„The Royal Hotel” – gdy cisza między słowami mówi więcej niż krzyki (z feministycznej perspektywy)

seksdylematy.blog 5 godzin temu

Kiedy siadałam do seansu The Royal Hotel, wiedziałam, iż to nie będzie łatwy film – wiedziałam, iż nie ma być „przyjemny”. Ale nie sądziłam, iż poczuję się jakbym obserwowała coś znajomego: mikroagresje, niedopowiedziane groźby, niewidzialne granice, które przekracza się bez pytania. Z Julią Garner w roli głównej i w reżyserii Kitty Green, film staje się lustrem – czasem boleśnie ostrym – kobiecej codzienności w świecie zdominowanym przez męską narrację.


1. Wstęp: kontekst feministyczny

Kitty Green już wcześniej udowodniła, iż umie poruszać tematy przemocy (symbolicznej i realnej) wobec kobiet – jej The Assistant mówił o mobbingu i molestowaniu w środowisku pracy. W The Royal Hotel przenosi narrację w bardziej odludne miejsca, ale problem pozostaje: co znaczy być kobietą w przestrzeni, która z natury nie zapewnia bezpieczeństwa? Film inspirowany jest dokumentem Hotel Coolgardie z 2016 roku, który opisywał realne doświadczenie kobiet pracujących w odległym pubie australijskim.

To, co interesuje Green – i co sprawia, iż film przemawia feministycznie – to nie spektakularna akcja, ale napięcie; nie dramatyczne wybuchy, ale długotrwałe obciążenia: psychiczne, emocjonalne, granice wyczerpania.


2. Fabularne ramy (bez spoilerów)

Hanna (Julia Garner) i Liv (Jessica Henwick) to dwie przyjaciółki-podróżniczki, które błądzą po Australii jako backpackerki. Gdy kończy im się gotówka, decydują się na tymczasową pracę w pubie The Royal Hotel w odludnej, męskiej społeczności. Tam spotykają lokalnych gości, którzy często traktują je – mniej lub bardziej jawnie – jako obiekty. Codzienne komentarze, „uprzejme” zaczepki, sugestie, iż mają się uśmiechać, iż „trochę swobody nie zaszkodzi” – wszystko to staje się słupami nośnymi napięcia.

Hanna i Liv przyjmują odmienną strategię przetrwania: Liv próbuje grać konwenansami, dostosowywać się, by unikać konfrontacji; Hanna buntuje się milcząco, ale konsekwentnie – próbuje wyznaczać granice. I wtedy przestrzeń staje się pułapką – bo co, jeżeli męska „uprzejmość” ma ukrytą ostrą krawędź?

W połowie filmu zaczyna się eskalacja – i choć finał bywa krytykowany za nieco utratę wytrzymałości narracyjnej, to sam proces narastania napięcia jest dla widza (a szczególnie widzki) bolesnym doświadczeniem.


3. Kobiece spojrzenie – co w filmie rezonuje?

a) Widzialność niewidzialnych granic

To, co mnie najbardziej poruszyło jako kobiety – to momenty, które pozornie wydają się błahe: sugestia, iż „dodaj sobie uśmiech”, iż „to tylko żart”, iż „wszyscy się tak bawią”. Kobiety często muszą balansować między byciem uprzejmą, niechceniem być postrzeganą jako agresywna, a jednocześnie stawiać opór. Film pokazuje, iż ta gra balansowania jest wyczerpująca – i to właśnie te niewypowiedziane granice okazały się dla mnie najbardziej dramatyczne.

b) Różnice w strategiach przetrwania

Liv bierze na siebie rolę „zgadzającej się” – adaptuje się, żeby uniknąć konfrontacji. Hanna stara się nie iść na kompromisy, choć koszt jest wysoki. To dylemat, który znamy z wielu realnych historii kobiet: kiedy się poddać, kiedy walczyć, kiedy wycofać się. Obie drogi mają swoje koszty.

c) Izolacja jako narzędzie opresji

Odludna lokalizacja, brak kontaktu ze światem, ograniczone wyjścia – Green wykorzystuje przestrzeń jako metaforę: im dalej od centrum, tym częściej struktury patriarchatu zostają bezkarne. W takich warunkach kobieta traci wsparcie – a samotność staje się rodzajem przymusu.

d) Głos, który jest tłumiony

Film pokazuje, jak trudno być słyszaną, kiedy ludzie nie chcą słuchać. Hanna i Liv doświadczają sytuacji, gdzie ich protesty, oburzenie czy wycofanie są tłumione albo obrócone przeciw nim. Głośność kobiecego sprzeciwu staje się problemem – bo system (lokalne środowisko) nie zna innej opcji poza utrzymaniem status quo.


4. Siła Julii Garner i Jessica Henwick

Julia Garner (jako Hanna) nie udaje bohaterki idealnej – jej bohaterka jest zmęczona, czasem zdezorientowana, czasem przerażona. A jednak w tym „niedystrybuowanym” bohaterstwie tkwi siła: autentyczność, która przemawia do mnie jako widzki. Jessica Henwick jako Liv wprowadza konflikt wewnętrzny: adaptacja kontra bunt, i to, czy „przystosować się” naprawdę oznacza przetrwać. Obie aktorki – według krytyków – są przekonujące i poruszające.


5. Krytyka i zastrzeżenia

Nie będę ukrywać – film nie jest idealny. Krytycy zwracają uwagę, iż napięcie słabnie pod koniec, iż decyzje bohaterów bywają trudne do uzasadnienia, iż finał jest momentami „za bardzo filmowy”. Dla feministycznej recepcji istotne jest też pytanie: czy film nie wpada w pułapkę dramy „kobiety w opresji” bez dostarczenia rzeczywistych narzędzi wyjścia? Czy pewne momenty nie marginalizują ofiary, stawiając ją w roli biernej obserwatorki?

Jednak mimo tych zastrzeżeń, The Royal Hotel robi coś ważnego: wyciąga z cienia codzienne doświadczenia kobiet i stawia je w centrum narracji.


6. Dlaczego warto – i dla kogo

Jeśli jesteś kobietą, która choć raz czuła się „ugrzeczniona”, „zmarginalizowana”, „zniewolona uprzejmością” – ten film Cię poruszy. jeżeli zależy Ci na produkcji, która mówi o systemie męskości – ale przez drobne gesty, milczenia i napięcia – The Royal Hotel to propozycja, której nie da się zignorować.

To też film dla tych, którzy myślą, iż „gorsze” filmy feministyczne muszą być jednowymiarowe – tutaj kobiecość jest rozpięta między reaktancją, milczeniem a bólem, a siła to nie tylko walka – to też opór codzienny.

Wilczyca

Idź do oryginalnego materiału