Teściowa zajrzała do garnka i oniemiała z przerażenia

newsempire24.com 2 dni temu

Teściowa zajrzała do garnka i aż krzyknęła z przerażenia

Maria Nowak obudziła się o świcie i, jak co dzień, udała się do kuchni swojego domu na przedmieściach Poznania. Ku jej zaskoczeniu, przy kuchence już krzątała się synowa.

— Dzień dobry — uśmiechnęła się Kasia, mieszając coś w garnku.

— Dzień dobry — burknęła Maria, marszcząc nos. — Co tam gotujesz?

— Barszcz — odparła synowa, nie odrywając się od roboty. — Krzysiek uwielbia go.

— Barszcz? — teściowa z niedowierzaniem przywąchała powietrze. — Czy barszcz tak powinien pachnieć?

— A jak ma pachnieć? — Kasia wzruszyła ramionami, przykryła garnek i wyszła z kuchni.

Maria, nie tracąc ani chwili, podbiegła do kuchenki, zerwała pokrywkę i zajrzała do środka. To, co zobaczyła, sprawiło, iż aż krzyknęła z obrzydzenia.

— Co to za paskudztwo? — mruknęła, cofając się jak od trucizny.

Kasia wróciła z talerzami i, widząc reakcję teściowej, spokojnie wytłumaczyła:

— Barszcz, pani Mario. Warzywa z naszego ogródka — świeże, prosto z grządki. Gdy gotuje się z własnych plonów, to jak święto.

— Święto? — prychnęła Maria, krzyżując ręce. — Ten wasz ogród to sama harówka! Tracić czas na pielenie, gdy wszystko można kupić w sklepie? Nie rozumiem was.

— A mnie to sprawia przyjemność — odparła łagodnie Kasia, nalewając barszcz do talerzy. Zapach buraków, kapusty i ziół wypełnił kuchnię. — Ziemia daje tyle siły, gdy się z nią pracuje.

— Siły? — Maria przewróciła oczami. — To zabawa dla tych, którzy nie mają prawdziwych obowiązków. Normalni ludzie… — Urwała, widząc, iż Kasia tylko się uśmiecha, jakby nie słyszała jej złośliwości. — I dla kiego tyle uwarzylaś?

— Dla nas — odpowiedziała synowa. — Na kilka dni. Krzysiek zawsze prosi o dokładkę.

Maria dramatycznie odsunęła się, jakby od zapachu zrobiło jej się niedobrze.

— Ja tego jeść nie będę! — oświadczyła z patosem. — Sam zapach mnie odrzuca! Co ty tam namieszałaś?

Kasia westchnęła, starając się nie patrzeć na teściową. Kątem oka zauważyła, jak jej mąż Krzysiek, który właśnie wszedł do kuchni, napięty, obserwuje tę scenę, ale milczy.

Maria nie mogła pojąć, co się stało z jej synem. Jeszcze dwa lata temu Krzysiek był miejskim chłopakiem, obiecującym informatykiem. Chodzili razem na wystawy, omawiali nowe restauracje, marzyli o jego karierze. A teraz — ta wiejska sielanka, ogródek, ta prosta Kasia! Samo jej imię wywoływało u teściowej dreszcz irytacji.

Krzysiek zawsze był świetną partią — wysoki, inteligentny, przystojny. Ile dziewczyn z dobrych rodzin za nim wzdychało! Dlaczego wybrał tę wiejską dziewuchę i ten dom na odludziu? Maria wciąż miała nadzieję, iż syn się “wybije” i wróci do miasta, do normalnego życia. Ale czas mijał, a Krzysiek coraz bardziej wciągał się w tę “wiejską idyllę”.

Postanowiła działać. Zaproszenie na obiad od Kasi było idealnym pretekstem. Teściowa uknuła plan: przypomnieć synowi, kim jest, i wyrwać go z tej głuszy, póki nie jest za późno.

Krzysiek wszedł do kuchni, objął żonę i zwrócił się do matki:

— Mamo, spróbuj barszczu. Kasia gotuje go wyśmienicie!

— Krzysiek, wiesz przecież, iż ja i twój ojciec nigdy nie jadaliśmy tych wiejskich zup — odparła Maria, machając ręką. — Pamiętam, jak sam w dzieciństwie krzywiłeś się na barszcz, mówiłeś, iż to jedzenie dla staruch.

Kasia nie mogła powstrzymać uśmiechu, wyobrażając sobie małego Krzyśka, kręcącego nosem nad talerzem. Teraz jej mąż był dojrzałym mężczyzną, a jego gusta wyraźnie się zmieniły.

— Mamo, czasy się zmieniają — uśmiechnął się. — Barszcz Kasi to arcydzieło. Spróbuj, nie pożałujesz.

— Arcydzieło? — Maria aż sapnęła z oburzenia. — Krzysiek, ty nazywasz garnek z burakami arcydziełem? Prawdziwe arcydzieła to teatry, galerie, a nie to… warzywo!

Kasia starała się ignorować słowa teściowej, ale coś w niej zabolało. Wiedziała, iż dla Marii jest tylko wiejską gospodynią, niegodną jej syna. A tak bardzo chciała, by teściowa choć raz doceniła jej starania.

— Mamo, przestań — stanowczo powiedział Krzysiek. — Kasia wiele dla nas robi. Jesteśmy szczęśliwi i to się liczy.

— Szczęśliwi? — Maria zacisnęła usta. — Zobaczymy, jak długo. Ty jesteś człowiekiem miasta, Krzysiek. Miasto cię woła, a ta twoja… wiejska egzystencja to tylko kaprys. Jeszcze wspomnisz moje słowa.

Krzysiek spojrzał na matkę z wyrzutem:

— Jestem dorosły, mamo. Ja i Kasia wybraliśmy to życie i nie żałuję.

— Na razie nie żałujesz — rzuciła Maria wyzywająco. — Ale zapomniałeś, czym jest prawdziwe życie. Ta twoja Kasia zaczarowała cię swoimi grządkami, ale to nie potrwa długo.

Kasia nie wytrzymała:

— Pani Mario, co jest złego w naszym życiu? Nikomu nie przeszkadzamy. Krzysiek jest zadowolony, czy pani nie cieszy się jego szczęściem?

— Cieszyć się? — Maria wybuchnęła. — Widzę, jak ciągniesz mojego syna w tę głusz, z dala od cywilizacji! Tobie to na rękę, by go tu trzymać. Jeszcze dziecko urodzisz, żeby go całkiem przywiązać!

Kasia zastygła, poruszona okrucieństwem tych słów. Krzysiek wstał, jego oczy stały się ciemniejsze:

— Mamo, przekroczyłaś granice.

Maria nie ustępowała:

— Mówię prawdę, synu. Nie możesz wiecznie żyć w tej izolacji. Powiedz, jak ty, mieszczuch, możesz cieszyć się tymi grządkami i zupami?

Krzysiek nagle się uśmiechnął:

— Wiesz, mamo, byłem miejski, bo nie znałem niczego innego. Kasia pokazała mi nowe życie i podoba mi się ono.

Maria prychnęła, ale nie sprzeczała się dalej. Zrozumiała, iż jej plan się nie powiódł, ale w głowie już kiełkował nowy. Nie zamierzała się poddawać.

Gdy teściowa odjechała, Kasia długo siedziała w kuchni,— No i co, zjemy ten barszcz? — zapytał Krzysiek, biorąc ją za rękę, a w jego głosie brzmiała taka pewność, iż Kasia znów poczuła, iż ich świat, choć tak mały, jest całym ich szczęściem.

Idź do oryginalnego materiału