The Floor – recenzja gry planszowej. Państwa-miasta na sterydach

popkulturowcy.pl 1 dzień temu

Dwa lata temu w Holandii zadebiutował nowy teleturniej – The Floor. Rok później światło dzienne ujrzała jego amerykańska wersja, a w tej chwili w TV możemy oglądać już 4. sezon naszej rodzimej adaptacji. Świat oszalał na punkcie walki o podłogę na tyle, iż postanowiono przenieść wrażenia z programu na… grę planszową.

Jako iż mamy do czynienia z grą na licencji, zacznijmy od zasad programu. 100 uczestników z przypisaną do siebie kategorią rywalizuje ze sobą na podłodze składającej się ze 100 pól. Uczestnicy wyzywają swoich sąsiadów na pojedynek w danej kategorii, gdzie najczęściej będą musieli mówić na zmianę, co znajduje się na kolejnych wyświetlanych obrazkach. jeżeli więc uczestnik wyzwie innego uczestnika w kategorii Aktorzy, na ekranie będą wyświetlane facjaty aktorów. jeżeli będzie to kategoria Rzeczy w torebce, będą to rzeczy typu szminka, telefon czy portfel. Pojedynek przegrywa ten gracz, któremu skończy się czas, a wygrany przejmuje jego kawałek podłogi. Gra toczy się, aż na tytułowej podłodze zostanie tylko jeden zawodnik.

Jak sprawdza się domowa wersja The Floor? Mam niezbyt sympatyczne doświadczenia z grami na licencji. Już sama ta fraza – na licencji – u wielu planszówkowiczów wywołuje dreszcze. Tutaj muszę jednak przyznać, iż tytuł jest niezwykle udany, choć nie obyło się bez kilku wad. Otwierając pudełko z grą, znajdziemy instrukcję, dobrze znaną z programu podłogę w postaci planszy 5×5, 125 żetonów uczestników w 5 kolorach, 100 dwustronnych kart kategorii oraz po 23 karty wyzywającego i wyzwanego, zawierające litery alfabetu. Poza tym – bardzo kiepskiej jakości insert, co dziwi przy takiej cenie gry, ale o tym później.

Rozgrywka nieco różni się w zależności od liczby graczy. Od razu wam powiem, iż prawdziwe mięsko znajdziecie w wariancie powyżej 2 graczy. Gra w duecie też jest okej, ale dość gwałtownie się nudzi, dlatego przyjrzymy się wariantowi 3-osobowemu. Na początku gry, każdy uczestnik wybiera swój kolor, a następnie dostaje 9 kart kategorii. Wybiera jedną z nich, kładzie obok siebie, a pozostałe przekazuje kolejnej osobie. Czynność powtarzamy, aż na ręce zostanie 1 karta i odkładamy ją do pudełka. Rozstawiamy swoje żetony i kategorie według wzoru z instrukcji z pozostawieniem zaznaczonego białym kolorem pola pustym.

Gra składa się z 3 rund i finału. W rundzie każdy gracz wyzywa na pojedynek jednego ze swoich oponentów, a następnie mierzą się w kategorii wyzwanego. A jak wygląda sam pojedynek? Ano nie będzie wyświetlania obrazków, lecz… wymyślanie. Wpierw jednak odpalamy urządzenie z dedykowaną stroną dla gry z licznikiem czasu oraz kultową, stresogenną muzyczką z cykaniem zegara i ustawiamy je pomiędzy uczestników pojedynku. Dostają oni również talię: wyzwanego i wyzywającego. Pojedynek rozpoczyna wyzywający – uruchamia zegar, a następnie ciągnie pierwszą kartę ze swojej talii i musi jak najszybciej podać hasło w kategorii pojedynku na wylosowaną literę.

