Żegnaj, droga teściowa
No to znowu jazda nasz?! Jadwiga Nowak zanim pociągnęła kremowe ciastka z rozsypanką kolorową, zaczęła je porządnie rozdzielać na talerzykach. Czy chceć herbatę, czy mojego rumu szlachetnego?
Maminko, rum rano? Zosia wzruszyła ramionami, ale jej oczy błyskotały ciekawością. No ale chyba kropelka, skoro tak się święci.
Jakże nie święci Jadwiga z euforii zamachała ramionami, jakby podkreślała wagę uroczystości. Gdzieś pół roku nie widziałam mojej córeczki!
Paweł, stojąc przy oknie, wzruszył oczyma, ale szczęśliwie żona i teściowa tego nie zauważyły. Od rana, od pokazania się białej linii, ta niedługa przemarsz po linii Warszawa-Ciechanów przebiegł tuż przy niej też on miał w tym swojej robotę, obowiązki małżeńskie. Jadwiga spotykała ich jak wywołanych duchów, jakby powroty córy z mężem były jakimś razem spiętym rzutem. Uściski, całunki, wołanie, gniewne walto-paradko…
Mamo, przyniosłam dla ciebie interesujące rzeczy Zosia zaczęła przeszukiwać torbę.
Noka, noka, daj się obejc. Jak ta siunik, Paweł? rzucała w stronę męża Jadwiga.
Karmię, co do grubej, co do grubej. Trzy razy raz dziennie, jak należycie zegarmistrzowi.
Żartowniś! Jadwiga wskoczyła jak ryba i machnęła palcem w stronę Pawła. A sam to, zdrowy jak rogal. No ale, skoro mąż lubi, to rum!
Weszła do kuchni, by wygrzebać z lodówki domowy rum, a za tym, Zosia, chyba nie od dawna? Odstawiając się do męża i szepcząc do jego ucha:
Pawełeczku, chyba teraz nie zaczynaj, co? Tylko tydzień, dożyj…
Tylko tydzień? Paweł aż się przerwał. Mówiliśmy o tych weekendach. Jeszcze dziś sobota, jutro niedziela, i все, do Warszawy.
Szkoda, ale mama to… już długo czeka, tak wiele z dnia, jej oczy przypominały lejące się mięso. Tyż ty może z ciebie potrzeby zrobić zdalne, sam mówiłeś.
Paweł westchnął. Znał takie potknięcia. Zosia, w wielu czasach miła, ulężliwa, ale kiedy zaczynają się teścine rozmowy… Sytuacja się wygina.
Minko, może i chcę, ale ta nasza plan jest inny, z głębokim głosem wyruszył Kazimierz, teściu Zosi. Prawdę mówiąc, Pawełek, wypływał na łowienie, idź ze mną!
Paweł od razu podszedł i z ucieczki od teściowej, i po to, by chwile spędzić z Kazimierzem, jakby był z tą Jadwigą zupełnie inny, prostszy typ człowieka.
Będzie mi on okazja! Tym razem był teraz taki, jakby sam się wybierał.
Oj, cóż za łowienie?! Jadwiga z rymkami i rumem przyszła, jakby kogoś sprowadzała. Nim były nowa, od diety czekali!
Mamo, najlepsze wypoczynek to zmiana rzeczywistości, Kazimierz odpowiedział zatwardzonym tonem. Jak zejdziemy za godzinę, Zosia zaprowadzi cię tam, a my wrócimy do obiadu, jakby to był gilę.
Paweł choćby nie marzył, iż mógłby tak podziękować Kazimierzowi. Ale jakby to wiedział, to lepiej by pożywiał się, myśląc racji co?
No to nie, mato, po myśli być, a potem idź gdzie chcesz, płnok lub co Jadwiga rozstawiała już rymki, jakby rytmistyczną sekcję.
Wszystko, mato, rządz się bez mnie, Kazimierz westchnął i tak samo powiedział do Pawła. Rajd, kochanek, przeżyjemy tempa.
Usiedli przy okrągłym stole, przygotowanym w cięślej, ale białej czystości, jakby kogoś serdecznie przygarniano. Paweł starał się uśmiechać, ale z każdą chwilą to przyszło mu coraz trudniej.
