W małym miasteczku na Mazowszu, gdzie wiatr hula po wąskich uliczkach, Weronika i jej mąż Krzysztof próbowali budować swoje życie. Ale cień teściowej, Ireny Nowakowskiej, ciążył nad ich rodziną jak ciężka chmura.
„Jaki stylowy macie ekspres do kawy! Taki by mi pasował” – powiedziała Irena, patrząc na syna tym tonem, od którego Krzysiowi robiło się zimno w sercu.
„Mamo, dopasowaliśmy go do naszej kuchni. U ciebie styl jest zupełnie inny” – próbował się wykręcić, ale wiedział, iż ekspres niedługo wyląduje w jej mieszkaniu.
Irena zawsze dostawała to, czego chciała. Nowa blendera, designerski zestaw garnków, a choćby firanki – jeżeli tylko powiedziała „chcę”, Krzysztof, jako posłuszny syn, natychmiast to przynosił.
„Przecież kupisz sobie nowy, syneczku. Ja jestem na emeryturze, nie stać mnie. Ile ja dla ciebie zrobiłam, całe życie poświęciłam! Przecież mnie kochasz?” – mówiła tak, iż nie sposób było się sprzeciwić. Jej słowa, jak słodka trucizna, wsiąkały w serce, a Krzysztof oddawał pole.
Nigdy się nie sprzeciwiał. choćby jeżeli matka nie korzystała z tych rzeczy, tłumaczył sobie: „Może jeszcze się przyda”. Jak tu odmówić kobiecie, która ciągle przypominała o swoich poświęceniach?
Krzysztof wychował się w domu, gdzie matka była niepodważalnym autorytetem. Nie dostał się na studia za darmo, więc Irena wybrała dla niego płatne prawo.
„To przyszłościowe, synu! Będziesz zarabiał, jak każdy porządny człowiek” – powtarzała.
Ale już na pierwszym roku zrozumiał, iż prawo to nie jego pasja. Marzył o fotografii, o tworzeniu, ale gdy zadzwonił do matki, usłyszał:
„Już zapłaciłam za trzy semestry! Wcześniej to ci nie przyszło do głowy? Haruję na dwóch etatach, żebyś się uczył, a ty mi takie numery odstawiasz? Skończysz studia, a potem pójdziesz na praktykę do cioci Ewy, już załatwiłam”.
Ciocia Ewa, przyjaciółka matki, pracowała w kancelarii. Po zajęciach Krzysztof jeździł do niej, słuchając niezliczonych opowieści o życiu i tylko czasem – o pracy.
„Mamo, nie chcę tam więcej jeździć, to nie dla mnie” – odważył się powiedzieć po pół roku.
Ale wtedy poznał Weronikę. Dziewczyna z sąsiedniej grupy zauroczyła go swoją spontanicznością. Zaczęli się spotykać, chodzić na spacery po parku, jeździć na rowerach, pić gorącą czekoladę w kawiarniach. Krzysztof, pochłonięty romansem, zaczął opuszczać praktyki, zasypiał na wykładach, a ciocia Ewa gwałtownie poskarżyła się Irenie.
„Ja wszystko dla ciebie robię, a ty mi tak odpłacasz? Wylecisz ze studiów, zaniedbujesz naukę, a do tego włóczysz się z jakąś dziewczyną!” – krzyczała. „Od dzisiaj pracujesz na pół etatu, pieniądze oddajesz mnie. Widziałeś ceny w sklepach? Żadnych wygłupów!”
Krzysztof milcząco się zgodził. Zostawiał sobie trochę na randki z Weroniką, resztę oddawał matce. Irena tylko wzdychała:
„Powinieneś już sam na siebie zarabiać. Ja muszę o sobie pomyśleć, emerytura tuż-tuż, zdrowie nie to co kiedyś. Nie chcesz chyba, żebym odeszła za wcześnie? Wiesz, iż mnie kochasz…”
Po studiach Irena zrobiła im „niespodziankę”. Wręczyła klucze do mieszkania:
„Macie, cieszcie się!”
Weronika nie mogła uwierzyć, Krzysztof przytulił matkę, nazywając ją najlepszą.
„Wszystko dla was odkładałam” – powiedziała dumnie teściowa.
Ale mieszkanie okazało się małą kawalerką z wiekowym remontem. Weronika jednak się nie zraziła:
„Zrobiemy remont, urządzimy się, będzie przytulnie!”
Jednak euforia gwałtownie minęła. Irena mieszkała w sąsiednim bloku i coraz częściej prosiła Weronikę, by „wpadła po zakupy”, „umyła kuchenkę” albo „posprzątała szafę”. Weronika, mimo zmęczenia po pracy, zgadzała się. Ale ostatnia prośba teściowej ją zaskoczyła.
„Potrzebuję nową kanapę do salonu, a starą możemy rozebrać, nie trzeba płacić. Dobrze, iż mam taką pomocną synową” – uśmiechnęła się Irena.
„Chętnie pomogę, ale w weekend mamy plany z Krzysztofem. I tak już codziennie do was przychodzę” – spróbowała się wymigać Weronika.
„Jak to?! Ja syna wychowałam, mieszkanie wam kupiłam, a ty się droczysz o taką błahostkę?” – teściowa przeszła do ataku.
Po tym incydencie Irena przestała prosić o pomoc. Weronika odetchnęła, myśląc, iż sprawy się poprawią. Ale niedługo Krzysztof zszokował ją wiadomością:
„Mama musi jechać do sanatorium, ceny wysokie. Ty dobrze zarabiasz, możemy jej pomóc? Przeleję ci na konto” – oznajmił.
Weronika w końcu zrozumiała, dlaczego tylko ona płaciła za zakupy, paliwo i rachunki. Myślała, iż Krzysztof oszczędza na samochód albo wakacje, a on wszystko oddawał matce.
„Ona sama nie chciała pomagać! Mama kupiła nam mieszkanie, dzięki niej nie mamy kredytu” – tłumaczył, gdy Weronika poruszyła temat.
„Może lepiej wziąć kredyt? Spłacimy w kilka lat, a twojej mamie będziesz płacił do końca życia?” – zaproponowała.
Ale Krzysztof nie chciał słuchać. Weronika czuła, iż ich związek rozpada się pod presją teściowej.
Gdy Irena przyszła w odwiedziny i zabrała nowy ekspres do kawy, który z trudem wybrali, Weronika wybuchnęła:
„Jak teraz zrobimy kawę?”
„Przyniosę stary z pracy, a nowy kiedyś kupimy. Mam jej odmówić?” – odparł Krzysztof.
„A jeżeli spodoba jej się nasza kanapa, też oddasz? A telewizor?” – Weronika była na skraju wytrzymałości.
„A to, iż mieszkamy w jej mieszkaniu, się nie liczy?” – kontrował Krzysztof.
„Co, do śmierci mamy się kłaniać za tę kawalerkę? Dość!” – Weronika postanowiła porozmawiać z teściową sama.
Wchodząc do mieszkania Ireny, oniemiała – wszędzie leżały torby z markowych sklepów, pudełka po drogich sprzętach, rachunki z restauracji.
„Ireno, kiedy będziemy mieć dziecko, ja sama mam je utrzymywać? Przestań wyciąga„Ireno, kiedy będziemy mieć dziecko, ja sama mam je utrzymywać? Przestań wyciągać od nas pieniądze, skoro choćby nie korzystasz z tych rzeczy!” – wykrzyknęła Weronika, wskazując na stos nieotwartych pudeł.