Rossmann – masełko, które zmywa wodoodporny makijaż. Kosztuje 14 zł
Konsystencja? Gęsta, ale aksamitna – coś pomiędzy puszystym musem a topniejącym masłem. Pachnie obłędnie: soczyste maliny i subtelne migdały tworzą kompozycję jak z ekskluzywnej cukierni. Uważajcie, bo miałam ochotę go zjeść łyżeczką.
Jak go używam? Uwaga to ważne, by wydobyć z produktu 100 proc.
Biorę odrobinę na dłoń, lekko rozcieram i nakładam na suchą twarz. Z makijażem w pełnym wydaniu: tusz, kreska, podkład, bronzer, mocna szminka – wszystko.
Masuję skórę powoli, pozwalając masłu rozpuścić każdy pigment i każdą kroplę wodoodpornej formuły. I tu ważna rzecz: nie sięgam od razu po żel – wystarczy woda. Spłukuję delikatnie, nie szarpię skóry. To masełko robi 90 proc. roboty za mnie.
FLUFF – masło Shea i Shorea
To, co wyróżnia FLUFF na tle choćby droższych olejków do demakijażu, to jego działanie bez kompromisów. Nie zostawia smug, nie piecze w oczy, nie zapycha porów. Dzięki zawartości masła Shea i Shorea, nie tylko nie wysusza, ale wręcz chroni przed podrażnieniami.
Moja skóra po zmyciu jest miękka, ukojona, a nie ściągnięta jak po niektórych płynach micelarnych. Co ciekawe, na promce w Rossmannie przez cały czas jest inny produkt z firmy FLUFF – czekoladowe serum wyrównujące koloryt.
Cóż, może zmyją lekki BB krem i cień w kremie, ale nie stawiam ich obok FLUFF. To masełko wygrywa z konkurencją z wyższej półki, nie tylko skutecznością, ale i rytuałem, który tworzy.
Dla pełnego oczyszczenia czasem sięgam jeszcze po żel do mycia twarzy, który domywa ewentualne resztki przy skrzydełkach nosa, wzdłuż linii rzęs czy na ustach.
Albo wacik z płynem micelarnym lub dwufazowym (u mnie ZIAJA dwufazowy – jedna z 3 tanich perełek, o czym pisałam w naTemat), ale to już tylko kontrola jakości. Skóra po tym dwuetapowym demakijażu jest czysta, świeża i gotowa na krem – czy to na dzień, czy na dobranoc.
I nie, to nie jest reklama. To osobiste kosmetyczne objawienie.