A pamiętać, córeczko, jak w piątym klasie wiersz uczniujący z języka? Jadwiga zaczęła recytować, jakby była tym choreografem.
Mato, no więc pamiętam, Zosia uśmiechnęła się, jakby była z tym zadowolona. I pierwsze miejsce choćby zostało…
Nie pierwsze, tylko drugie! Jadwiga natychmiast poprawiła. Pierwsze wcale z tego Wilka, bo jego mama była szefem szkoły.
Zaczął się końcowy rozdział pomyślał Paweł, łyknął rumu, jakby szukał chęci. Myślał sobie, jak zawsze, do dziesiątki, jak kiedyś mówił mu Gość, szef z uczelni, o małżeńskich kłamstwach.
Jadwiga tymczasem przeszła do bardziej osobistego księgo:
A jak w szkole wyższej uczyłaś się, to zapamiętała moją podkrewnościowe sukienkę? Fioletową, z falbanami?
Pamiętam, mato Zosia pokazała Approval. I jaką taką białą swetr, wysewany…
Biała? To krem, żabką! Jędą pawia raz jeszcze. Ty, córeczko, może już zapomniałaś czegoś, płnok jak Warszawa zasienisz.
Paweł liczył wtedy też do dwudziestu, ale nic to nie zmieniało. Zauważył, iż Kazimierz jakby z ukrycia podjął gazetę, jakby ukrywał się od wszystkiego, ale gazeta była raz zwrócona do niego niewłaściwie, jakby był przystępny.
A cóż, jak dzieci z ciebie będą? Jadwiga nagle powiedziała, jakby nikt nie mógł się盼望它的到来. Paweł nagle aż zafundował się w gardełku.
Mato, to już mówiłam… Zosia zakłuła rumu, jakby to była zła rana. Najpierw chcemy się uspokoić, kupić większy apartament…
Niby kiedy i jak zaczynaliśmy?! Jadwiga zgrymoniła, jakby była wrogo do tych kwestii. Zacznijmy od przyjścia, a potem już dzieci, a czas? Nigdy indziej się nie narodzi!
Warto czasem czekać Paweł nagle wtrącił, jakby z nieoczekiwanej chęci.
Ale to dla ciebie, czlowieku! Wy, mężczyzn, można przez sześćdziesiąt lata piateć w świat… Jadwiga rzuciła myśli, jakby była źródłem gniewu.
Zosia ma tylko dwadzieścia siedem lat Paweł odpowiedział z chłodnością. U nas jeszcze bardzo dużo czasu.
Dużo czasu? Jadwiga aż rzucała się rękami, jakby zdradziła oczekiwanie. Ja to w jej wieku już dawno córeczką była! Zosiu miała trzy lata, kiedy mi dwadzieścia osiem urodziło się!
Paweł chciał zapisać, iż oni razem mogą iść w tym tytule, ale Kazimierz z rogu gazety wywalil:
No to, Pawełek, chodź do wody, a oni sobie wyŜywowani za domem, a ty się輩 tatkiem…
Cóż dokładnie! Jadwiga podjęła, jakby była za sprawą. Chodź, chodź! A my z Zosią z istotną rozmową.
Stali z zewnątrz, jakby byli jak rzeka i nadmorska falowienie. Paweł zauważył, jak Zosia patrzyła na niego z błękitem. Ale choćby nie dostał jej Jadwiga była jak burzchata grom zobaczyła, co on nie potrafił.
Za zewnątrz było czyste i cicho. Paweł wziął zadowolony odór powietrza.
Nie stając się z tym zbyt dobrej sercu Kazimierz powiedział, jakby był z kimś razem. Oni wszyscy mię, nie tylko ty.
No, powiedz, jak to się ma z wami? Paweł menacheł się, jakby był z tą sytuacją.
Nic, Kazimierz wzruszył ramionami. Jak chcą, to uchodzę do warsztatu, na łowienie, w las… Ona swoje, ja swoje. Już taki rytm, od trzydziestu roku.
