W każdej rodzinie przychodzi moment, gdy dorastające dziecko zaczyna testować granice. U nastolatków to całkiem normalne – sprawdzają, na ile mogą sobie pozwolić, próbują postawić się w roli dorosłych. Ale kiedy 14-letni syn Pauliny z Poznania zaczął „liczyć swoje pieniądze” i traktować matkę jak księgową, ta postanowiła pokazać mu, jak naprawdę wygląda codzienność. Zrobiła to bez krzyków, bez awantur. Zrobiła to mądrze.
„To są moje pieniądze, mamo!”
Paulina nie narzeka na życie – mimo dwóch rozwodów i samotnego macierzyństwa. Z byłym mężem – ojcem ich syna Kuby – utrzymują poprawne relacje. Mężczyzna regularnie przesyła alimenty, czasem dorzuca coś ekstra na większe wydatki. Tak właśnie było i tym razem – przelał dodatkową sumę „na ubrania dla syna”. Paulina zabrała Kubę do galerii handlowej.
W sklepie, przy dziale z przecenami, Paulina sięgnęła po paczkę skarpetek za 15 zł. Wtedy usłyszała:
– Mamo, przecież przyjechaliśmy tu po ubrania dla mnie. Za MOJE pieniądze.
– Twoje?
– Tak. Tata dał je dla mnie. Tylko przez ciebie, bo ja jeszcze nie mam konta. Więc odkładaj te skarpetki i chodź tam, do koszulek.
Zamurowało ją. Nie tylko tonem, ale i śmiałością, z jaką syn podważył jej rolę. Ale nie zrobiła awantury. Wiedziała, iż emocje tylko pogorszą sprawę. Poczekała do domu. I wtedy wpadła na pomysł.
Lekcja życia: rachunek dla nastolatka
Kiedy Kuba zapełnił koszyk ubraniami, okazało się, iż zabrakło kilkudziesięciu złotych. Zniecierpliwiony syn zażądał, by mama dopłaciła „ze swojej karty”. Bo przecież ma obowiązek go utrzymywać. Paulina zapłaciła. Ale już wtedy wiedziała, iż kolejny miesiąc będzie wyglądać inaczej.
Wieczorem zadzwoniła do byłego męża i opowiedziała o sytuacji. Oboje zgodzili się na eksperyment: od przyszłego miesiąca pieniądze z alimentów trafiałyby na „konto Kuby” – symboliczne, oczywiście – i to z tej puli miał pokrywać koszty życia.
Dorastanie kosztuje
„Skoro jesteś już taki dorosły, to od dzisiaj sam pokrywasz swoje koszty” – powiedziała Paulina przy kolacji. – Jedzenie, ubrania, woda, prąd, choćby Netflix. A ja będę cię codziennie informować, ile kosztowało twoje utrzymanie. Reszta zostanie dla ciebie – możesz kupić, co chcesz. Pasuje?
Kuba zrobił wielkie oczy. Był wściekły, groził, iż wyprowadzi się do taty. Ale Paulina znała jego słabe punkty – przeczekała burzę. Został.
Tydzień z kalkulatorem
Codziennie pokazywała mu notatki: 12 zł – śniadanie, 4 zł – prąd, 3 zł – woda, 18 zł – kolacja. „To tylko podstawy” – tłumaczyła. Już po kilku dniach chłopak przestał dąsać się o drobiazgi. Zaczął interesować się cenami, a choćby zapytał, czy nie da się czegoś ugotować taniej.
Po tygodniu przyszedł i powiedział: Mamo, przepraszam. Ja nie wiedziałem, iż to wszystko tyle kosztuje. Jak ty dajesz sobie radę?
Paulina się wzruszyła. „Bo jestem twoją mamą” – odpowiedziała.
Prawdziwa wartość
– Mamo, a może kupię ci coś? – zapytał pewnego dnia Kuba z błyskiem w oku.
Paulina nie odpowiedziała. Tylko się uśmiechnęła – przez łzy.
Redakcja podsumowuje
Czy Paulina postąpiła słusznie? Zdecydowanie tak. Zamiast moralizować, zafundowała synowi doświadczenie, które więcej nauczyło go o dorosłości niż jakiekolwiek kazanie. Współczesne dzieci często nie zdają sobie sprawy z kosztów życia – nie dlatego, iż są niewdzięczne, ale dlatego, iż nikt im tego nie pokazuje.
Czasem trzeba pokazać liczby, by dziecko zrozumiało, ile miłości kryje się w codziennym gotowaniu, praniu i płaceniu rachunków. A szacunek – jak się okazuje – czasem zaczyna się właśnie od pary skarpetek.