Artysta pochodzi z Bydgoszczy. W Bydgoszczy mieszka, pracuje i tworzy. To człowiek wielu talentów. Wprawdzie jak mówi, wiele rzeczy, które robił i które można o nim „ wyczytać ” w internecie, to już przeszłość, ale nie zaprzecza też, iż się nimi zajmował. Był kuratorem wystaw, ilustratorem, trenerem wyobraźni, felietonistą. Projektował meble i scenografie, plakaty, logotypy, ilustracje… Szukał swojego miejsca. I w końcu je chyba znalazł. Pracuje na uczelni i w Zespole Szkół Specjalnych nr. 30 w Bydgoszczy, jest dyplomowanym oligofrenopedagogiem. Własna twórczość i to co robi, nareszcie go satysfakcjonuje. Bo w końcu osiągnął to, do czego przez lata dążył. Stał się minimalistą. W życiu, ale przede wszystkim w sztuce. I właśnie takie minimalistyczne kolaże pokazał na wystawie w Śremie: „Plaża I”, „ Plaża II ”, „ Plaża III ”, „ Plaża IV”, „ Plaża V ”, „ Plaża VI” , „ Plaża VII”, „ PlażaVIII”, „ Radiolatarnia ”, „ Magazyny portowe I” , „Magazyny portowe II” , „Wejście do portu” , „ Deszcz”, „ Panorama Gdańska”, „Sopot molo”, „ Panorama Bydgoszczy”, „Panorama Śremu”, „Mgła”, „Sea Towers”.
fot. Piotr Szalony
To prace, które są praktyczną częścią obronionego w 2019 roku doktoratu. „Bohaterem” serii szesnastu , kwadratowych, jednakowego formatu prac, inspirowanych własnymi, instagramowymi fotografiami, jest Trójmiasto i ulubiona Gdynia.
Technika prezentowanych kolaży mieści się w nurcie minimalizmu. Gazetowe tła, oszczędne graficzne elementy i przetransponowane graficznie fotografie, dały niezwykły efekt. Czasem może zaskakujący, czasem nie do końca zrozumiały dla widza, ale znakomity. Oszczędne środki, niespodziewane skojarzenia zachwyciły gości obecnych na wernisażu. Nie zabrakło oczywiście pytań, na które artysta miał gotową odpowiedź: „ To, co widzisz jest tym co widzisz. Liczy się tylko odbiór wzrokowy ”. ’
Może goście nie do końca takiej odpowiedzi oczekiwali, ale musieli w końcu przyznać, iż takie podejście, jakże różne od szkolnych dociekań „co artysta miał na myśli…”, stwarza dodatkowe możliwości interpretacji.
Po zakończeniu wernisażu udało mi się porozmawiać a artystą.
Ewa Nowak: Kim jest Jakub Elwertowski?
fot. Grzegorz Pawlak
Jakub Elwertowski: Twórczym rzemieślnikiem. Nauczycielem i wykładowcą. Pracuję na Politechnice Bydgoskiej, w Katedrze Wzornictwa. Uczę rysunku i projektowania uniwersalnego. Pracuję też w Zespole Szkół Specjalnych nr 30.
EN: Twórczym rzemieślnikiem…? Dlaczego tak nie lubi pan określenia artysta?
JE: Nienawidzę słowa artysta. Teraz artystami są influencerzy, tik-tokowcy, you-tuberzy, osoby, które mają konta społecznościowe, jednorazowo coś zrobiły, mają zasięgi… Bliskie są mi słowa Jana Nowickiego: „ Żyłem w tak dobrych czasach, iż nie będę teraz zachwycał się byle g…”
EN: Poszukiwanie własnej drogi, odkrywanie samego siebie, zajęło panu trochę czasu…
JE: Jestem zadaniowcem. Wykonywałem zadania i przechodziłem do następnego. To wszystko, czym zajmowałem się kiedyś, to były zadania. Zadania do wykonania.
EN: Minimalistyczny kolaż okazał się tą formą docelową, która pasuje panu najbardziej?
fot. Grzegorz Pawlak
JE: Tak, na dzień dzisiejszy tak. To jest ta forma. Jestem minimalistą. I w tym, co tworzę, i w życiu. Przynajmniej staram się.
EN: A od jak dawna zajmuję się pan kolażem?
JE: Nie wiem czy umiem odpowiedzieć na to pytanie. W 2002 roku obroniłem pracę magisterską i od tego czasu moja twórczość zmierza w stronę minimalizmu. Zaczęło się od obrazów i serii „Elementy”, gdzie pojawiło się dużo różnych struktur abstrakcyjnych. Zacząłem wykorzystywać gazety, fragmenty innych tekstur. Powoli było tego coraz więcej. Punktem kulminacyjnym był projekt „Travemunde”, zapoczątkowany w 2012 roku.
To mój najukochańszy projekt, połączenie malarstwa i kolażu.
fot. Grzegorz Pawlak
Ta mała nadmorska, niemiecka miejscowość, jest moim azylem. Lubię tam być, spędzać wolny czas. Tam ładuję swoje akumulatory. Tam właśnie zacząłem swoją zabawę malarską z wykorzystaniem gazet, wydruków, papieru, markerów. To co tam stworzyłem, było rejestracją tego co widziałem. Nie zastanawiałem się czy to się spodoba czy nie. Po prostu to zrobiłem. A potem spotkałem się z przyjacielem, moim późniejszym promotorem. I to był przełom. Właśnie na potrzeby doktoratu stworzyłem serię minimalistycznych kolaży, których część pokazuję teraz na wystawie.