Trzydzieści roku? Paweł aż załamał się. I wy… cały ten czas?
No cóż Kazimierz z filozofią mrugnął. Ale czy bez tego, to córeczko, to smaczni borszcz i czysty dom. Charakter? Czego nie ma to nie jest.
Do obiadu faktycznie wrócili, jak Kazimierz zapowiadał. przyniosł kilka małych окунنى, jakby nie był zbyt zadowolony z tego łowienia, ale Jadwiza była wciąż skrytykowska.
To i tylko? spojrzała jakby z przesadnym dystansem. Myślałam, iż przynioszysz choćby na zupę! A to? Jedna sztuszka dla kota.
Na pieczone, wystarczy Kazimierz wybuchał klasyczną pewności. Ile nam się tego potrzeba?
Paweł zauważył, jak Zosia zmieniła się w nich. Wyglądała jakby mniej zrozumiała, jej ramiona spadały, a w oczach widać było jakby jakąś przemoc. Tak, przeżywanie przez trzydzieści lat… ? straszne pomyślał.
Za obiad Jadwiga zdecydowała, iż im pokaże nowe zmiany w domu. Wgłównnim zakresie dotyczyły przestawiania mebli, nowych zaswej i kwiaty, ale Jadwiga mówiła o tym, jakby była to wielka konkluzja.
Widzisz, Zosiu, teraz serwant do tego, telewizor w ten przypływ kotłowniowy. Dużo wygodniejszy i nowoczesne, cóż na to?
Zosia skinęła, a Paweł patrzył na okno, gdzie Kazimierz jakby w dalekim sękach grzebał znalezienie sobie nowego tereńskiej uloty dla Jadwigi.
Za wieczorem Jadwiga podchwyciła kolejny posiłek, jeszcze stroniasty niż obiad. Na stole było ogórki, pomidory, grzybki, słoik z sardynkami i, oczywiście, borszcz to, co Jadwiga nazywała jej wyrokiem w kuchni.
Pawłku, co to nie jedziesz? Jadwiga przysunęła mu borszcz. To chyba wszystko fliptaug i工業produkty?
Skąd, Jadwigo, mamy normalnie jeść Paweł roztaczał się, jakby był z tego zaznany. Zosia świetnie coś gotuje.
Jakże świetnie, nauczyła się od mnie Jadwiga wskoczyła jakby z dumy. Choć się nie mogę zrozumieć, jak to ma czas. Całość na prace, jakby tak dalej pracowała…
To kolejna sekrecja Paweł zauważył, jak Zosia patrzy na go z błękitem. Rozumiał, iż czasem warto umykać.
Nocą, leżąc na świętych książkach, też tak mówili jak dwaj uczniowie.
Przepraszam Zosia powiedziała cicho, jakby to była sekrecja.
Nikt nie wie, Paweł ją objął. Kazimierz obiecał, iż jutro z nami do jeziorka, mówi, iż tam pięknie i fajnie łowienie.
jeżeli kobieta pozwoli… Zosia westchnęła.
No to sprawdzać nie będziemy Paweł mrugnął. Po prostu idziemy, jak tylko teniat.
Rano ich plan sobie zawalił. Już mieli wychodzić, kiedy na próg przyszła Jadwiga w jakimś fioletowym brudnym kitce.
Skąd macie tak wcześnie? groźnie spytała.
Na jeziorka, łowienie, Kazimierz powiedział jak kierowca do tej قضمة.
Co z tobą, Jane? Ja tu zostaję sama? Zosia dopiero przyjechała, a już z mamy ucieka!
Mamo, to nie uciekam… Zosia wstydziła się, jakby robiła coś po prostu złe. My tylko na chwilę…
Na chwilę! To jak znam te wasze na chwilę! Uciekacie cały dzień, a ja siedzę jak w natrętnym miejscu. Nie, Zosiu zostaje, mam coś ważnego. A wy, kobiety, idźcie, jak dyszycie tak nazywacie!
Paweł spojrzał na Zosię, za uśmiechnięcia pokiwała zdam się, zdam się, i jakby była z LoL jako graczką. Paweł z poczuciem niepewności zauważył, jak Kazimierz go przytaknął i wywalili w koszu.
