“Wszystko, co twoje, zostanie z tobą”
“Druga tygodniowo jesz bez apetytu, zakochana czy co, Zosiu?” – pytała Anna, gospodyni domowa.
– No, podoba mi się jeden chłopak, ale jakoś specjalnie mnie nie zauważa – szczerze przyznała Zosia. – Też studiuje, ale na równoległym kierunku. Nie wiem, co zrobić, żeby w końcu zwrócił na mnie uwagę.
– Nie rób nic, nie wypada dziewczynom pierwszym się narzucać, za moich czasów…
– Ojej, babciu Aniu, już słyszałam to milion razy, iż za waszych czasów. Ale teraz są inne czasy – odparowała Zosia, kończąc śniadanie. – Dobra, lecę, dziś mam wykład z tym naszym złośliwym profesorem, jak się spóźnię, to może choćby nie wpuścić.
– No to biegnij, biegnij – przeżegnała ją Anna i zamknęła drzwi.
Zosia pochodziła z zamożnej rodziny, od dziecka miała wszystko, czego zapragnęła. Mądrości życiowej uczyła ją babcia Anna, starsza siostra matki, która jednocześnie zajmowała się domem. Dorośli nazywali ją Anusią, ale Zosia mówiła do niej “babciu Aniu”.
Anusia miała swoje życie. Wyszła za mąż na wsi za miejscowego Wojtka – pracowitego i dobrego chłopa, ale ich małżeństwo trwało zaledwie rok. Zginął w lesie, prawdopodobnie utonął w bagnie. Szukali go długo, ale nigdy nie znaleźli. Anna została sama, choćby nie zdążyła urodzić dziecka.
Z początku chciała uciec do klasztoru, ale potem zmieniła zdanie.
– Jaka ze mnie zakonnica? Jeszcze młoda jestem, czasem kłamnę, a jak się zdenerwuję, to i mocniejsze słowo mi się wymknie. – Została więc w domu rodziców.
Jej młodsza siostra, Kasia, wyszła za mąż i wyjechała do miasta. Miała szczęście – mąż był pięć lat starszy i już pracował na wysokim stanowisku. Z czasem wybudowali ogromny dom, urodziła im się córka – Zosia. Wtedy właśnie Kasia zaproponowała Annie przeprowadzkę.
– Anusiu, przeprowadź się do nas. My z mężem pracujemy, a ty zajmiesz się Zosią, gotowaniem, ogólnie pomożesz mi w domu.
– Ojej, Kasia, z chęcią! Mój Wojtek był dobrym człowiekiem, już się wypłakałam, ale boję się, iż tu na wsi uschnę z tęsknoty. A za mąż więcej nie chcę, wciąż za nim tęsknię. Oczywiście przyjadę, wszystko w domu ogarnę.
I tak Anna zamieszkała w mieście u siostry, nazywając siebie gospodynią. Gotowała z pasją, wszyscy uwielbiali jej dania. Nie myślała o ponownym zamążpójściu, rzadko wychodziła z domu – tylko do sklepu i z powrotem. W ogrodzie sadziła kwiaty, dbała o krzewy.
Anusia kochała Zosię jak własną córkę, bo to z nią spędzała najwięcej czasu. Odprowadzała ją do szkoły, potem przyprowadzała. Żyli dobrze – Zosia miała najlepsze zabawki, najładniejsze sukienki. Nigdy nie musiała sprzątać ani podgrzewać obiadu. Wszystko robiła pulchna i mięciutka jak poduszka Anusia.
Czasem uczyła Zosię prowadzenia domu.
– Przyzwyczajaj się do pracy, Zosiu – doradzała łagodnie. – Nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie. Dzisiaj jest dobrze, a jutro może być inaczej. Najważniejsze, żebyś umiała gotować – to pierwszy atut kobiety. jeżeli włożysz w to serce, to i mężczyznę zaczarujesz. Każda kucharka ma swoje sekrety.
– Ty też masz? – spytała Zosia.
– A jakże!
Zosia zakochała się w Krzysiu – przystojnym chłopaku, który, wbrew jej przekonaniu, wcale jej nie ignorował. W szkole wszyscy wiedzą, kto skąd pochodzi, więc i o Zosi krążyły plotki, iż jest z bogatej rodziny. Krzysio – wysoki i sympatyczny – pochodził z prostej rodziny, wychowywała go tylko matka.
Rodzice niczego nie zauważyli, byli zapracowani, ale Anusia od razu wyczuła zmiany. Pewnego dnia Zosia wróciła do domu rozpromieniona i podbiegła do babci Ani:
– Lody stopniały! Dzisiaj po szkole poszliśmy na spacer, Krzysio kupił mi lody.
– Oho, cwaniak, wie, iż dziewczyny lubią słodkie – uśmiechnęła się Anusia. – No i co dalej?
– No… będziemy się spotykać – zaśmiała się Zosia.
– Młodość… Ale musisz mi go pokazać. Od razu ci powiem, czy cię wart.
– Dobra, jak trochę się poznamy, to zaproszę go do nas – obiecała Zosia.
Po jakimś czasie Krzysio przyszedł w odwiedziny. Anusia ich nakarmiła, przyglądając mu się uważnie, ale tak, żeby nie zauważył. Gdy wyszedł, Zosia podbiegła do niej podekscytowana:
– No i jak? Podoba ci się Krzysio?
– Z wyglądu niczego sobie – spokojnie odpowiedziała babcia Ania. – Ale nie dla ciebie. Ma czarną duszę. Jak tylko wszedł, zobaczył nasz dom, to mu się oczy zaiskrzyły. Zazdrosny, chciwy wzrok. Mówię ci…
– Oj, babciu, wymyślasz! To moja sprawa, z kim się spotykam – obraziła się Zosia i poszła na górę.
Anusia martwiła się, iż Zosia jej nie słucha.
– No trudno, niech się sparzy. Tylko nie chcę, żeby potem płakała gorzkimi łzami. Niech kocha, może zczasem zrozumie.
Anusia miała rację. Zosia spotykała się z Krzysiem przez cztery miesiące. Pewnego dnia z jej szkatułki zniknął złoty pierścionek. Poza Krzysiem nikogo obcego w domu nie było.
Rodzicom nic nie powiedziała, ale wyznała to Anusi.
– A nie mówiłam? To Krzysio wziął, nikt inny. Trzeba go zgłosić.
– Nie, babciu, nie róbmy tego. Rodzicom też nie mów, żeby się nie martwili. To będzie nasza tajemnica. A z Krzysiem… już wiem, o co chodzi.
Zosia jednak spytała go wprost:
– Wiem, iż wziąłeś mój pierścionek. Nikt inny nie mógł…
– O co ci chodzi, zwariowałaś?! – oburzył się. – Po co mi to? Spadaj!
I tak się rozstali, zostając wrogami. Anusia pocieszała Zosię, ale była zadowolona, iż od razu przejrzała Krzysia.
Zosia była na przedostatnim roku studiów, gdy poznała Kamila. Spotkali się na urodzinach koleżanki, Oli. Spodobali sobie i zaczęli się spotykać.
– Zosiu, nie zapraszaj go od razu do domu. Wtedy zobaczysz, czy jest tak