Twitter umiera. W sensie nie, iż teraz, od tortur zadanych przez Elona Piżmo, najwyraźniej zaczął umierać już wcześniej. Wychodzi, iż ci, którzy zarządzali tą platformą, nigdy tak naprawdę nie rozumieli czym może być, ani czym powinna być.
Subskrybuj, subskrybuj, subskrybuj (dalej wyjaśniam, czemu)!
Natomiast proces naturalnego obumierania niewątpliwie nabrał ostatnio pędu, po tym jak kontrolę nad Twitterem przejął bogolski socjopata Elon Piżmo.
na
Musk linked to the Spaces he had held with Roth and Wheeler, and ended with a bombshell: every remaining Twitter employee was expected to return to their offices to work beginning Thursday. (“Obviously, if you are physically unable to travel to an office or have a critical personal obligation, then your absence is understandable,” he added.) (…)
About six hours later, a lawyer on Twitter’s privacy team posted a rebuttal to Musk on the company’s Slack. “Twitter is a remote-first workplace, and has operated as such for years,” wrote the attorney, whose name Platformer is withholding to protect their privacy. “It is a fundamental change to our employment contracts to require a 40hr a week in-office requirement. I do not, personally, believe Twitter employees have an obligation to return to office. Certainly not on no notice at all.”
Alienacja tych pracowników, co jeszcze zostali w firmie po masowych zwolnieniach, nie jest teraz najlepszą rzeczą, która może się przydarzyć Twitterowi.
Konieczne tło: w 2011 roku amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) zawarła z Twitterem ugodę, która, pod ryzykiem miliardowych kar, nakładała na platformę szereg zobowiązań w związku z tym jak ta sieć społecznościowa przetwarza dane użytkowników. By im sprostać, Twitter miał całą armię dedykowanych ludzi pilnujących zgodności procesów i produktów z tymi wymogami.
Tymczasem, zgodnie z relacją anonimowego twitterowego prawnika:
I have heard Alex Spiro (current head of Legal) say that Elon is willing to take on a huge amount of risk in relation to this company and its users, because “Elon puts rockets into space, he’s not afraid of the FTC.” I have heard another leader in the Legal department say that because of the tight SLA’s (of two weeks?!) between product inception > launch, Legal will “have to shift the burden to engineers” to self-certify compliance with FTC requirements and other laws. This will put huge amount of personal, professional and legal risk onto engineers: I anticipate that all of you will be pressured by management into pushing out changes that will likely lead to major incidents.
Tak! od dzisiaj to programiści będą na własną odpowiedzialność certyfikować tworzone przez siebie rozwiązania pod względem legalności i zgodności z wymogami FTC! Muszą to robić, bo przypisani do tej funkcji senior executives masowo uciekają niczym szczury z tonącego okrętu. W ostatnich bodaj 24 godzinach z Twittera odeszli:
John Debay, szef programistów
Yoel Roth, szef “Zaufania i Bezpieczeństwa”
Robin Wheeler, szefowa działu sprzedaży
Lea Kissner, szefowa cyberbezpieczeństwa
Nie wspominając o kolejnym wycieku do mediów w ostatniej dobie, iż nowy szef i właściciel Twittera poważnie bierze pod uwagę możliwość bankructwa.
Kto się mógł tego spodziewać? Nie “znająca się na gospodarce” prawica!
Ok, Twitter wydaje się być na równi pochyłej, jak wszystko, co pragnie wprowadzać w życie prawicowe dewiacje. Co teraz? Co nam go zastąpi?
Substack
Jakiś czas temu przestałem pisać bloga na swojej własnej stronie i przeniosłem się na Substacka. Ogólnie to już dawno powinienem przestać pisać w ogóle, nie cieszy się to ani szczególnym zainteresowaniem, ani nie daje mi szczególnej satysfakcji, ale przez cały czas kompulsja czasami odżywa i uznałem, iż sprawdzę jak w jej zaspokajaniu spełnia się ta wciąż relatywnie nowa platforma.
Jaką ją w uproszczeniu opisać? Może YouTube dla piszących i czytających? Początkowo substacki można było czytać albo na stronie, albo jako newslettery. W istocie podstawową formą śledzenia jest “subskrypcja”, która domyślnie posyła nowe wpisy jako newslettery do skrzynki. Przy większej liczbie subskrybowanych publikacji niestety prowadzi to jednak do poczucia zalewania spamem. A przynajmniej ja tak to odbierałem.
Na szczęście od pewnego czasu można pobrać aplikację “czytnik” do Substacka. O tyle fajnie to działa, iż system widzi, gdy korzystasz z aplikacji i przestaje wtedy wysyłać updejty na skrzynkę mejlową. Gdy przestajesz czytać w aplikacji, mejle wracają. To całkiem fajnie pomyślane.