Dzień na jeziorku przemknął niespodziewanie szybko. Naprawdę złapali rybę znacznie więcej niż pierwszy raz. Kazimierz okazał się interesującym rozmówcą, bez podziału, racjonalny, czasami śmieszny. Paweł choćby poczuł, iż szkoda, iż wcześniej mało rozmawiał z teściowym.
Skąd wy nie zostajecie tu? Paweł spytał, jakby był z ukryciem interes. Moglibyście z nami w Warszawie…
Co za? zaskoczył się Kazimierz. Tu jest mi znane. Na emeryturze pstrażem, łowienie, a Jana… to ona taki charakter. To nie zło, tylko tak właśnie potrafi.
Paweł wzruszył nie mógł zrozumieć takiego uznania.
Powrót do domu zaprowadził do czegoś dziwnego: Zosia siedziała na kanapie, jakby służyła olbrzymskie łzy, a Jadwiga w kuchni gadała, jakby była w warsztacie z narzędziami.
Co się wydarzyło? Paweł ruszył do żony.
Nic Zosia wytarła łzy. Po prostu мама… Jak zawsze…
Znowu dzieci? Paweł przypuszczał.
Zosia pokręciła głową.
Może jednak uciekniemy jutro? cicho zaproponował. Powiedzmy, iż w pracy coś bardzo pilnego…
Nie Zosia pokręciła. To będzie gorsze. Będzie się ścinała i przez całe życie mi o tym przypominała.
Paweł westchnął znał, iż wiedziała prawdę.
Wieczorem tego dnia wszystko zmieniło się w sekundę.
Siedzieli za kolacją, a Jadwiga znów wszystko krytykowała młodych, rządu, sąsiadów i, oczywiście, samej córy i teściowego. Paweł liczył od stu, ale nic to nie poprawiało.
A вот у соседki Wilki Jadwiga z głosem znów rzuciła, córka dwie rodziny ma! I nie żali się, iż mała apartament czy czasu!
Mato, ja nie żałuję Zosia powiedziała z męczą.
No, jakże nie Jadwiga pogrymoniła. U ciebie zawsze są odwagi! Cokolwiek, co czegoś… Ale to po prostu nie chcycie dzieci, egoistkowie!
Jadwigo Paweł poczuł, jakby jego cierpliwość kończyła się. My sami zdecydujemy kiedy będziemy mieli dzieci.
Zdecydujemy! Jadwiga,podrywając cięcie wieści, powtórzyła. A o mnie kogo myślicie?! Ja tu nie młoda, chcę dzieci! Dotrzymać im, zanim się zmniejszę!
Mamo Zosia zaczęła mieć zmywania łez. Ja nie mogę…
Co nie mogę? Jadwiga podniosła głos, jakby była z rzeczywistą siłą. Każdy może… ale ty nie!? Czy to ty nie chcesz, czy ten благоверный?
Posłów Paweł wstał, jakby miał wyjść na później. My z Zosią dwa lata próbujemy mieć dziecko. Idziemy do doktorów, badania, procedury… Nie możemy jeszcze, rozumiesz? Nie jeszcze!
Wszędzie cisza. Jadwiga zastygła z otwartym uchem, Kazimierz przestał jeść, a Zosia schowała twarz do rąk.
Dlaczego… dlaczego nie powiedziałaś? Jadwiga skierowała do córy, a głos jej były nagle bardzo cichy.
Bo ty tylko ją wplatajesz! Paweł nie wytrzymał. U wszystkich dzieci, u was nie, Czas idzie, W moje czas… Jak to jej boli, gdy kółko zawodzi? A ty jeszcze oliwy do ognia addsz!
Pawłku Zosia próbowała zapobiec, ale on już nie mógł.
Nie, niech wie! Niech wie, iż ty płaczysz po każdej rozmowie z nią! Że wszystko się pogarsza przez stres! Że doktorzy mówią rozłaczmy się, nie przemyslujmy, a jak to się nie da, kiedy cię ciągle o to też wspomina?!
Początek był ciężki. Jadwiga zwaliła się na krzesło, jej twarz zaczęła się winić o wpływy.