Dla przykładu, gdy wyciągniemy kartę z literką J, a kategoria pojedynku to Aktorzy, możemy powiedzieć Jack Nicholson albo Arkadiusz Jakubik. Po poprawnej odpowiedzi odklikujemy swoje pole w aplikacji, zatrzymując swój licznik czasu i uruchamiając licznik przeciwnika. Teraz on wyciąga kartę i musi podać hasło w danej kategorii na wylosowaną literkę. W przypadku braku pomysłu, można powiedzieć pas, odczekać sekundę i wylosować kolejną kartę. Tak jak w telewizyjnym pierwowzorze, gracze mają po 45 sekund, a przegrywa ten, któremu skończy się czas. Wygrany przejmuje pole przeciwnika, a w roli wyzywającego staje kolejny gracz. Po każdej rundzie, sprawdzamy kto jest właścicielem największego pola – ten gracz dobiera trzy karty kategorii i kładzie jedną z nich na polu Finał.

Finał rozgrywamy po 3 rundach. Szeregujemy graczy według ilości ich pól na planszy, a ten z najwyższą pozycją w rankingu jako pierwszy wybiera jedną z kart kategorii znajdujących się na polu Finał. Następnie wyboru dokonują kolejni gracze zgodnie z kolejnością w rankingu, aż każdy – z wyjątkiem gracza z najniższą pozycją – będzie miał przypisaną kategorię. Ostatnią kategorię należy odłożyć na stos kart odrzuconych. Gracz z najniższą pozycją wyzywa na pojedynek gracza będącego bezpośrednio przed nim w rankingu. Pojedynek rozgrywa się w kategorii wyzwanego. Zwycięzca tego starcia rzuca wyzwanie kolejnemu, wyżej uplasowanemu rywalowi i mierzy się z nim w jego kategorii. Proces ten trwa do momentu, aż wyzwany zostanie gracz zajmujący pierwsze miejsce. Zwycięzca ostatniego finałowego pojedynku wygrywa całą grę.

Wersja planszowa The Floor jest fenomenalnym przeniesieniem uwielbianego teleturnieju do domowego zacisza. Przy tym jest też o wiele, wiele trudniejsza niż oryginał, bo umówmy się – znacznie ciężej jest pod presją czasu wymyślić coś na daną literę, niż nazwać rzecz/osobę na obrazku. A jak już pierwszy raz powie się pas, ciężko wrócić na dobrą ścieżkę, oj ciężko… Gra, jak wspomniałem, dość gwałtownie się nudzi w duecie. jeżeli chcecie doświadczyć najlepszej strony tego tytułu, +3 graczy to mus. Podoba mi się bardzo to, jak twórcy sprytnie obmyślili sobie rundę finałową. choćby jeżeli nie pójdzie ci dobrze w pierwszych trzech rundach, wciąż masz szanse na zwycięstwo, tylko musisz wygrać kilka pojedynków z rzędu. Jak dla mnie świetna zasada w duchu gry. Dodatkowo, The Floor cechuje spora regrywalność. 200 kategorii i specyfika zgadywania zapewniają, iż gra nie znudzi się zbyt szybko, a dodatkowo każdy znajdzie tu coś dla siebie – zarówno dorosły, jak i młodziak.

Największy minus to chyba cena tej planszówki. Mimo sporego funu, jaki dostarczyło mi The Floor, kwotę 120-140 złotych uważam za sporą przesadę. Insert to zwykła, najtańsza i bardzo łatwa do zepsucia tekturka, bardzo mało estetyczna. Mamy sporo kart i tekturowych żetonów, planszę i… to tyle. Wydaje się więc, iż gdyby nie licencja popularnego programu, gra spokojnie mogłaby kosztować 4-5 dyszek mniej. Problemem, choć rzadkim, jest też sama apka, a adekwatnie strona internetowa z czasomierzem i rozwiązanie tapowania w telefon. Tapnięcia mają to do siebie, iż czasami ekran ich nie czyta, a w grze, gdzie najważniejsze jest jak najszybsze odpowiadanie, ma to kolosalne znaczenie.

Mimo tych wad, z czystym sumieniem polecam The Floor. Bawiłem się przy tym tytule wyśmienicie, a jako umiarkowany fan programu, mogłem się poczuć trochę jak jego uczestnik. Państwa-miasta na sterydach zdecydowanie nie jest tu ujmą, a wielką pochwałą. choćby jeżeli zakupicie grę bez żadnych promocji, nie powinniście żałować i będzie ona wam towarzyszyć przez długi czas.

Idź do oryginalnego materiału