EN: Ma pan swoich mistrzów? Swoje inspiracje?
JE: Nie mam. Ale punktem zwrotnym w moim artystycznym życiu, było zetknięcie się z filozofią Franka Stelli, duchowego ojca minimalizmu. To stało się solidnym fundamentem tego, co dalej robiłem. Prosta, bez pseudofilozoficznej narracji sztuka, zredukowana do samej siebie, wolna od interpretacji. „To co widzisz, jest tym co widzisz”. Dzieło nie powinno oddawać tego, co czuje i myśli artysta, tylko oddawać samego siebie. I tego się trzymam.
EN: A co pan lubi?
JE: Lubię twórcze eksperymenty. Kreatywność i improwizację. Nie znoszę przerostu formy nad treścią i pseudofilozoficznego bełkotu. Lubię artystyczny ruch. Wyzwania.
EN: A oligofrenopedagogika? Czym jest dla pana praca w Zespole Szkół Specjalnych?
fot. Piotr Szalony
JE: Pracą. Zadaniem, które wykonuję. Nie jestem zimny i bezduszny. Powtórzę raz jeszcze – jestem zadaniowcem, który stara się dobrze wykonywać swoją pracę. Takie podejście, pozwala mi już 23 lata pracować z tymi dziećmi. Zadaniowość trzyma mnie w ryzach…
EN: Idea, zrobienia techniką kolażu kopii dzieł wielkich mistrzów przez podopiecznych z placówki, w której pan uczy, okazała się świetnym pomysłem i świetną zabawą plastyczną.
JE: Wpadłem na pomysł, żeby dzieci wykonały kolaże – kopie słynnych obrazów. Zaczęło się od jednego obrazka, ale tak się to spodobało i dzieciom, i odbiorcom, iż zrobiliśmy już ponad 40 prac – m.in. „Damę z gronostajem”, „Trwałość pamięci”, „Puszkę Campbella”. W 2021 roku była choćby wystawa tych kolaży w bydgoskiej Wieży Ciśnień: „Dzieła wielkich mistrzów malarstwa okiem dziecka z niepełnosprawnością”. Cieszyła się dużym zainteresowaniem.
EN: To teraz zahaczmy o inne pana zajecia. Art branding?
fot. Piotr Szalony
JE: To modny w tej chwili temat. To rodzaj strategii budowania wizerunku firmy poprzez sztukę. Wynajduję obrazy, doradzam firmom, proponuję. To niełatwe zadanie, ale daję radę.
EN: Festiwal „Oko nigdy nie śpi”?
JE: To taki trochę surrealistyczny międzynarodowy festiwal, w którym uczestniczę co roku. Już mnie choćby nie zapraszają, bo wiedzą, iż będę. A ja lubię tam być. I lubię wymyślać. Robimy nocne, dziwne świetlne instalacje, iluminacje, rzeczy zupełnie do mnie niepodobne. To jest taka druga strona medalu, moja druga twarz. I ja, minimalista, w tym uczestniczę i przygotowuję „te bajery”. I to nie jest minimalizm.
EN: „To co widzisz , jest tym co widzisz”… co to znaczy?
JE: Artysta nadaje pracy prosty tytuł i tyle, np. „ Plaża VI”. Reszta należy do odbiorcy. Twardo stąpam po ziemi, nie silę się na górnolotne i skomplikowane tłumaczenia…
EN: Trener wyobraźni?
fot. Piotr Szalony
JE: To nazwa stworzona marketingowo. Ja po prostu prowadzę warsztaty z kreatywności, uczę ludzi myśleć inaczej, abstrakcyjnie. W dobie wszechobecnych mediów elektronicznych, zaszufladkowania, daję zadania wymagające wyjścia poza utarte ścieżki, poza powtarzalność i schemat… I to się sprawdza. I daje satysfakcję.
EN: Kim jest dla pana Edward Dwurnik?
JE: Kimś ważnym. Był świetnym „ facetem”, artystą z bardzo dużym dystansem do siebie. Do sztuki podchodził jak do zadania: „ to jest mój zawód”, chcę go wykonywać dobrze i chcę z tego móc żyć. To niezbyt powszechne podejście twórców do tego co robią. Większość dopisuje do tego wielkie idee. On tak nie postępował. Jak mu się coś podobało, to podobało, a jak nie, to mówił o tym otwarcie. Sama jego sztuka nie jest mi bliska, ale podejście do procesu tworzenia już tak. I jego „ życiowe ” podejście do sztuki też.
EN: Jedna z prac, które prezentowane są na wystawie, otrzymała w zeszłym roku nagrodę…
fot. Piotr Szalony
JE: Tak, kolaż „Panorama Bydgoszczy” dostał II nagrodę na V Ogólnopolskim Biennale Malarstwa- „Królewiec w czasach Kanta. Architektura miejska – przemiany w czasie i przestrzeni”. Olsztyn 2024.
EN: Jest pan spełnionym artystą?
JE: Tak. Jestem spełnionym rzemieślnikiem. I lubię to co robię. I dlatego jestem normalny.