Województwo dolnośląskie, południowo-zachodni kraniec Polski, tuż przy Nysie Łużyckiej. Właśnie tam znajduje się Krzewina Zgorzelecka. Choć administracyjnie to niewielka wieś, kryje w sobie jedno z najbardziej nietypowych miejsc na mapie polskiej kolei. Tutejsza stacja, położona niemal na samej granicy z Niemcami, obsługuje wyłącznie naszych zachodnich sąsiadów. Ale to nie wszystko. Krzewina zachwyca spokojem, historią i sąsiedztwem urokliwego Ostritz, które... jest bliżej niż rodzime centrum wsi.
REKLAMA
Zobacz wideo Nieoczywiste miejsca nad wschodnim Bałtykiem [VLOG]
Niemiecki pociąg, polski peron. Wyjątkowa wieś zadziwia Polaków
Poznajcie miejsce, które wyłamuje się z logiki współczesnych rozkładów jazdy. Gdy w 1875 roku powstała Krzewina Zgorzelecka, była zwyczajnym przystankiem na trasie między Görlitz a Zittau. Wtedy nic nie zapowiadało jeszcze, iż z czasem stanie się jednym z najbardziej osobliwych punktów na kolejowej mapie Polski. Po 1945 roku, gdy granica przesunęła się na Nysę Łużycką, stacja przeszła pod polską administrację, choć przez cały czas obsługiwała głównie niemieckich pasażerów z pobliskiego Ostritz.
W czasach PRL-u przez Krzewinę przejeżdżały pociągi tranzytowe z zasłoniętymi oknami. Wysiadanie w tym miejscu wymagało interwencji straży granicznej, a pasażerów niemal natychmiast eskortowano przez kładkę do Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Sytuacja zmieniła się dopiero po 1959 roku, kiedy Polska i NRD podpisały porozumienie regulujące zasady tego nietypowego tranzytu. Dzięki temu Niemcy mogli legalnie korzystać z przystanku, a skład przejeżdżał przez nasz kraj niemal niezauważalnie.
W latach 90., gdy Polska coraz śmielej spoglądała na Zachód, a kontrole graniczne odeszły w niepamięć wraz z wejściem do strefy Schengen, z torów zniknęły także polskie pociągi. Od 2000 roku na stacji Krzewina Zgorzelecka nie zatrzymał się już żaden krajowy skład. Obsługę przejął niemiecki przewoźnik ODEG (Ostdeutsche Eisenbahn GmbH), a ten jedyny w kraju przystanek, z którego nie dojedziemy nigdzie "po polsku", wciąż działa, choć jego rozkład bardziej przypomina kartkę z saksońskiego informatora niż tablicę ogłoszeń z Dolnego Śląska.
A jednak warto tu zajrzeć, najlepiej samochodem. Zaledwie 17 kilometrów dzieli wieś od centrum Zgorzelca, a cała okolica zaskakuje nie tylko kolejowym paradoksem. To również cicha strefa pogranicza z widokiem na leniwie płynącą Nysę Łużycką i aurą miejsca, gdzie granice są bardziej symboliczne niż realne i gdzie kultura, język i historia wciąż przeplatają się jak szyny z różnych epok.
Krzewina ZgorzeleckaFot. Jon Worth/ Flickr
Gdzie pojechać z Krzewiny Zgorzeleckiej? Krótka podróż pociągiem i trafiasz w inne miejsce
Choć stacja Krzewina Zgorzelecka wygląda skromnie - ot, dwa perony, wiata i zamknięty na cztery spusty dworzec - to samo miejsce ma klimat, którego nie znajdziemy nigdzie indziej. Tu zamiast klasycznego odjazdu w stronę Warszawy czy Krakowa, czekamy na pociąg do Żytawy albo Hagenwerder. Wystarczy niespełna 20 minut w szynobusie, by znaleźć się po niemieckiej stronie. Z dala od tłumów, wśród domów przysłupowych i spokojnych, brukowanych uliczek. Po drugiej stronie granicy, tuż za pieszą kładką, znajduje się Ostritz. Miasteczko z duszą, którego historia sięga średniowiecza.
Na rynku czekają lokalne kawiarenki, lody za dwa euro i cisza, jakiej próżno szukać w turystycznych kurortach. Miłośnicy architektury znajdą tu m.in. zabytkowy kościół oraz kamienice z figurkami świętych nad wejściami. Ostritz to także przystanek zaskakującej historii. W nieczynnym dziś hotelu Neisseblick odbywały się niegdyś skrajnie prawicowe zgromadzenia, co nadaje miejscu dodatkowego, choć kontrowersyjnego wymiaru.
Podróż z Krzewiny to nie zwykła przejażdżka. To przygoda na styku kultur, języków i systemów kolejowych. Dla pasjonatów nietypowych kierunków to idealny pomysł na mikrowyprawę z historią w tle. Wystarczy trochę ciekawości i bilet, który, choć kupiony u niemieckiego przewoź, rozpoczyna swoją trasę w Polsce. Jak często jeździsz pociągami? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.