krajach Azji Południowo-Wschodniej. W wielu miejscach można tam na nich jeździć, albo brać udział w ich kąpieli. Niestety, zanim zaczną pracować z turystami, zwierzęta te są krępowane łańcuchami, szczute, bite i głodzone, aby ugiąć się pod wolą człowieka.
O tych nieetycznych praktykach mówi się od dawna, a coraz więcej osób jest świadomych krzywdy tych zwierząt. Zmniejszenie zainteresowania takimi atrakcjami sprawiło, iż w Tajlandii i nie tylko zaczęły powstawać sanktuaria dla słoni. To miejsca, w których często turyści nie mogą zbliżać się do zwierząt, a jedynie obserwować je z daleka. W godzinach odwiedzin nie ma tam łańcuchów, czy ostrych kijów. Co jednak dzieje się po tym, jak turyści opuszczają mury takiego miejsca?
Największa ściema w Tajlandii. Nie dajcie się oszukać
Adam Widomski w nowym filmie obalił mit dotyczący popularnych sanktuariów dla słoni. Z pozyskanych przez niego informacji wynika, iż choćby w takich miejscach te ogromne i dostojne zwierzęta są źle traktowane przez człowieka.
– To bez wątpienia jedna z największych PR-owych ściem w całej Azji Południowo-Wschodniej. Zresztą nie tylko w Azji, bo takie miejsca są na całym świecie – przyznał bloger i podróżnik.
– W Tajlandii żyje kilka tysięcy słoni na wolności. Nie ma żadnego powodu, dla którego miałyby żyć w sanktuariach. Nie ma powodu, dla którego turyści mieliby płacić pieniądze po to, żeby do takich sanktuariów wejść i je zobaczyć – dodał.
Wszystko to ma być wielkim przemysłem i sposobem na zarabianie na turystach. Niestety stoi za tym krzywda tych zwierząt. – Nie ma etycznych sanktuariów dla słoni – podkreślił Widomski. Jak dodał, choćby tam, gdzie do słoni nie można się zbliżać, po wyjściu turystów ma zaczynać się bolesna tresura, która nie ma niczego wspólnego z poprawianiem bytu tych zwierząt.
Nie dajcie więc zwieść się afiszom i ofertom sprzedawców wycieczek. Sanktuaria dla słoni na Phuket, Chiang Mai i wielu innych miejscach, czy możliwość karmienia tamtejszych tygrysów to niestety tylko kolejna atrakcja i maszynka do zarabiania pieniędzy, a żyjące tam zwierzęta są źle traktowane. Zamiast żyć w klatkach, czy na uwięzi powinny cieszyć się wolnością. Jednak tak długo, jak będą na siebie zarabiały, takie miejsca niestety nie znikną.