Kiedyś robiłam mielone "na oko", trochę bułki, trochę mleka, jajko, mięso i jakoś szło. Ale przyznam — nie zawsze były takie, jak powinny. Aż któregoś dnia u teściowej usłyszałam, iż zamiast bułki dodaje coś zupełnie innego. Od tamtej pory moje kotlety mielone zupełnie się zmieniły. Co lepsze, polubiły je choćby moje córki.