Teściowa wymagała pomocy w każdy weekend — pewnego dnia przestałam przyjeżdżać. Nie jestem służącą, nikt nie będzie zarządzał moim czasem.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Od samego początku małżeństwa starałam się dogadać z teściową. Przez osiem lat naprawdę znosiłam jej humory i uginałam się, by uniknąć konfliktów. Od kiedy z mężem wyprowadziliśmy się ze wsi do Warszawy, jego matka — Jadwiga Nowak — dzwoniła do nas co tydzień. Zawsze mówiła to samo: “Przyjedźcie w weekend, pomóżcie!” Albo ziemniaki przesortować, albo ogródek przekopać, albo tapety dla jej młodszej córki przykleić. I zawsze jechaliśmy. I pomagaliśmy.

A ja, nie osiemnastka przecież, nie mam życia bez obowiązków. Pracuję pięć dni w tygodniu, wychowuję dwójkę dzieci, prowadzę dom. Też mam swoje sprawy i czasem chciałabym… po prostu odpocząć.

Ale Jadwiga Nowak traktowała nas jak darmową siłę roboczą. Wystarczyło, iż wspomniałam o zmęczeniu, a już słyszałam: “No a kto, jak nie wy?” I gdyby to były naprawdę pilne sprawy — ale nie! Raz kazała mi nie przyjeżdżać do niej, a potem dzwoniła z nowym “ważnym” zadaniem — pomóc córce, Kasi, z tapetami. Przyjechałam jak głupia. I wiecie co? Gdy ja biegałam z miarką i wałkiem po pokojach, “zapracowana” Kasia przeglądała się w lustrze z nowym manicure i podgrzewała czajnik po raz dziesiąty.

Mąż to widział. Nie był głupi, rozumiał, jak nas wykorzystują. Ale nie odezwał się — bo to przecież mama. Milczałam. Znosiłam. Ale do czasu.

Aż pewnego dnia przestałam jeździć z nim do teściowej. Bez awantur. Bez tłumaczeń. Po prostu zostałam w domu i powiedziałam, iż mam swoje plany.

Teściowej, oczywiście, się to nie spodobało. Zaraz zaczęła wypytywać syna, o co chodzi, dlaczego nagle jestem taka “obojętna”. Mąż prosił, żeby pojechać — “no bo mama się martwi”. Ale ja nie zamierzałam dalej grać w tę sztukę.

Miałam dość. W wieku trzydziestu pięciu lat mam prawo odpocząć w weekend, a nie obsługiwać tych, co sami palcem nie kiwną. Nie widziałam w nich ani wdzięczności, ani szacunku. Tylko żądania.

W tę sobotę wreszcie posprzątałam swój dom. Wyprałam góry ubrań, ugotowałam porządny obiad, a w niedzielę — pierwszy raz od dawna — pozwoliłam sobie wylegiwać się na kanapie z książką. Było cudownie. Aż zadzwonił dzwonek.

W drzwiach stała Kasia.

Bez powitania, bez cienia uprzejmości od razu zaczęła oskarżać mnie o egoizm. Że jestem wredna, niekulturalna, porzucam rodzinę, ignoruję telefony teściowej. Powiedziała, iż powinnam pomagać — “bo teraz jesteś częścią rodziny”.

Spokojnie wysłuchałam, życzyłam miłego dnia i zamknęłam drzwi.

Ale to nie był koniec. Tego samego wieczora zawitała sama Jadwiga Nowak. Od progu — z pretensjami. Że jestem niewdzięczna, iż ona dla nas wszystko, a ja się “rozbabWtedy spojrzałam jej prosto w oczy i powiedziałam: “Od dzisiaj wasze problemy przestają być moimi”.

Idź do oryginalnego materiału