Sześciu miesięcy temu teściowa zamieszkała z nami. Ma swój własny dom i wcale nie jest bezradna, ale udało jej się przekonać syna, iż potrzebuje pomocy. Mówiła, iż jest jej strasznie, samotnie, więc w pośpiechu sprowadził ją do naszego dwupokojowego mieszkania.
Halina Kazimierzowska to kobieta o trudnym charakterze. Uwielbia być w centrum uwagi, nie ważne, co to kosztuje. Dopóki żył jej mąż, nie przyczepiała się do nas. Byłam wdzięczna, bo przez wszystkie lata małżeństwa nigdy nie udało nam się znaleźć wspólnego języka.
— Oj, córeczko, zawsze trzeba się przypudrować przed powrotem męża. Ja choćby w swoim wieku sobie tego nie odpuszczam. A mięso powinnaś gotować inaczej, może zapisz się na kursy, skoro mama cię nie nauczyła.
Takie teksty słyszałam regularnie. Według niej wszystko robi perfekcyjnie, a ja mam dwie lewe ręce. Kiedyś widywałyśmy się tylko od święta, więc gryzłam język i znosiłam, ale teraz, gdy codziennie muszę słuchać jej uwag, zaczyna mnie to przerastać.
Teść zmarł w zeszłym roku. Spodziewaliśmy się tego, bo od lat chorował na nowotwór. Po jego śmierci teściowa wyglądała przerażająco — nic nie jadła, nie piła, jakby stała się cieniem. Przez pierwszy miesiąc nie zostawialiśmy jej samej.
Ale po jakimś czasie ocknęła się i wróciła do normy. Znów zaczęła mnie krytykować i docinać. Dla mnie to był znak, iż odzyskała formę. Niestety, za gwałtownie się ucieszyłam — zaczęła namawiać męża, iż źle jej samotnie.
— Czuję się opuszczona i nikomu niepotrzebna. Boję się zostawać w domu, jeszcze ta tachykardia mnie dopada. Może zamieszkalibyśmy razem? — jęczała.
Mąż nie był zachwycony, ale uległ. Ciągłe telefony i opowieści o jej ciężkim losie w końcu go złamały. Ja jednak stałam twardo — kategorycznie nie chciałam mieszkać z teściową. Ona proponowała, żebyśmy się do niej wprowadzili, bo ma większy dom. Może i tak, ale tam na pewno nie byłabym gospodynią. A nasze mieszkanie jest w centrum — blisko do pracy i przedszkola.
Wiedziałam, iż nie wolno mi dać się wciągnąć w jej gierki, bo na swoim terenie zje mnie żywcem. Mąż starał się zrozumieć moje obawy, ale matka to matka. Obiecał, iż to tylko tymczasowe i iż będzie pilnował, żeby mi nie dokuczała.
Minęło pół roku wspólnego życia, a nasz związek jest w ruinie. choćby myślimy o rozwodzie. Jestem nerwowa, rozdrażniona, bo cały dzień skaczę wokół teściowej jak pokojówka.
Zrób herbatę, wyprowadź na spacer, włącz serial… A potem wysłuchaj monologu o tym, iż nikt się nią nie interesuje. I jak coś nie po jej myśli, od razu udaje zawał i każe wzywać pogotowie.
Chcieliśmy jechać nad morze, ale znowu urządziła scenę, iż ją porzucamy. Mówi, iż powinniśmy ją zabrać. A ja nie chcę takiego „wypoczynku”. Mąż tylko rozkłada ręce, a ja czuję, iż moja cierpliwość się kończy. jeżeli on woli matkę, trudno — będziemy się rozstawać.