Gdy rozpoczął się meltdown Twittera Substack gwałtownie wprowadził dwie nowe funkcje, które zdają się być wyraźnie obliczone na zagospodarowanie niektórych oczekiwań tych, którzy szukają zastępnika Twittera. Czat pozwalający wejść w bezpośrednią i bardziej interaktywną interakcję ze społecznością danego substacka, reklamowany jako “prywatna sieć społecznościowa, gdzie ty ustalasz reguły”. Jeszcze tego nie włączyłem u siebie, ale całkiem możliwe, iż włączę (moja “społeczność” to na razie zawrotne siedemdziesiąt subskrybentów).
Drugą nowością wprowadzoną w ostatnich dniach to możliwość tagowania innych autorów i publikacji (wykorzystałem ją choćby wyżej w tej notce) oraz możliwość cross-postingu.
Substack co do zasady jest aplikacją pozbawioną algorytmicznego gówna, które samo decyduje jakie treści “najbardziej ci odpowiadają”. Jest to, w mojej opinii, jego wielka zaleta (Facebook chyba tego już w ogóle nie ma, Twitter ma jako opcję, która trzeba włączyć). Nowa funkcja z oznaczaniem innych autorów i publikacji (przy czym Substack traktuje to jako dwie odrębne rzeczy, co ma sens, publikacje na Substacku mogą być wieloautorskie, a jeden autor może być autorem wielu substacków), choć nie zaburza linearnego sposobu korzystania z serwisu, niewątpliwie wzmocni efekty sieci.
Ciekawszy jest cross-posting, czyli możliwość publikacji cudzego wpisu ze swoim komentarzem. To oczywista kopia re-tweetu, który z kolei, jeżeli się nie mylę, skopiował re-post Tumblra, który jako pierwsza duża sieć implementował natywnie rozwiązanie, przygotowane wcześniej przez otwartą społeczność.
“Reposting” to potężne narzędzie umożliwiające wiralność, a więc obciążone licznymi ryzykami, ale niewątpliwie niezbędne dla każdej sieci, która ma ambicję na serio kreować “dyskurs”.
W ogólności nie wiem jak oceniać Substacka. Na pewno nie zastąpi Twittera jako takiego, ale może faktycznie doprowadzi do renesansu “blogów”. Okaże się.
Facebook
To rak.
Tumblr
Od strony tego jak działa, Tumblr od zawsze był najbliższy Twitterowi. Oczywiście, nie miał nigdy limitu słów, plus był znacznie staranniej zaprojektowany pod kątem tego jak prezentuje różne multimedialne treści. Natomiast główna dynamika: post, komentarz, re-post jest zaskakująco zbliżona. przeciwieństwie do (domyślnego) ustawienia na Twitterze, feed Tumblra jest chronologiczny. Samemu decydujesz o tym co widzisz po prostu wybierając śledzone blogi i tagi.
Gdyby nie kulturowy bagaż, spodziewałbym się, iż Tumblr ma największe szanse z wszystkich istniejących sieci “zastąpić Twittera”. No ale wspomniany bagaż istnieje, Tumblr jest kojarzony jako platforma millenialsów i zoomerów, która była pornograficznym rajem, aż przestała i wszyscy1 z niej uciekli.
To niesprawiedliwa ocena i jak zażartowałem kilak dni temu na Twitterze, jeżeli feed na platformie Muska to śmierć i cierpienie, na Tumblrze są kotki, kolorowe GIF-y, scenki z filmów, ale też i erotyka pomieszana z porno. W ogólności: rzeczy nastrajające raczej pozytywnie. Co więcej, co odkryłem w ostatnim tygodniu, za relatywnie niską kwotę można kupić autentycznie użyteczną funkcję: zero reklam, na stronie czy w aplikacjach!
Mimo wszystko: nie wyobrażam sobie masowej migracji punditów, nagle wrzucających swoje tejki pomiędzy animacjami hot modelów i scen z Hannibala2, czy co tam akurat rozpala rozerotyzowaną wyobraźnię userów Tumblra.
Mastodont
W teorii najbliższy odpowiednik Twittera. Open source. Zdecentralizowany. Możesz własny serwer postawić, dosłownie, na swoim komputerze. Lub zapłacić kilka dolców firmie, która ci postawi własną instancję, nad która masz niemal pełną kontrolę. Możesz też po prostu dołączyć do jakiejś istniejącej instancji, tak jak teraz dołącza się do Twittera. Poza innym nazewnictwem, oraz większym limitem znaków na post, działa bardzo podanie jak Twitter. Feed chronologiczny, pozbawiony algorytmicznego gówna.
Niestety jego zalety nie przykryją głównej wady: decentralizacja i jej wielorakie konsekwencje znacząco obniżają szereg “efektów sieci” i zwyczajnie podnoszą barierę wejścia dla każuali. Za wcześnie na werdykt, ale nie wieszczę Mastodontowi wielkich sukcesów.
TikTok, Insta etc…
Ha ha ha, macie mnie za debila?
To oczywiście mocno przesadzona hiperbola, ale swoiste “zwiędnięcie” dało się wyraźnie wyczuć.
Zdaję sobie sprawę, iż to stary serial, ale przez cały czas widzę go na swoim feedzie, więc najwyraźniej przez cały czas rozpala wyobraźnię serów Tumblra.