Ja… nie wiedziałam cicho powiedziała. Zosiu, dlaczego milczałaś?
Bo nie chciałam, żebyście walto-paradko Zosia westchnęła. Myślałam, może wszystko się porządkuje…
A porządkuje! nagle rozważka Kazimiera. Wszystko będzie dobrze, ufam.
On podszedł do żony i położył rękę na jej ręku:
Jana, wystarczy. Pozwól dzieci w spokojni. Oni sami sobie poradzą.
Na zaskoczenie Pawła, Jadwiga nie zaczęła sprzeczać się. Tylko pokręciła głową i, powiedzmy, zestawie ci herbatę, a szedł na kuchnię.
Za resztą dnia znowu cichy przeminął. Jadwiga nie zadawała pytań, nie krytykowała, była spokojniejsza, zamyślona.
Rano nastepnego dnia, kiedy Paweł się obudził, zauważył, iż Zosi nie było obok. Zbierał się gwałtownie i wyszedł do korytarza, gdzie dobiegały do niego ciche głosy. Jego żona i Jadwiga siedziały w kuchni i rozmawiały.
Przepraszam, córaczko usłyszał głos Jadwigi. Przecież nie wiedziałam…
Wszystko dobrze, mamo Zosia głaszczyła rękę matki. Po prostu… nie pytaj już, dobra? Kiedy będzie coś powiedzieć ja sama opowiem.
Jadwiga pokiwała głową, a Paweł zauważył, iż na jej oczach są łzy.
Ostatnie dni przemknąły niespodziewanie ciszy. Jadwiga nie bardzo krytykowała, nie zadawała nieprzyjemnych pytań i jakby starała się być delikatniejsza. Była dalej czynna w kuchni, próbowała zasilać, ale jej ton był teraz zimniejszy, nieco bardziej.
Kiedy czas był na powrót do Warszawy, Jadwiga wzięła Pawła w objęcia po raz pierwszy od wszystkich tych lat.
Żegnaj, droga teściowa nie wytrzymał Paweł, iż powiedzieć żart.
Nie żegnaj, tylko do widzenia, dzieci uśmiechnęła się. Ty… dbaj o nią, dobrze?
Obiecuję powiedział poważnie.
W pociągu Zosia przez dłuższy czas milczała, patrząc przez okno. Potem odwróciła się do męża:
Dziekuje, iż powiedziałeś jej.
Za co? zdziwił się.
Za to, iż jej ujawniął. Myślę, iż w końcu zrozumiała…
Paweł objął żonę:
Wiesz, niemal przestałem cię lubić. Ale teraz myślę, iż ona po prostu nie wiedziała, jak w inny sposób to wyrazić.
Zosia pokiwała:
Ona jest taka, jaką jest. Nie idealna, ale… moja mama.
I moja teściowa uśmiechnął się Paweł. Skoro, to… czy naprawdę się zmieniła?
Zmieniła się potwierdziła Zosia. Wiesz, co mi dziś rano powiedziała? Zosiu, zrozumiałam, iż być matką to nie tylko komendować i uczyć, ale też też umrzeć wtedy, kiedy przyjdzie czas.
Paweł zdołał:
Czy to była taka głęboka rozmowa?
Nie tylko Zosia uśmiechnęła się. Powiedziała, iż jeżeli wszystko się u nas uda, to nie będzie bez zaproszenia, nie zostanie dłużej niż trzy dni.
Wow! zaszczekotał Paweł. Teraz naprawdę wierzę w cud!
Pociąg zawracał ich z powrotem do Warszawy, z ich życia, ich problemów, ich nadziei. Ale coś się zmieniło, coś się ulżyło. I Paweł myślał, że, może, teraz naprawdę będą w stanie się rozpuścić i nie tak bardzo się zmartwiać. A może i wszystko się naprawi.
A po pół roku Zosia zadzwoniła mamę i cicho powiedziała:
Maminko… wydaje się, iż mamy będzie córeczka lub syn.
And although Jadwiga zaczęła się emocjonować z euforii i zasypała ich pytaniami, to były już inne pytania i inne łzy.